Skazana na śmierć
Jeśli ktoś szybko nie zabezpieczy starej winiarni przy ul. Zborowej, dojdzie tu do tragedii
To tylko kwestia czasu aż dojdzie tu do nieszczęścia. Stara winiarnia z głębokimi piwnicami przy Zborowej stoi otworem przed dziećmi i zbieraczami złomu. Nikt jej nie pilnuje.
Od kilkunastu miesięcy nikt nie dozoruje obiektu. Do minionego tygodnia brama wjazdowa była zamknięta. Nikt tu nie wchodził. Teraz jest otwarta i na dziedziniec nieczynnego zakładu zaczynają wchodzić dzieci i złomiarze. Tymczasem pod ziemią kryją się dwa poziomy piwnic, gdzie niegdyś przechowywano wino. Nie ma tu światła. Nietrudno sobie wyobrazić, że może dojść do nieszczęścia, jeśli ktoś stoczy się ze schodów lub spadnie mu coś na głowę. Liczące już sobie ponad 100 lat mury zaczynają się sypać.
Sprawą zainteresowaliśmy straż miejską. Już w piątek w minionym tygodniu funkcjonariusze sfotografowali obiekt i przesłali zdjęcia z notatką służbową do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. To instytucja władna reagować w takich sytuacjach. – Nie możemy wejść do środka, bo to formalnie prywatny obiekt. Mogliśmy natomiast zaalarmować inspektora i to zrobiliśmy – mówi komendant Andrzej Migus. W PINB powiedziano nam, że o sprawie już wiedzą. Jeszcze w tym roku, jak nas zapewniono, zostaną zamurowane okna i drzwi, tak by nikt nie dostał się do środka. Potem inspektor będzie szukał właściciela.
To ostatnie nie będzie jednak łatwe. Do lat 90. winiarnia należała do Prodrynu. Od tego likwidowanego przedsiębiorstwa państwowego odkupiła ją firma z Pawłowa, która handlowała paliwami. Okazało się jednak, że jej właściciel działał w mafii paliwowej. Rychło zainteresowały się nim organy ścigania. Winiarnię zdążył jednak sprzedać. Dziś w księdze wieczystej jako właściciel figuruje Raciborska Agencja Factoringowa (RAF). Problem w tym, że nie ma jej w Krajowym Rejestrze Sądowym. W Wydziale Ksiąg Wieczystych nic nie wiadomo o jej likwidacji czy upadłości. – Gdyby działał likwidator czy syndyk masy upadłościowej, to powinien to ujawnić w księdze – mówi sędzia Stanisław Jezusek. W księdze figuruje natomiast szereg wierzycieli, w tym Skarb Państwa (ZUS i Urząd Skarbowy). Oznacza to, że nieruchomość jest po uszy zadłużona. Tylko największe wierzytelności wpisane lata temu dają 628 tys. zł. Trudno oszacować, ile ten dług wynosi dzisiaj z odsetkami.
Warto dodać, że w 2004r. winiarnia była głównym tematem jednego z wydań „Sprawy dla reportera” Elżbiety Jaworowicz. W jej programie wystąpił wówczas pełnomocnik firmy, która rzekomo kupiła zakład od RAF. Skarżył się, że mając akt własności w ręku, nie może wejść na teren winiarni. Żalił się też, że policja nie interweniuje. Jak się później okazało, transakcja została sfałszowana a bohater programu Jaworowicz brał w tym udział wraz z byłym prezesem RAF. Wytoczono mu proces karny. Sąd, który odmówił wówczas ujawnienia w księdze wieczystej trefnej transakcji badał RAF, wówczas jeszcze figurującą w rejestrze sądowym. Okazało się wtedy, że ostatni wpis dotyczący osób mogących reprezentować tę firmę pochodził z 1999 r.
Stan prawny winiarni można dziś uznać za beznadziejny. Nieruchomość praktycznie nie ma właściciela. Formalnie jest nią RAF, ale spółki nie ma w rejestrze. Sąd nic nie wie o likwidatorze bądź syndyku. Nie ma więc komu sprzedać obiektu, choć chętni na zakup by się znaleźli. – To jest warte sporo pieniędzy. Słyszałem, że ktoś się tym interesował, ale nic z tego nie wyszło – mówi Wojciech Ziajka, pośrednik w handlu nieruchomościami, który buduje przy winiarni galerię handlową.
Podobna sytuacja występuje na ul. Podwale. Tu stoją puste byłe stajnie huzarskie, a po wojnie warsztaty budowlanki. Kilka lat temu obiekt sprzedało Starostwo. Nabywcą była ta sama firma z Pawłowa. Stajniami zainteresowane jest miasto, które chciałoby je wyburzyć i zbudować parking. – Dowiedzieliśmy się, że na budynku ciążą spore długi. Rozwiązanie skomplikowanej sytuacji prawnej byłoby drogą przez mękę – mówi prezydent Mirosław Lenk. Ma żal, że władze powiatu pierwszej kadencji lekką ręką za niewiele ponad 300 tys. zł sprzedały nieruchomość. – Więcej jest dziś z tego kłopotu jak pożytku – kwituje Lenk.
Z historii winiarni
Powstała w 1900 r. Była tu znana w całych Niemczech hurtownia win Przyszowskiego, dostawcy trunków na stół cesarski w Berlinie. Przyszowski wyposażył piwnicę centralną we wszystkie techniczne i praktyczne innowacje, przez co uchodziła za największą i najlepiej urządzoną na całym Śląsku. Była też uważana za atrakcję turystyczną. Budowla składa się z pięciu pięter, z których dwa znajdują się pod ziemią. Jest tam w sumie dwanaście oddzielnych piwnic. Elektryczne windy ładunkowe kursowały przed wojną przez wszystkie piętra i transportowały ciężkie beczki z winem w miejsca ich przeznaczenia. Według danych sprzed 1945 r. obiekt ma trzydzieści tysięcy stóp kwadratowych. „Choć w piwnicach firmy znaleźć można odmiany i roczniki win prawie wszystkich państw świata, to jednak pielęgnowana jest tam szczególnie jedna specjalność, a mianowicie import win z Górnych Węgier oraz win Tokaj” – czytamy w jednym ze starszych opracowań. Po śmierci założyciela firmy w 1910 roku, rozległy interes przejęli jego synowie.
Po II wojnie światowej na bazie winiarni przy ulicy Zborowej produkcję win owocowych, gronowych i miodu pitnego kontynuowały Raciborskie Zakłady Spożywcze Przemysłu Spożywczego, a potem Prodryn.
Grzegorz Wawoczny