Z żelaza można zrobić wszystko
Sochowie kowalstwo mają we krwi. Zajęciem tym parają się już od 9 pokoleń. Ich przodkowie postawili kuźnię w 1702 roku. Do Zakopanego kowale z Bieńkowic pojechali drugi raz, aby wziąć udział w Międzynarodowych Targach Kowalstwa Artystycznego. – Wszyscy byli zdziwieni, że przyjechaliśmy całą rodziną i że nawet córka kuje – wspomina Jan Socha. Cała impreza trwała cztery dni i miała bardzo ciekawy program artystyczny, jednak Sochowie podkreślają, że nie pojechali w góry na festyn. – Najpracowitszy był piątek. Każdy miał wykuć dowolną rzecz, którą potem przekazywał na licytację, z której dochód był przeznaczony na operację chorej dziewczynki. Ja z moim kolegą i pomocnikiem Arturem Michną wykuliśmy świecznik w kształcie żmii, a ojciec z siostrą świecznik w kształcie podkowy. Sobota była bardziej na luzie. Wykuliśmy drobne rzeczy – łyżkę do butów i wieszak na ubrania, a wieczorem odbyła się licytacja – opowiada Robert Socha.
W pokazach kowalstwa uczestniczyło 26 kowali. Bieńkowiczanie zajęli pierwsze miejsce za najlepsze stanowisko. Dyplom wręczał starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski, z zawodu również kowal. Nagrodą była wycieczka na Światowy Festiwal Kowali na Ukrainę. – To jest właściwie takie honorowe wyróżnienie. Nie ma tam oceniania prac, bo każda jest inna i trudno je porównywać – podkreśla Jan Socha. Za zaletę takich wyjazdów uważa możliwość wymiany doświadczeń z innymi kolegami po fachu. – Każdy region ma inną technikę kucia. Patrzę, jak pracują inni i chciałbym to robić lepiej – dodaje. A co takiego jest w tym zawodzie, że kolejne pokolenia Sochów są mu wierne? – Najlepsze jest to, że z żelaza można zrobić wszystko – mówi z przekonaniem Robert Socha.
(e.Ż)