Nie stać mnie na taką pracę
Pan Roman Dombek do tej pory nie może zdjąć obrączki z palca. Z wyjazdu do pracy w Holandii zostały mu spuchnięte dłonie
i półtora tysiąca złotych strat.
Podobnie jak wielu innych, do wyjazdu zmusiła go ciężka sytuacja życiowa. Czwórka dzieci oraz słabe zarobki w Polsce nie pozostawiały mu wyboru. Spakował plecak i 23 czerwca wsiadł do wynajętego busa. Dzień później był już w Holandii. Pierwszy raz do portfela musiał sięgnąć już podczas podróży. – W połowie drogi dowiedziałem się, że muszę zapłacić za transport z własnej kieszeni. Myślałem, że tak jak w innych firmach, zajmujących się przewozem ludzi, koszty dojazdu zostaną pobrane z mojej pierwszej wypłaty. Zapłaciłem kierowcy 250 zł – wspomina mężczyzna.
Wypłata z minusem
Na miejscu pan Roman wraz z innymi Polakami został zakwaterowany w hotelu. Jego standard pozostawiał wiele do życzenia, jednak nikt się nie skarżył. Na miejscu zajął się nimi agent, który werbował ludzi do firmy masarskiej Horizon Meat Services B.V. Roman Dombek był przekonany, że jedzie do pracy przy pakowaniu mięsa – tak przynajmniej brzmiało ogłoszenie, na które odpowiedział, nigdy jednak nie zapakował nawet grama tuszy. – Wyznaczono nas do pracy przy oddzielaniu mięsa od kości. To naprawdę ciężka praca. Po dwóch dniach wyrywania żeber z trudem ruszałem rękami – wspomina mężczyzna.
Gdy Dombkowi skończyły się pieniądze poprosił o trzysta euro zaliczki. – Miałem tam zarabiać 900 euro miesięcznie. Gdy otrzymałem wypłatę, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Z wydruku wynikało, że jestem na minusie 11 euro – denerwuje się pan Roman.
Radź sobie sam
Po otrzymaniu wypłaty Dombek szukał pomocy u Marka Króla, tego samego agenta, który załatwiał mu pracę w masarni. – Nie dowiedziałem się, skąd w mojej wypłacie znalazło się aż 700 euro zaliczki, skoro wziąłem tylko 300 euro. Usłyszałem, że mam się kontaktować z firmą, dla której pracuje a tak w ogóle to mam sobie radzić sam. Nie miałem wyjścia. Pieniądze się skończyły, więc 9 sierpnia wróciłem do domu. Dopiero przed wyjazdem otrzymałem umowę. Na życie w Holandii, dojazd i powrót wydałem blisko 1500 zł. Kto mi teraz to zwróci? – pyta mężczyzna.
Skontaktowaliśmy się z panem Markiem Królem, który werbował Polaków do pracy w masarni. Jak się okazuje, pieniądze zostały zabrane Dombkowi, by ten... się czegoś nauczył. – Znam przypadek tego pracownika, jednak jego rozliczenia z firmą są jego prywatną sprawą. W Holandii pracuje setka zwerbowanych przeze mnie osób i niemal nikt nie narzeka – mówi Król. – Mogę jedynie podejrzewać, że pieniądze zostały wykorzystane na zakupienie dla niego ubioru, butów i przeszkolenie go – dodaje.
Zdrowy może więcej
Jak twierdzi agent, nikt nigdy nikomu nie obiecywał pracy przy pakowaniu mięsa. – W zależności od wieku ludzie otrzymują różne stanowiska. Pan Roman jako osoba młoda i zdrowa otrzymał rzeczywiście jedno z cięższych zajęć, ale taka praca wiąże się również z lepszymi zarobkami i premiami – wyjaśnia Król. Roman Dombek wie, że zmarnował szansę na dorobienie w wakacje. Największy żal ma jednak do polskiego agenta, który nie wyjaśnił mu kulisów pracy w Horizon Meat Services B.V.
Adrian Czarnota