Rzeka nie zraziła ich do produkcji mleka
Młodzi gospodarze z Bierawy należą do czołówki producentów mleka na Opolszczyźnie. W ubiegłorocznej, XVI edycji Wojewódzkiego Konkursu SUPERMLEKO, państwo Elwira i Krzysztof Chromikowie zajęli trzecie miejsce w kategorii powyżej 600 tys. l mleka. Należą do grupy 20 spośród blisko 200 hodowców, którzy dziennie oddają do głubczyckiej mleczarni połowę dostarczanej tam ilości mleka.
W Bierawie istnieją dziś dwa duże gospodarstwa, jedno z nich dzielą z rodzicami – Renatą i Rajmundem, pan Krzysztof z żoną. – Znaczną część gospodarstwa otrzymaliśmy w czerwcu 2003 r., a rok później stado. Z własnością i dzierżawami zajmuje ono ok. 110 ha, z czego 20 ha. stanowią łąki i lucerna. Dobre ziemie, położone nad brzegiem Odry, to teren zalewowy, dlatego musimy zmagać się z żywiołem rzeki – przypomina pan Krzysztof. – Siejemy bardzo dużo, bo ok. 20 ha na piaskach, na wypadek powodzi. Ostatnio rzeka wylała w 2010 r., zanim zdążyliśmy wykonać pokos. Musiałem kupić 300 balotów, aby mieć czym karmić zwierzęta. Pozwoliło nam to przetrwać do następnego roku – tłumaczy.
Państwo Chromikowie są czwartym pokoleniem na gospodarstwie. Rodzice pana Krzysztofa przejmując je po dziadkach posiadali już wykształcenie rolnicze, podobnie jak on sam i jego żona Elwira. Poznali się na dyskotece, pomimo że oboje w tym samym czasie uczyli się w Zespole Szkół Rolniczych w Komornie. Dziś rośnie kolejne pokolenie – Maksymilian, Oliwia i Daniel, z myślą o których państwo Chromikowie rozwijają swoje gospodarstwo.
Pan Krzysztof z podziwem wspomina czasy, kiedy ojciec hodował niespełna 10 sztuk bydła. – Robota nie do pozazdroszczenia. Dziennie spinał krowy i główną drogą wiódł na pastwisko, 40 minut w jedną stronę. Musiał tam rozkładać i dokładnie sprawdzać elektryczne pastuchy, ponieważ krowy potrafiły wrócić z powrotem. Kiedyś główną drogą, gęsiego, w asyście policji przyszły do domu. Nawet teraz, kiedy wydawało się, że w nowej oborze już nic nie zrobią, potrafią wyważyć zamknięte wrota – mówi z rozbawieniem. Zdarzyło się tak, kiedy po okolicy grasowała puma i gospodarze zamykali na noc swoje zwierzęta.
Opowiada, jak od 2005 r. przestawili produkcję: przestali sadzić kartofle i uprawiać buraki, decydując się na hodowlę krów. Aktualnie wydajność sięga 9 tys. l mleka od krowy, co w pełni satysfakcjonuje pana Krzysztofa. Początki nie były jednak łatwe.
Od tradycji po nowoczesność
O rozwijaniu hodowli krów pan Krzysztof zdecydował w 2002 r., po ukończeniu szkoły. Państwo Chromikowie posiadają bardzo dużo łąk nad Odrą, których nikt nie zaorze, w obawie przed wylewami rzeki. Łatwiej też na piaskach uprawiać kukurydzę dla bydła niż zboże potrzebne w hodowli świń. Z 20 ha łąk uzyskują cztery pokosy na sianokiszonkę rocznie, a kiedyś – jak wspominają – sukcesem były dwa. W 2005 r. zakupili 130-konny ciągnik i prasę zwijającą. Hodowali już wtenczas prawie 20 krów. W pomieszczeniach chlewu były nowe żłoby i stały byki. Poiło się ręcznie wodą. W tak przygotowanej oborze pracowało się od świtu do północy. Najgorzej było zimą, kiedy zamarzająca woda rozrywała rury. Dzięki kredytowi, który udało się im uzyskać po sześcioletnich staraniach, państwo Chromikowie wybudowali oborę wolnostanowiskową. Większość robót wykonano systemem gospodarczym. Budowę rozpoczęto 2 lutego 2007 r., a już 21 lipca, krowy wpędzono do obory. – Trzeba było się spieszyć, bo kupiliśmy 20 jałówek, a 15 krów czekało na ocielenie. Wszystkie zwierzęta, od cielaków przez jałówki po krowy, hodowane są w trybie wolnym. Poidła są samonapływowe, podgrzewane elektrycznie – tłumaczy pan Krzysztof.
Dziś sami się dziwią, że wszystko udało się tak sprawnie przeprowadzić. Do nowej obory wprowadzono 47 krów. Nie wszystkie przystosowały się, odbiło się to na wydajności, wiele zwierząt wypadło. Przełom nastąpił zimą, kiedy okazało się, że krowy w wolnostanowiskowej oborze dają najwięcej mleka. – Krowy potrzebują chłodniejszej obory. Lubią wychodzić na zewnątrz, zimą są ośnieżone jak żubry. Nie wszyscy ludzie o tym wiedzą, dlatego nasyłają na nas „Zielonych” – skarży się pani Renata, przypominając, że bydło dużo lepiej znosi niską niż wysoką temperaturę.
Nie boją się ryzykować
Obecnie państwo Chromikowie mają 80 sztuk krów i 70 jałówek. Dysponują też profesjonalnym sprzętem. Po powodzi zaryzykowali i dwukrotnie wystąpili o środki z PROW. – Kupiliśmy ładowarkę teleskopową, ciągnik specjalistyczny z sieczkarnią oraz prasę i pług, potem jeszcze, już za własne pieniądze, kosiarkę i zgrabiarkę. Obecnie bazujemy na silosach, a baloty zbieramy przy trzecim, czwartym pokosie – mówi pan Krzysztof. Zamierza przystąpić również do nowego PROW. Sam zajmuje się również inseminacją, uzyskując w ten sposób oszczędność rzędu 40 tys. zł w roku. Od siedmiu lat współpracuje z firmą, która dostarcza do reprodukcji nasienie od kanadyjskich buhajów. – Bydło to jest wytrzymalsze, większe i wydajniejsze, ale wymaga odpowiedniego systemu karmienia – podkreśla pan Krzysztof.
(ewa)