Filip z Bieńkowic – najmłodszym pszczelarzem na Śląsku
Zamiłowanie do pszczół nie opuszcza młodego bieńkowiczanina, pomimo że przybywa mu obowiązków szkolnych i pozaszkolnych. Jedenastoletni Filip Ćmok, który jest najmłodszym pszczelarzem w Śląskim Związku Pszczelarskim, na równi z dorosłymi prowadzi swoją pasiekę. Dziś ma cztery ule i nieustannie otwartą głowę na wiedzę o tych miododajnych owadach.
Młody pszczelarz wychowany w pełnym zwierząt gospodarstwie, które prowadzą jego rodzice w Bieńkowicach, swoją przyszłość wiąże z rolnictwem. Trudno odmówić mu determinacji, skoro od czterech lat konsekwentnie nabywa umiejętności, obcując z pszczółkami.
Filip wiele wie na temat swoich podopiecznych. Zainteresował go nimi znajomy ojca, miejscowy pszczelarz Konrad Hanczuch. – Miałem siedem lat, gdy pojechaliśmy z tatą zobaczyć ule pana Konrada. Potem załadowaliśmy trzy i przywieźliśmy do domu. Pan Konrad wszystko nam powiedział, również jak wyciągać żądło i że nie wolno go ściskać, bo wtedy wydziela się jad – tłumaczy. On sam już dwukrotnie został użądlony przez pszczoły. Nie zraża go to jednak, pomimo że od palca spuchła cała stopa i trzeba było pojechać do lekarza.
Chłopak, który nie boi się pszczół
Filip z podziwem mówi o panu Konradzie, który przy ulach nie używa żadnej ochrony przed owadami, on sam jednak zaglądając do swojej pasieki ubiera rękawice i kapelusz z moskitierą, zwany przez miejscowych haubą.
Ostatnio wspólnie ze swym mistrzem spędzał sporo czasu w jego dużej pasiece. Pan Konrad uczył go, jak robić odkłady, czyli jak zakładać nową pszczelą rodzinę. – Wybieraliśmy z ula dwa plastry z czerwiem i przekładaliśmy do korpusu. Tam pszczoły same wyhodują sobie królową – opowiada. W przyszłym roku chciałby takie odkłady zrobić u siebie. Marzy, aby jego pasieka rozrosła się do dziesięciu uli.
Syna w pszczelarskiej pasji wspierają rodzice, którzy obyci są ze zwierzętami. Pan Aleksy pod wpływem syna również zainteresował się pszczelarstwem, a pani Ania – lekarz weterynarii, otoczona jest dodatkowo domowymi zwierzętami. Oprócz trzody chlewnej, w gospodarstwie państwa Ćmoków są krowy, na podwórku psy i żyjący z nimi w zgodzie kot, a na pastwisku koń. Pani Ania, kiedy nie może zabrać syna, sama jeździ na kursy i szkolenia pszczelarskie. Dostrzega też trudną sytuację tych pożytecznych owadów, dla których coraz częściej – szczególnie o tej porze roku – brakuje pożytków. – Zlikwidowano ugory i miedze, rolnicy stosują środki chwastobójcze, dlatego po przekwitnięciu rzepaku, brakuje roślin miododajnych – zauważa. Dlatego chciałaby w ramach programu unijnego, posadzić na pobliskiej drodze drzewa owocowe i lipy.
– Wiele zawdzięczamy panu Konradowi. Nieustannie pomaga Filipowi w prowadzeniu pasieki, jest dla niego wzorem. Spokojny i cierpliwy, pozwala mu zdobywać własne doświadczenia, nawet jeśli musi uczyć się na błędach – mówi pani Ania.
Na początku siedmioletni Filip, by dowiedzieć się o pszczołach czegoś więcej, podpartywał życie roju przez przeszkolony otwór, który pan Konrad zrobił w korpusie jednego z uli. Obecnie w pasiece młodego pszczelarza, miejsce starych drewnianych uli, zajęły nowe wielkopolskie, lekkiej styropianowej konstrukcji. Filip zrobił też specjalny kurs zorganizowany w Nędzy przez Ślaski Związek Pszczelarzy w Katowicach, gdzie uzyskał uprawnienia pszczelarskie.
Pierwsze miodobranie młodego pszczelarza
Obecnie Filip już wie, że intensywność prac zależy od miesiąca. Późną wiosną i latem, kiedy dużo roślin kwitnie, a pszczoły zbierają pyłki, trzeba pamiętać, o właściwym wietrzeniu uli, by pszczołom nie było za zimno lub za gorąco, a także o porach wybierania miodu, a następnie oddzielania go od plastrów, w czym pomaga chłopcu pan Konrad. Ze swego pierwszego miodobrania Filip uzyskał 60 kg miodu, co napawało go wielką dumną.
Najwięcej jednak pracy czeka zawsze w sierpniu, kiedy faktycznie zaczyna się rok pszczelarski. Wtedy musi odpowiednio przygotować pszczoły do zimy, by w jak najlepszej kondycji mogły przetrwać do wiosny. Pan Konrad wspiera go też w walce z warrozą, najgroźniejszym pasożytem pszczół oraz nosemozą – zaraźliwą chorobą miododajnych owadów. Filip nie tylko umie je rozpoznawać, ale wie że trzeba ule odymiać specjalnymi środkami, a zmuszony liczyć np. pasożyty warrozy, potrafi ocenić, jak mocno jego rój jest nią porażony. Zna też innych wrogów pszczół, np. nocnego motyla – zmierzchnicę trupią główkę, która wkrada się do ula po miód.
W marcu natomiast sprawdza, jak przezimowały pszczoły, czy jest matka, czy czerwi, czy są mateczniki. Wie kiedy należy oddzielić matkę od roju, założyć kraty odgrodowe, aby pszczoły zajęły się pracą. Potrafi pod nadzorem pana Konrada oznaczyć matki pszczele. Zafascynowany jest tworzeniem matek i mateczników.
Filip nie tylko poznał zwyczaje pszczół, ale też zna wszystkie wytwarzane przez nie produkty, a po kolorze pyłku potrafi rozpoznać z jakiej pochodzi rośliny. Jak na chłopaka przystało, potrafi też płatać dziewczynom figle, przykładając do ręki pszczołę. Faktycznie jest to trudny do odróżnienia truteń lub muchy, które nie żądlą. Żart jednak zawsze wywołuje pożądany efekt.
Kiedy nie zajmuje się pszczołami – gra na trąbce
Filip jest bardzo zapracowany. Poza zajęciami w szkole, rozwija się muzycznie i sportowo. – W piątki po lekcjach chodzę na SKS, gdzie gram w piłkę nożną, potem w aucie jem obiad i mama zawozi mnie do szkoły muzycznej – opisuje jeden z intensywniejszych dni tygodnia. Ukończył pierwszą klasę gry na trąbce i od nowego roku wstąpi do orkiestry szkoły muzycznej. W weekendy pomaga ojcu w przygotowaniu karmy dla świń.
Filip, tak jak jego rodzice – zamierza zajmować się hodowlą. – Umówiłem się z kolegą, który też chce zostać rolnikiem, że jak będziemy starsi, to ustawię mu ule na rzepak. On będzie miał zapylone pole, a ja miód – mówi rezolutny nastolatek, który już postanowił swą przyszłości związać z trzodą chlewną i pszczołami.
Ewa Osiecka