Ostatnia szansa browaru
Browar w Raciborzu ma nowego dyrektora. Został nim wieloletni szef browaru zabrzańskiego, Mariusz Dudek. Właściciel zakładu Jerzy Łazarczyk nie kryje, że wiąże z tym menedżerem duże nadzieje. Od lat inwestuje w produkcję piwa na raciborskim zamku, ale efekty tego są wciąż dalekie od zadowalających. Powód? W opinii Łazarczyka dwaj poprzedni dyrektorzy nie spełnili oczekiwań. Browar miał nie tylko duże kłopoty technologiczne (dopiero niedawno wyeliminowano problemy z pasteryzacją), ale i nie dorobił się rozpoznawalnej marki oraz dobrze działających służb handlowych.
Kibiców nie brakuje
Obrazują to opinie hurtowników. – Tym piwem trudno handlować, bo po prostu nie schodzi – mówi jeden z nich, związany od lat z branżą piwną, chcący jednak zachować anonimowość. – Kibicuję jednak browarowi w Raciborzu ze względów sentymentalnych – dodaje. To kibicowanie na pewno się przyda, bo właściciel zapowiada, że jeśli teraz się nie powiedzie browar zostanie zlikwidowany. – Nie mogę więcej dokładać – mówi Jerzy Łazarczyk.
Przed dyrektorem Dudkiem stoi więc trudne zadanie. Zakład dofinansowano w ostatnich latach kwotą sięgającą 7 mln zł. – To w końcu musi zaowocować – dodaje właściciel. – Wiem, że wyeliminowano już problemy technologiczne, a jakość piwa jest dobra. Mówię to jako browarnik z wieloletnim doświadczeniem – komentuje wspomniany wyżej hurtownik. Powiat rozpoczął remont zamku. W przyszłości browar może otworzyć własną restaurację, tym bardziej, że graniczy bezpośrednio z dziedzińcem.
Mimo kłopotów browar działa, bo ma odbiorców na swoje piwo, ale w cysternach, czyli nie pasteryzowane i niekonfekcjonowane. Oznacza to, że trafia do klientów, ale pod inną marką. Gdyby nie ci odbiorcy, produkcja byłaby w ogóle nieopłacalna. Nad własnymi markami zakład powinien popracować. Najlepiej rozpoznawalną jest Racibor. Można go kupić w szeregu bezpośrednio zaopatrywanych raciborskich sklepów oraz w niektórych dużych sieciach, np. w Auchan. To dobre przyczółki, ale browar musi stworzyć mocny wizerunek i przyzwyczaić ludzi w regionie do picia miejscowego piwa, tym bardziej że tradycje warzelnicze sięgają aż 1567 r., a na Zachodzie wiele podobnych przybytków złocistego napoju świetnie daje sobie radę na rynku. Na razie raciborskiego piwa sprzedaje się za mało, by opierać na nim byt browaru. Budowane służby handlowe muszą docierać z produktem do wszystkich potencjalnych odbiorców i przekonać do współpracy hurtowników.
Muszą chronić konkurencję
Więcej, jak twierdzą w browarze, można byłoby oczekiwać od współpracy z miastem. Ostatni zgrzyt dotyczył obchodów 900-lecia miasta. Browar wyprodukował piwo okolicznościowe i pamiątkowe kufle, ale musiał się zadowolić tylko ogródkiem na swoim terenie. Imprezę na stadionie obsługiwał inny browar.
– Czyniliśmy uzgodnienia w tym zakresie, choć przyznaję, że ufałem poprzedniemu dyrektorowi, że wszystko jest załatwione od strony formalnej – mówi Jerzy Łazarczyk. Miasto powierzyło w przetargu obsługę festynu na stadionie firmie zewnętrznej. Ta miała zebrać pieniądze od sprzedawców i usługodawców i z tego pokryć część kosztów, w tym sobotnich koncertów. Browar miał okazję uzyskać wyłączność na sprzedaż piwa, ale kosztem 35 tys. zł. – To dla nas za dużo, tym bardziej, że tego typu akcje mają głównie charakter marketingowy. Nigdy nie przynoszą zysku, raczej straty – słyszymy w browarze. Właściciel mówi, że w przetargu miasto mogło zastrzec, że piwo powinno być brane z browaru raciborskiego. – Takie zastrzeżenie jest niezgodne z prawem, które chroni konkurencję. Nie mogliśmy więc go wprowadzić do warunków przetargu. Miasto stara się pomóc browarowi. Na obchody 900-lecia udostępniliśmy im miejsce na Rynku. Kupiliśmy okolicznościowe kufle – tłumaczy prezydent Mirosław Lenk.
Za ścieki jak za piwo
Na tym jednak nie koniec kłopotów. Kolejny to ścieki. Browar kupuje miejską wodę. Problem w tym, że opłaty za ścieki są liczone proporcjonalnie do ilości pobranej wody. Tymczasem wiadomo, że znaczna jej ilość paruje podczas procesu technologicznego, a reszta trafia do sklepów w postaci piwa. W innych browarach ten problem jest uregulowany. Opłaty za ścieki są znacznie niższe. – Z raciborskim Zakładem Wodociągów i Kanalizacji nie możemy dojść w tej sprawie do porozumienia. Ostatnio zaproponowano nam montaż licznika. Niestety, mogłoby to nas narazić na straty, bo urządzenie rejestrowałoby wody opadowe – mówi Jerzy Łazarczyk. Liczy też, że uda się w końcu porozumieć z miastem w sprawie poboru wody źródlanej z Obory, dzięki której raciborskie piwo słynęło niegdyś na całym Śląsku.
– Znam te problemy i miasto na pewno zrobi wszystko, by w granicach prawa je rozwiązać, w pierwszym etapie w kwestii ścieków – zapewnia prezydent.
Grzegorz Wawoczny