Pastelowy świat
Sama sobie jestem sterem, żeglarzem, okrętem. Lubię samotność, a przeraża mnie działalność w grupie, dlatego to najlepsze zajęcie, jakie mogłam sobie wybrać – mówi Joanna Zimowska-Kwak, ilustratorka książek.
Nie musi nastawiać budzika, aby zdążyć na konkretną godzinę do pracy, a jednak zaczyna dzień wcześnie, nawet o 6.00 rano. Zdarzało się, że pracowała po 10, 12 czy 16 godzin dziennie, wszystko inne schodziło na dalszy plan. – Dziś, kiedy nie mam płaczących dzieci, mogę sobie pozwolić na pracę popołudniami. Kiedy nie mam zamówień, robię sobie coś do szuflady. To nie jest zawód dla singli, trudno się z tego utrzymać. Są lata tłuste i chude. Czasami trudno się zmobilizować do pracy. Jestem jednak solidna i systematyczna, zawsze wywiązuję się z terminów – mówi Joanna Zimowska-Kwak.
Wrodzone zdolności
Zdolności manualne ma w genach. Dziadek ze strony ojca był malarzem-amatorem, ojciec skończył ASP. Babcie wyszywały, szydełkowały. Mała Joasia uwielbiała rysować, malować, robiła przedstawienia, do których sama przygotowywała kukiełki i teksty. Pierwszy pomysł na życie to była weterynaria, potem scenografia. Zdecydowała się na wydział grafiki ASP w Krakowie, gdzie wykładowcy zwrócili jej uwagę na ilustrowanie książek. – Na skutek różnych szczęśliwych zbiegów okoliczności w rok po studiach zadebiutowałam w Wydawnictwie Czytelnik. Spotkałam kogoś, kto miał zilustrować książkę, która mu „nie leżała”, a z którą ja rzekomo świetnie bym sobie poradziła. Tak się stało. Dostałam nagrodę za najpiękniejszą książkę roku. Zaczęłam z dużym bum i tak to się poturlało – wspomina pani Joanna.
Dzieci są wymagające
Robiła okładki m.in. takich książek jak: „Weiser Dawidek” Pawła Huelle, „Prawdziwe zbrodnie” Andrew Klavan, „Prawiek i inne czasy” oraz „Dom dzienny, dom nocny” Olgi Tokarczuk. Za jedną z inteligentniejszych uważa okładkę do „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. – Udało mi się uniknąć banału. Nie tworząc bałaganu, przedstawiłam wszystkie najważniejsze postaci na karcianej okładce – mówi artystka. Zilustrowała też sporo książek dla dzieci. Uważa, że twórczość dla nich jest trudniejsza niż ta dla dorosłych. – Powinno się mieć do nich szacunek i wierzyć w ich inteligencję. Nie można robić ilustracji łatwiejszych niż są w stanie zrozumieć. To ważne, bo to ich pierwszy kontakt z malarstwem, poza tym ilustracja ma zachęcić dziecko do czytania. To nieprawda, że muszą to być śliczne, przesłodzone, pastelowe obrazki. Postaci muszą być konkretne i wyrażać emocje, nie mogą być mdłe – uważa pani Joanna.
Klasyka w bajkach
Lubi być sobie „sama sterem, żeglarzem, okrętem”. W 99% sama decyduje, jak ma wyglądać jej praca. – Dostaję tekst i zasugerowaną liczbę stron. Praca nad zilustrowaniem książki dla dzieci trwa około kilku miesięcy. Tekst musi się „uleżeć” w mojej głowie. Robię makietę, jaki fragment tekstu na stronie, ile ilustracji, jakiej wielkości. Układam koncepcję, najlepsze pomysły przychodzą mi w lesie albo przed snem. Lubię klimat lekkiego surrealizmu, jeśli treść książki to dopuszcza. Z kolei „Bajki polskie” oparłam o klasykę malarstwa, wykorzystując reminiscencje Breugla, Wato – opowiada ilustratorka.
Inaczej wygląda praca nad podręcznikami szkolnymi. Tu trzeba się trzymać pewnych prawideł. – Współpracowałam z redakcją wydającą podręczniki dla niesłyszących. Tu ilustracja jest znacząca, musi dużo wyjaśniać, bo takie dzieci nie przyswajają dużo tekstu naraz – dodaje.
Oburza ją ograniczanie wyobraźni dzieci. – Kiedyś dziecko znajomych dostało pałę za rysunek bałwanka wykonany niebieską kredką. Innym razem babcia zwróciła chłopczykowi uwagę, że narysował pomarańczowego kotka. Na szczęście nie miałam takiej nauczycielki ani takiej babci i może właśnie dlatego poszłam na ASP. Dzieciom trzeba dać swobodę twórczą, im więcej, tym lepiej. Teraz wszyscy mają być kreatywni, ale to się bierze z wyobraźni, umiejętności abstrakcyjnego myślenia – kończy Joanna Zimowska-Kwak.
(e.Ż)