Pracujemy dla siebie – nie na pokaz
Gospodarstwo państwa Róży i Romana Niewierów znalazło się w czołówce konkursu „Bezpieczne Gospodarstwo Rolne” zorganizowanego przez KRUS. Na 16 uczestników etapu regionalnego, rolnicy z Pietraszyna zajęli w eliminacjach IV miejsce.
Pan Roman przejął gospodarstwo po rodzicach, prowadząc je z wielką pasją, pani Róża jest zaś inspiratorką wszelkich nowości i udogodnień, aby usprawnić i unowocześnić jego funkcjonowanie.
A przecież przed poznaniem męża, wcale nie planowała rolniczej przyszłości. – Ojciec był przeciwny, abym poszła na gospodarstwo. Powtarzał, że to ciężka robota. Dziś po latach wiem, że miał rację – wspomina pani Róża. Po ukończeniu liceum ekonomicznego, podjęła pracę w NBP w Raciborzu. Pewnie gdyby nie poznała pana Romana, pracowałaby tam do dziś, bo zawód kasjerki bardzo jej się podobał. Po urodzeniu drugiego syna zrezygnowała jednak z pracy w mieście. Chciała sama wychować dzieci, a także pomóc mężowi w prowadzeniu pokoleniowego gospodarstwa.
Dostrzegła potrzebę zmian, aby praca dla całej rodziny była łatwiejsza i sprawniejsza. Początkowo mieliśmy tylko 10 – 15 krów, poza tym kilka cielaków i jałówek, tak jak u większości rolników. Obora była uwięziowa. Zadawać pasz i doić trzeba było jednak każdego dnia, rano i wieczorem, 365 dni w roku. – Jeśli mamy pozostać przy hodowli krów, koniecznie trzeba kupić dojarkę przewodową – zdecydowała widząc, jak wiele wysiłku wymaga dojenie do baniek.
Potem odwiedził państwa Niewierów doradca żywieniowy, który namówił ich na halę udojową. Zaprosił do siebie na Opolszczyznę, pokazał jak krowy podchodziły do dojenia, a obsługująca halę kobieta nie musiała się schylać i ciężko dźwigać. – Będzie pani lżej na starość, nie będzie miała pani zniszczonego kręgosłupa – przekonywał.
– Coś takiego w naszej oborze? – zastanawiali się państwo Niewierowie zwłaszcza, że tyle co kupili przewodówkę. – Mąż nie lubi zmian, ale ulega moim propozycjom i z czasem dobrze na tym wychodzi – śmieje się pani Róża, której udało się namówić go w końcu na tę inwestycję. Trzeba było utworzyć nie tylko halę udojową, ale i przerobić oborę uwięziową na wolnostanowiskową. Spuścić krowy z łańcucha i nauczyć je chodzić. Przebudować stół paszowy, który dotychczas był w środku, a nie na zewnątrz obory. Mało kto wtenczas miał obory wolnostanowiskowe.
Państwo Niewierowie zdecydowali, że ich hala udojowa „Rybia ość” będzie liczyła 2 x 3 stanowiska (trzy krowy po dwóch stronach). Dziś z perspektywy czasu twierdzą, że mogłaby być większa. Pomogła im Mleczarnia Turek w Głubczycach oferując pożyczkę, którą spłacali mlekiem. Wydatków było sporo. – Zaczęliśmy kupować jałówki. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej rozpoczęło się kwotowanie mleka, a tym samym konieczność kupowania kwot mlecznych – wlicza pani Róża.
Aby móc korzystać z programów unijnych, trzeba było dostosować gospodarstwo do stawianych wymogów. Wiązało się to na przykład z budową płyty obornikowej. Oprócz tej inwestycji państwo Niewierowie sięgali również do innych programów. – Dlaczego nie, skoro z takiej formy dofinansowania może korzystać każdy rolnik, który spełnia warunki i włoży wysiłek w przygotowanie odpowiednich dokumentów – odpowiada pani Róża tym, którzy uważają, że Unia coś komuś daruje.
Obecnie państwo Niewierowie hodują około 50 krów rasy holsztyno-fryzyjskiej na mleko. Posiadają też cielaki i jałówki, które pozostają na ich własne potrzeby. Ponieważ obora jest mała i nie było możliwości podziału krów na dwie grupy żywieniowe, państwo Niewierowie zamontowali stacje paszowe. System ten oblicza wydajność danej krowy i określa ilość paszy, którą powinna dostawać w ciągu całego dnia.
Na swych 32 ha własnej ziemi uprawiają przede wszystkim kukurydzę na kiszonkę, pszenicę (kiedyś wykorzystywali ją na paszę, a dziś kupują gotową granulowaną) oraz buraki, które oddają do cukrowni, skąd kupują wysłodki dla zwierząt.
Nie rezygnują też z modernizacji swego gospodarstwa. Pani Róża wspólnie z panem Romanem pięknie odremontowali stary dom i odnowili jego otoczenie. – Mamy system zarządzania stadem, taki jak w firmie Agromax i Kombinacie Rolnym Kietrz. Dzięki niemu wiemy wszystko o naszych krowach, czy mają np. zapalenie wymion, kiedy występują ruje i kiedy należy inseminować. Mąż skończył kurs inseminacji i sam zajmuje się kryciem zwierząt. Mamy własny kontener na nasienie buhajów. Brakuje nam tylko czasu, aby choć na tydzień wyjechać na odpoczynek – mówi pani Róża.
W gospodarstwie pomagają synowie, młodszy Łukasz kończy technikum mechaniczne w Raciborzu. To on w domu odpowiedzialny jest za zadawanie paszy zwierzętom wozem paszowym. Starszy Marek, dziś poza domem, studiuje rachunkowość i finanse na piątym roku Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Do udziału w konkursie zachęciła państwa Niewierów inspektor KRUS Agnieszka Plaskacz. – Nie chcieliśmy startować, bo mamy starą oborę. Okazało się, że nie musi być nowa, wystarczy że gospodarstwo jest schludne i bezpieczne. Musieliśmy poprawić naprawdę niewiele, np. dorobić fragment poręczy, oznaczyć progi, przymocować gaśnicę – mówi o kosmetycznych zabiegach w swoim gospodarstwie pani Róża. Zaskoczyła ich jednak wysoka lokata w konkursie. W Bielsku-Białej podczas rozdania nagród państwo Niewierowie otrzymali m.in. duży zestaw kluczy – narzędzi oraz kwiaty. Przedstawicielka raciborskiego starostwa wręczyła im tak piękny bukiet, że pozazdrościć mogli go zwycięzcy pierwszych trzech miejsc. Zostali też zaproszeni przez burmistrza Krzanowic. – Zwycięstwa cieszą, ale wszystko, co dotychczas zrobiliśmy, zawsze robiliśmy dla siebie, nie na pokaz – mówi z przekonaniem pani Róża.
(ewa)