Błaganie w śniegu
Nawet najstarsi uczestnicy procesji konnych w naszych gminach nie pamiętają tak fatalnej pogody.
W Wielkanocny Poniedziałek tradycyjnie w Raciborzu–Sudole, Zawadzie Książęcej, Pietrowicach Wielkich i Bieńkowicach rozległo się bicie dzwonów z wieży kościelnych i wyruszyły orszaki błagalne o urodzaj na polach i błogosławieństwo Boże dla mieszkańców. Nietypowa była tylko pogoda, bowiem wielkanocne procesje konne w tym roku przebiegały w scenerii pasującej bardziej do świąt Bożgo Narodzenia.
Na doroczne Osterreiten w Pietrowicach stawiło się w tym roku około 60 jeźdźców, czyli połowa mniej niż zwykle. Powód? Fatalna pogoda. – Zgłoszeni uczestnicy już rano dzwonili nam, że nie dadzą rady dojechać – mówi Adam Wajda, sekretarz Urzędu Gminy. Tradycji stało się jednak zadość i religijny charakter procesji dopełnił się całkowicie, zakończony błogosławieństwem dla jeźdźców. Zaplanowane pokazy ujeżdżania nie doszły do skutku, bo na boisku zalegał śnieg i hodowcy nie chcieli ryzykować kontuzji zwierząt. Radość z Wielkanocy nie była taka jak zwykle, bo tuż przed świętami zmarł długoletni proboszcz pietrowicki, ks. Ludwik Dziech.
(w)
To już po raz 25!
Tegoroczna wielkanocna procesja konna w Zawadzie Książęcej była jubileuszową, bowiem zorganizowana została po raz 25. Rada Sołecka, czyli Jan Baron, Jan Goldman, Tadeusz Szczyrbowski, Ferdynand Baron i Wilhelm Procek, przygotowywała się do niej od 3 miesięcy. Zaproszono jeźdźców z sąsiednich wiosek, bo w Zawadzie zostało niewiele koni. W tym roku było 7 jeźdźców i 1 dorożka. W czasie procesji przygrywała miejscowa orkiestra dęta, a do orszaku dołączyli się rolnicy, strażacy z OSP, dzieci w strojach ludowych oraz młodzież na rowerach i motocyklach.
Tradycyjnie odbyły się też wyścigi konne, a zakończenie nastąpiło na placu kościelnym, gdzie ksiądz pobłogosławił uczestników i gdzie zostały wręczone pamiątkowe dyplomy i statuetki. Na zakończenie wszyscy udali się do sali OSP na wspólną biesiadę przy śląskim kołaczu i kawie.
(oprac. JaGA)
Jeźdźcy na koniach, Poseł w mercedesie
87 koni to znacznie mniej niż spodziewano się w Raciborzu-Sudole, po rekordowej pod tym względem frekwencji (136) w procesji z ubiegłego roku. – Pogoda wystraszyła zaproszonych gości z bryczkami i nie wszyscy oficjele zmieścili się w powozach. Część z nich, w tym posła Siedlaczka, musieliśmy przewieźć samochodem – tłumaczył „śpiewok” Ryszard Koza. – W połowie lat siedemdziesiątych też nam sypnęło śniegiem na Wielkanoc – wspomina Paweł Konieczny. – Tak zimno dziś było, że ani mi się gadać nie chciało – żałował komentator wyścigów na Topolowej Marian Tchórz.
Tegoroczną nowością było przeniesienie spotkania podsumowującego procesję z salki przy kościele do remizy OSP.
ma.w
Czesi nie wystraszyli się pogody
10 jeźdźców więcej spodziewał się organizator procesji w Bieńkowicach – sołtys Marek Piechaczek. – I tak byłem mile zaskoczony obecnością gości z Czech. 56 koni to więcej niż zwykle. Błagaliśmy o urodzaj, pokonując tradycyjną trasę – opowiada sołtys.
Na ulicy Odrzańskiej odbyły się pokazowe wyścigi. Puchar za pielęgnację tradycji i czynny udział w procesji trafił w ręce Maksymiliana Galda. – Od trzech lat przyznajemy takie trofeum na koniec procesji. Czasem najstarszemu uczestnikowi, kiedy indziej szczególnie aktywnemu. Pan Galda zawsze wystawia 5 koni i gości u siebie przyjezdnych – uzasadnia wybór Piechaczek.
ma.w