Skończy jak go złapią
20 lutego spłonęła czwarta w ciągu 4 tygodni stodoła w Bieńkowicach. Tym razem nie przy ulicy Szkolnej, jak trzy pozostałe, a przy Raciborskiej. Ale dojście do niej jest możliwe przez działkę z ulicy Szkolnej. – Tego obawiałem się najbardziej. Z weekendów podpalacz przeniósł się na środek tygodnia i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy znów coś zrobi – stwierdza naczelnik OSP Bieńkowice i sołtys wsi Marek Piechaczek.
Patrole społeczne organizowane są w Bieńkowicach od dłuższego czasu. W nocy z wtorku na środę miejscowi też pilnowali. – Obserwuje nas. Zakończyliśmy sprawdzanie około godz. 4.00 nad ranem, w kwadrans później zauważono pożar. Dopóki go nie złapią, to się nie skończy – uważa Piechaczek. Choć podpalenia jeszcze oficjalnie nie potwierdzono, nikt we wsi nie ma co do tego wątpliwości.
Straty rolnika, któremu spłonęła stodoła, były tym razem mniejsze niż sąsiadów, bo pożar zauważono szybko. W akcji gaśniczej uczestniczyły 2 zastępy PSP oraz strażacy z OSP z Bieńkowic, Krzyżanowic i Tworkowa. Dogaszanie trwało do około godz. 8.30. Strat jeszcze nie oszacowano dokładnie, ale cała słoma składowana w stodole przepadła. – Co się nie spaliło, to zgnije, bo zlano to wodą – skwitował jeden ze strażaków.
Cisza we wsi
– Teraz w weekendy tu tak spokojnie. Czuje się napięcie. Nawet młodzież, która po dyskotekach zawsze hucznie wracała do domu, teraz już się nie bawi – przyznali gospodarze sprzątający po pożarze przy ulicy Raciborskiej. – Dzięki tej czujności straż szybko zareagowała na pożar. Błyskawicznie rozpoczęto akcję gaśniczą i straty gospodarza były mniejsze niż u sąsiadów – tłumaczy kapitan Roland Kotula z KPPSP w Raciborzu. – Trwa postępowanie przygotowawcze. Policja prowadzi czynności operacyjne. Wobec jednego z trzech zdarzeń stwierdzono oficjalnie podpalenie. Na tym etapie nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć na ten temat – stwierdziła nadkomisarz Joanna Rudnicka z KPP w Raciborzu.
(ma.w)