Zaufali mu i dziś wspólnie świętują jubileusz
Niczym feniks z popiołów odrodziła się i trwa budując swoją przyszłość na wspólnym zaufaniu, pracy i mądrym zarządzaniu. Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna Pietrowice Wielkie niczym kobieta po przejściach, odnalazła się w nowej rzeczywistości i dziś z godnością może świętować swój jubileusz 65 lat istnienia.
Świetlane początki zawdzięcza Józefowi Serafinowi, legendzie ziemi raciborskiej, wieloletniemu posłowi z ramienia ZSL, który – jak wspomina z szacunkiem swego imiennika obecny prezes Józef Kowol – był założycielem pietrowickiej spółdzielni, tworząc ją w szczerym polu i rozbudowując jej bazę na obszarze 6 ha.
Wizja wielkoobszarowego gospodarstwa zniszczyła spółdzielnię
To co wycisnęło niesamowite piętno na spółdzielni, po odejściu na emeryturę jej wieloletniego prezesa, to była decyzja kolejnego szefa, który miał wizję stworzenia z pietrowickiej spółdzielni dużego kombinatu rolnego.
Spółdzielnia produkcyjna licząca ok. 450 ha, w połowie lat 90. wydzierżawiła od Agencji Nieruchomości Rolnych 800 ha pól po upadającym Kombinacie PGR Racibórz, a konkretnie te najgorsze, należące do zakładu w Lubomi. Ponieważ i tego było mało, przejęła z tego samego kombinatu, gospodarujący na 350 ha zakład w Gródczankach. W sumie powiększyła swój areał do ok. 2 tys. ha. Pietrowicka RSP nie miała jednak potencjału, a przede wszystkim pieniędzy na utrzymanie takiego konglomeratu. Zadłużała się zaciągając kredyty na wykup sprzętu i krów z PGR oraz na wynagrodzenia pracowników. W 1996 r. dotychczasowy prezes odszedł ze spółdzielni.
Załoga wybrała na swojego nowego szefa dotychczasowego wiceprezesa Józefa Kowola, który został najmłodszym w tamtych latach prezesem spółdzielni. Rok później, podczas powodzi w 1997 r. lubomski zakład znalazł się pod wodą, a straty wycenione przez wojewodę sięgnęły 2,5 mln zł.
Na niewiele zdała się pomoc uzyskana od państwa, w postaci niskooprocentowanego kredytu, który musiał być spłacony w ciągu dwóch lat bez możliwości umorzenia choćby jego części. – Czas szybko mijał a nas nawiedziły następne klęski – mała powódź i gradobicia w Lubomi, przynosząc kolejne straty. Spółdzielnia pogrążała się w długach. Nie mogąc zwrócić pieniędzy z bieżącej działalności rolniczej, w 2002 r. pozbywamy się zakładów w Lubomi, a w 2007 r. w Gródczankach, pozostając z 2,5-mln zaległościami finansowymi – opowiada obecny jej szef. Mimo młodego wieku i braku doświadczenia, musiał stawić czoła powstałym problemom. – Nie było łatwo, wielu długów nie byliśmy w stanie spłacać, brakowało pieniędzy na wypłaty dla 60-osobowej załogi. Nad spółdzielnią zawisło widmo bankructwa – wspomina.
Jak nowy prezes poradził sobie z problemami RSP?
– Byłem technikiem rolnikiem, który przyszedł do pracy do Pietrowic Wielkich w wieku 20 lat. Dziesięć lat później odczułem nieodpartą potrzebę dalszej edukacji. Wybrałem wtenczas nową Wyższą Szkołę Ekonomii i Administracji w Bytomiu, gdzie wykładała elita naukowców Uniwersytetu Śląskiego, Politechniki Gliwickiej i Akademii Ekonomicznej. Po powodzi, kiedy musiałem stawić czoła kłopotom spółdzielni, zrozumiałem do czego potrzebne były mi studia z administracji i prawa – mówi.
Zaczął wygrywać procesy z prawnikami agencji rolnej, wywalczył ugody, porozumienia i prolongatę kredytów, co pozwoliło z czasem wyprowadzić spółdzielnię na prostą. – Spłaciliśmy nasze długi kosztem gospodarstwa, gdyż z 450 ha pozostał nam areał ok. 200 ha, który dziś użytkujemy. Większość załogi nie wytrzymała presji, choć zapewniałem uczciwie, że jeśli mi zaufają to uratuję spółdzielnię. Dla nich, ale i dla siebie, bo nigdzie indziej nie widziałem lepszego miejsca pracy. Walczyłem więc, jak o swoje, wygrywając z urzędnikami na etacie – mówi o nastawieniu w podejmowanych działaniach.
Część osób zaufała mu, ale większość odeszła. Przez ten niełatwy czas, pozostało i trwało przy swoim prezesie zaledwie kilka osób: Łucja Gulczyńska, Marian Janik, Zdzisław Oranin, Waldemar Pohlmann. Trochę później do zespołu dołączyli Zbigniew Pleńkowski i Rozalia Przewosnik. Do dziś zachowali oni miejsca pracy. Wynagrodzenia są godziwie, a załoga ma poczucie, że realizuje się „na swoim”.
Odskocznią od spółdzielczej codzienności dla prezesa Kowola są wykłady w szkołach policealnych, gdzie naucza przedmiotów prawniczych na kierunkach technik administracji. – Całe życie wmawiałem sobie, że nie chcę być nauczycielem i na przekór rodzinnej tradycji poszedłem do rolnictwa. W moich genach tkwi jednak pasja do tego zawodu. Kończąc oprócz administracji kolejne studia m.in. politologiczne, prawa pracy, psychologii społecznej na Uniwersytecie Opolskim, chcę dzielić się z młodymi ludźmi zdobytą wiedzą, która pozwala mi być dobrym wykładowcą – opowiada, jak samorealizuje się podczas takich zajęć.
Przyszłość rysuje się kolorowo
Prezesowi udało się ocalić spółdzielnię, choć poniosła spore koszty: mniej było pola, brakowało też sprzętu rolniczego do uprawy ziemi, gdyż bank pod zastaw długu zabrał kombajny i ciągniki. – Zdecydowaliśmy, że do prac polowych wynajmiemy firmy świadczące takie usługi. To czego kiedyś wstydziłem się, obecnie staje się normą, ponieważ z takich usług korzystają dziś nawet duże kombinaty, które zamiast inwestować w drogi sprzęt, wolą wynajmować go z obopólną korzyścią – opowiada o nowych trendach ekonomicznych w rolnictwie.
Pietrowicka RSP prowadzi ograniczoną produkcję zwierzęcą, ponieważ również krowy przejmował bank za długi. Dlatego niezagospodarowane przez spółdzielnię budynki prezes wydzierżawił firmom, m.in. produkującym dywaniki łazienkowe i samochodowe, skupującym zboże i handlującym mąką, czy też będącym centrum zaopatrzenia rolnictwa. Tym sposobem zadbał o swoją bazę, udostępniając ją mniejszym przedsiębiorstwom, prowadzącym tam niezależną działalność produkcyjno-handlowo-usługową. Jednocześnie baza stała się miejscem zatrudnienia dla ok. 70 osób, które znalazły na lokalnym rynku pracę.
Obecnie w RSP Pietrowice Wielkie hoduje się ok. 60 sztuk bydła opasowego, ale główną domeną jest produkcja roślinna, czyli uprawa zboża, kukurydzy i rzepaku. – W tym roku uzyskaliśmy bardzo dobre plony pszenicy sięgające prawie 9 t z ha – cieszy się z rezultatów prezes Józef Kowol.
Zadowolony ze swego zespołu, wspomina również wybitne postaci w spółdzielni, a wśród nich emerytowanego radcę prawnego Pawła Newerlę, świetnego prawnika, ale też historyka ziemi raciborskiej. – Moją pasją jest historia Śląska i Ziemi Raciborskiej, dlatego tak bardzo cenię pana Pawła za wiele jego ciekawych książek. Już wkrótce pojawi się kolejna, a jej wydanie wiąże się z kilkoma rocznicami: 750-leciem Pietrowic Wielkich, 350-leciem Kościółka Świętego Krzyża, co zbiegło się z 65-leciem naszej spółdzielni – przypomina z dumą.
Ponieważ w pietrowickiej RSP niewielu jest pracowników, zdecydowano, że swój jubileusz uczczą skromnie wraz z rodzinami podczas wspólnego wyjazdu na Święto Wina na Morawach Południowych. A jest co świętować, gdyż przyszłość pietrowickiej RSP jawi się dziś bardziej kolorowo.
(ewa)