Rolnikiem został z zamiłowania do ziemi
Przejeżdżając przez centrum Branic, trudno uwierzyć, że za srebrnym ogrodzeniem jednej z posesji znajduje się duże gospodarstwo zajmujące się produkcją trzody chlewnej. Ponieważ jego właściciele państwo Danuta i Czesław Glapowie od minimum ograniczyli uciążliwości związane z hodowlą nie dziwi, że świetnie prowadzona wyróżniona została w piątej edycji konkursu na „Gospodarstwo rolne przyjazne środowisku 2015”, który zorganizuje Opolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Łosiowie.
Dziś gospodarujący na blisko 60 ha braniccy rolnicy zaczynali do pół hektara, które pan Czesław odziedziczył po rodzicach. – Ojciec miał ok. 6 ha dzierżawionej ziemi, oddał jednak pole, aby dom wraz z obejściem uzyskać na własność. Pozostało mu więc pół hektara i 40-arowy plac – opowiada. Z panią Danutą, która pochodzi z większego gospodarstwa, gdyż jej rodzice mieli niegdyś w Lewicach 14 ha gruntów rolnych, znali się jeszcze z czasów szkolnych. Ponieważ już od dzieciństwa pan Czesław marzył, aby zostać rolnikiem na własnej ziemi, zrezygnował najpierw z pracy w PGR w Michałkowicach, a potem w GS w Branicach. Po ślubie stopniowo zaczęli powiększać areał zaczynając od zakupu swych pierwszych trzech hektarów.
– Mąż od dzieciństwa zafascynowany był pracą na roli, dlatego zdecydowaliśmy się na gospodarstwo, choć wiedziałam jak ciężka to praca – mówi obeznana z rolnictwem pani Danuta.
Nie pozbawiając męża zamiłowania do ziemi, sama zajęła się wychowaniem trojga dzieci: Justyny, Krzysztofa i Marcina, prowadzeniem domu i ogrodu oraz pracą zawodową w branickim Dom Pomocy Społecznej, pozostawiając obowiązki na gospodarstwie panu Czesławowi. Poza tym obecnie pomaga córce w wychowywaniu wnucząt Dorotki i Oskara.
Postawili na zwierzęta
Produkcję zwierzęcą państwo Glapowie zaczęli od hodowli 10 byków. Ponieważ pan Czesław kieruje się w swej profesji nie tylko pasją, ale też rozeznaniem rynku, pozwoliło mu to rozwinąć gospodarstwo. Nie ukrywa, że kosztowało to wiele pracy, szczególnie że wówczas nie była ona jeszcze tak zmechanizowana jak dziś.
Z końcem lat osiemdziesiątych w gospodarstwie państwa Glapów zaczęły pojawiać się pierwsze maciory. – Początkowo było ich pięć, a więc tyle, aby wystarczało nam na bieżące potrzeby, a ze sprzedaży produktów rolnych rozwijaliśmy gospodarstwo, kupowaliśmy nawozy, przeprowadzaliśmy inwestycje – mówi pan Czesław.
Najwięcej trzody mieli w ostatnich latach. – Sprzedawaliśmy rocznie 120 – 150 tuczników. W tamtym roku, kiedy obniżyła się cena żywca, zniechęciłem się i sprzedałem dwie maciory. Tak niskich cen, jak obecnie, jeszcze nie było. Zamierzam poczekać na bardziej korzystne czasy, dlatego trzymam zwierzęta – przyznaje pan Czesław z nadzieją na lepszą przyszłość.
Zadowolony jest natomiast z tegorocznych upraw. – Jesteśmy na takim terenie, że tak, jak w tym roku, mogłoby być zawsze. Kukurydza plonowała średnio 8,5 t/ha, a mniejszy zbiór w stosunku do ubiegłorocznego (ok. 15 t z ha) zrekompensowała cena. Zebraliśmy 9 t/ha zboża, ostatnio odstawiłem do cukrowni buraki, które z mojego rozeznania plonowały 60 t/ha – szacuje branicki rolnik.
Będąc w centrum Branic, państwo Glapowie nie mają możliwości rozwijania swojej działalności: – Łatwiej jeśli gospodarstwo jest poza miejscowością. W naszej sytuacji, nie mamy szansy mieć więcej niż 100 sztuk świń, tak aby nie było to uciążliwe dla otoczenia, a zapach neutralizował się – dodaje pan Czesław.
Dbałość o uprawy, zwierzęta, park maszynowy i porządek na gospodarstwie, gdzie wszystko ma swoje miejsce, doceniła komisja konkursowa. – Nie sądziliśmy, że zdobędziemy wyróżnienie – dziwi się pani Danuta, nie dostrzegając w swej codziennej normalności czegoś wyjątkowego.
A przecież dbają nie tylko o swoje. Starają się, aby mieszkającym w pobliżu ludziom, od których dzieli ich zaledwie rów, nie przysparzać swą produkcją kłopotu. – Mamy wyrozumiałych sąsiadów, którzy nie uskarżają się na nas, a my próbujemy być jak najmniej uciążliwi dla innych – mówi pani Danuta i opowiada jak mąż wywożąc i rozrzucając obornik na polu, stara się robić to albo wcześnie rano, albo kontrolując kierunek wiatru, aby ten nie roznosił zapachów po miejscowości.
O świnki dba, ale nie przywiązuje się do nich
Poza zakupem płyty obornikowej i zbiornika na gnojowicę, pan Czesław nie korzysta ze wsparcia unijnego, ponieważ hodowla trzody chlewnej ogranicza dostęp do dopłat unijnych. Sam inwestuje w potrzebny sprzęt. Ostatnio nabył mocniejszy traktor z agregatem na kredyt z dopłatą agencji na nowe technologie. Stara się jednak inwestować ostrożnie, by nie nadwyrężyć budżetu domowego i jak sam mówi – spać spokojnie.
Snu nie jest jednak za wiele, bo przy zwierzętach trzeba wcześnie wstawać oraz późno kłaść się spać. – Niegdyś w Branicach było wielu hodowców trzody chlewnej, teraz zmieniło się i dziś chyba zostałem sam – przyznaje. W gospodarstwie panu Czesławowi pomagają synowie, choć to on dzierży jego stery. Lubi zwierzęta, a w szczególności konie. Wie jednak, że przy tylu obowiązkach dodatkowe zwierzę stwarzałoby tylko problem. – Posiadanie konia to wyzwanie, wymaga on dużej dbałości, podobnie zresztą, jak świnki. Mam je tyle lat, ale nie zdarzyło się żeby któraś mnie ugryzła – przekonuje, że zwierzę musi czuć zaufanie do osoby, która wykonuje obrządek.
– Jak maciora się prosi w pobliżu nie może być nikt obcy – potwierdza pani Danuta i wspomina, jak kiedyś ona próbowała zastąpić męża. Zwierzę było jednak tak niespokojne, że w końcu pojechała po pana Czesława, który pracował przy żniwach na polu. Gdy przyjechał, poklepał maciorę, po chwili zaczął się poród.
Czy ciężko, gdy trzeba je oddać? – nasuwa się pytanie.
– Nie, ponieważ zwierzęta trzeba lubić, szanować i o nie dbać, ale nie można się do nich przywiązywać – przyznaje świadomy swej roli hodowcy pan Czesław.
Ewa Osiecka