Psychoza strachu
Sterroryzował nas podpalacz
Turze opanował strach. Podpalenia zdarzają się coraz częściej.
Mieszkańcy są sterroryzowani przez nieznanego podpalacza.
Ostatnią jego ofiarą jest Elżbieta Łużyna. Jeszcze teraz trudno jej o tym mówić spokojnie. Podczas pożaru, który wybuchł na jej posesji 26 października, spłonął wózek 4-kołowy, dwukołówka, piła do cięcia drewna, dwie drabiny oraz deski na podłogę. Spłonął też dach przybudówki i fragment dachu stodoły. – Około wpół do dziesiątej wieczorem usłyszałam jakieś strzelanie. Myślałam, że to sztuczne ognie. Wyszłam z domu i zobaczyłam już łunę – opowiada. – Ten, kto to zrobił nie może być normalny. Komu może zależeć na czyjejś krzywdzie? Przecież ja nic nikomu nie zrobiłam, nie mam żadnych wrogów. Gdybym to trochę później zauważyła, spłonęłoby wszystko. Bardzo się boję, jak zapada zmierzch. Na dodatek mieszkam sama. Ten ktoś sterroryzował całą wieś. Strach z domu wyjść – mówi kobieta.
Boi się też Maksymilian Saiczek. Dwa miesiące temu obok jego domu ktoś zostawił dziwny tobołek. – To była taka kostka z zapałkami w środku, nasączona jakimś denaturatem czy rozpuszczalnikiem. Po wierzchu było to nadpalone. Ktoś to musiał podpalić, ale zgasło – wspomina. Teraz obejścia pilnują groźnie wyglądające psy, ale Saiczkowie nie czują się bezpiecznie. – Nawet jak coś zauważę, wyjdę i co zrobię, jak ktoś mnie puknie w łeb? To jest jakiś obłęd. Strach tu żyć. Zgłosiłem to policji. Powiedzieli, że będą tu częściej przejeżdżać – dodaje.
Podobne doświadczenia mają sąsiedzi. – 29 września, około 21.30 teść zobaczył przez okno, że coś się pali – mówi Maria Nowak. – Musiało to być czymś podlane, bo od razu zapaliła się doniczka z kwiatami pod balkonem i zaczynało się już palić drzewo. Ugasiliśmy to i wezwaliśmy policję. To, co się dzieje to katastrofa. Boimy się wyjść z domu. To jest nienormalne – mówi kobieta.
Andrzej Grycman jest strażakiem ochotnikiem. Od lata naliczył już osiem podpaleń w Turzu. Ostatnia próba miała miejsce u niego. – W nocy z 29 na 30 października ktoś rozlał mi w stodole jakąś substancję łatwopalną i podpalił, ale samoczynnie to zgasło. Zauważyłem to dopiero następnego dnia rano. Taka plama metr na pół metra. Wezwałem policję i wzięli to do ekspertyzy. Gdyby to nie zgasło, to cała stodoła poszłaby z ogniem. W wyniku tych zdarzeń ludzie żyją w strachu, zwłaszcza ci starsi. Obchodzimy wieczorem posesje, żeby sprawdzić, czy coś się nie dzieje – mówi Andrzej Grycman.
Anna Mosch jeszcze teraz cierpnie, kiedy słyszy wycie syreny. – Ten, kto tego nie przeżył nie może sobie wyobrazić, jak to jest – mówi. W styczniu 2005 r. Moschom spalił się budynek gospodarczy. Spłonęły znajdujące się w nim maszyny a także pięć krów. W tym roku podpalono im dwa brogi ze słomą pszeniczną. – To jest coś okropnego z tymi pożarami. Kiedy słyszę wycie syreny, przeżywam szok. Człowiek tyle się namęczy, a potem takie straty – mówi Anna Mosch.
Dochodzenie w sprawie podpaleń w Turzu prowadzi policja.
We wsi zapanowała psychoza strachu
Edward Piechula, naczelnik OSP w Turzu przyznaje, że we wsi zapanowała psychoza strachu.
-Ostatnie wydarzenia mają ewidentne ślady podpalenia. Z tymi budynkami zaczęło się już w grudniu zeszłego roku. Sprawca jest nieustalony. Policja jest bezradna, chociaż zadeklarowali, że będą częściej tutaj przejeżdżać. Każdy ma swoje przypuszczenia, ale dopóki się za rękę kogoś nie złapie, trudno osądzać. Nie da się upilnować posesji przed podpalaczem. Oni mają swoje metody. Trzeba by w dzień spać a w nocy pilnować. Z tego co wiem, niektórzy mieszkańcy patrolują okolicę we własnym zakresie, w godzinach wieczornych jeżdżąc po wsi na rowerze.
(e.Ż)