Do tego trzeba mieć żyłkę
Pani Regina pochodzi z muzykalnej rodziny. – Mama i bracia grali na mandolinie. U koleżanki z kolei była harmonia, na której sama uczyłam się grać – wspomina. Jednak gry na organach zaczęła się uczyć dość późno, w wieku ponad 20 lat, u organisty – pana Łabińskiego z Kuźni. Trwało to trzy lata. – Potem nieżyjący już ks. Ploch, który dowiedział się o moich lekcjach, namówił mnie na granie w kościele, początkowo na zmianę z panem Kaliszem z Budzisk. Potem on zrezygnował i zostałam sama – mówi pani Regina.
Był rok 1954 r., kiedy została główną organistką w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Turzu. Przez cały czas starała się doskonalić swoje umiejętności. Uczestniczyła m.in. w półrocznym kursie z zakresu muzyki liturgicznej. Kilka razy zmieniała się liturgia i trzeba było się wciąż na nowo uczyć. Zajmowała się też strojeniem ołtarzy, akompaniowała istniejącemu w parafii chórowi i prowadziła scholę. Od lat bez względu na pogodę dojeżdża do kościoła rowerem z oddalonych o kilka kilometrów Siedlisk. – Kiedyś liczyłam, ile razy w ciągu roku jestem w kościele i wyszło mi, że 555 razy. Musiałam chodzić na wszystkie trzy msze w niedzielę, było też znacznie więcej niż teraz ślubów i pogrzebów – wyjaśnia.
Dobra kondycja fizyczna jest niezbędna w tym zawodzie. Na szczęście pani Regina nie miała z tym problemów. Jazda na rowerze to jedna z jej pasji, obok dobrej lektury i podróży. Ma zresztą w tej dziedzinie niemałe sukcesy. Zajęła pierwsze miejsce w zawodach kolarskich w Katowicach i dwa razy była trzecia na zawodach w Opolu. – Pamiętam, że nagrodą za I miejsce był komplet mebli kuchennych, za trzecie miejsce dostałam serwis obiadowy. Do dzisiaj go mam – uśmiecha się pani Regina.
Regina Kudla wielu młodym ludziom wpoiła zasady gry na organach. Jedną z jej wychowanek jest Karina Garbas, absolwentka Studium Muzyki Kościelnej w Opolu. Dziś już główna organistka parafii w Turzu. – Obecnie kontynuuję naukę w Studium Prowadzenia Zespołów Śpiewaczych. Dzielimy się z panią Reginą obowiązkami. Ten zawód to pasja, ale też poświęcenie. Trudno go wykonywać, mając własną rodzinę. Być może właśnie dlatego większość organistek pozostaje pannami – zastanawia się Karina Garbas, która prowadzi też scholę. – Do tego, jak do każdego innego zawodu, trzeba mieć tę żyłkę. Granie zawsze sprawiało mi przyjemność i nigdy nie żałowałam, że zostałam organistką – dodaje Regina Kudla.
(e.Ż)