Robią na nas biznes
Biznes na nieszczęściu
Walące się schody, obskurne toalety oraz ogromna wilgotność – za takie warunki właścciel karze sobie słono płacić
Mieszkają pod kopcącymi kominami dawnego ZEW-u. Od powodzi nikt nie osuszył budynków. Za wszechobecną pleśń płacą najwyższy czynsz w mieście. Jak się okazuje, nawet na takich ruinach niektórzy robią świetny interes.
Już w 2000 roku, kiedy Zakład Elektrod Węglowych przechodził pod SGL Carbon, wiadomo było, że nowe władze firmy nie chcą dalej utrzymywać budynków z mieszkaniami pracowniczymi. Chcąc się pozbyć niepotrzebnego balastu, firma wystawia zaniedbane budynki na sprzedaż. Fatalny stan budynku powoduje, że w 2004 roku sprawą zaczyna się interesować Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. Kontrola kończy się decyzją nakazującą Carbon-owi wyremontowanie bloków do końca roku. Wiedząc, że remont to spory wydatek, zakład daje serię ogłoszeń w lokalnej prasie, chcąc sprzedać nieruchomości. W końcu pojawia się chętny na kupno kamienic przy ulicy Szkolnej 23, 23a, 29 i 29a. Zainteresowany to Marcin O., lokalny przedsiębiorca, któremu w końcu udaje się kupić cztery kamienice z lokatorami za zaledwie... kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Remont i to szybko
Nadzór budowlany wydaje nową decyzję, zgodnie z którą O. ma wyremontować budynki do listopada 2005 roku. Nowy właściciel nie wykonuje jednak jakichkolwiek prac w kamienicach. Po trzech miesiącach kamienice znów zmieniają właściciela. Tym razem zrujnowanymi budynkami interesuje się Jarosław S., biznesmen spod Grodkowa. Jego pełnomocnikiem zostaje Leon S. ze Złotego Stoku. To on odwiedza lokatorów i zbiera czynsz – najwyższy w mieście. Za metr kwadratowy nowi właściciele życzą sobie aż siedem złotych. Większość lokatorów to biedni ludzie. Nowy właściciel postanawia pomóc im w załatwieniu dodatków mieszkaniowych, które i tak będą spływać na jego konto. Wszystkie formalności za lokatorów załatwia jego pełnomocnik.
W tym samym czasie stan zdrowia lokatorów mieszkających w zagrzybionych mieszkaniach pogarsza się. W jednym z budynków, na pierwszym piętrze mieszka Krystyna Rosenbeiger. Jej kilkunastoletnia córka przez lata wdychania zarodników grzybów zaczyna mieć problemy ze zdrowiem. W końcu choruje na mykoplazmozę oraz toksyczne zapalenie wątroby. Swoje dokłada sam Carbon, mieszkańcy zamykają okna przed wszędobylskim pyłem z kominów.
Pani Krystyna, chcąc ratować życie córki interweniuje, gdzie się da. Pisze również do nadzoru budowlanego. Ten jednak może wydać jedynie kolejną decyzję nakazującą remont budynku. Już 26 lutego 2007 roku mieszkańcy bloków dowiadują się o kolejnej osobie, która kupiła ich budynek. Tym razem cztery budynki kupuje biznesmen z Gdyni, Andrzej M.
Nie robią nic
Do dziś w budynkach przy ulicy Szkolnej nie naprawiono nawet symbolicznej klamki od drzwi. Mieszkańcy dziwią się, jak łatwo znajdują się kolejni kupcy na walące się kamienice.
Mimo nowego właściciela, po pieniądze nadal przychodzi Leon S. Pieniądze z dodatków mieszkaniowych spływają na konto jego pracodawcy. Jak się dowiedzieliśmy, w samym tylko 2007 roku właściciel budynków załatwił dodatki dla 12 rodzin. To średnio kilkaset złotych za każdą rodzinę, do tego dochodzi czynsz w wysokości 500 zł. Zdaniem mieszkańców to złoty interes, a kolejni właściciele po prostu się znają. – Bardzo żałuję, że kupiłem wówczas te budynki – mówi dziś raciborzanin Marcin O. W rozmowie z naszym dziennikarzem przyznaje, że zna Jarosława L. – Znamy się prywatnie, ale moim zdaniem to nie ma żadnego znaczenia – kwituje.
Ta sama ekipa
Atmosfera w blokach przy ulicy Szkolnej staje się coraz bardziej napięta. W efekcie Leon S. przestał się pojawiać w Raciborzu, wyznaczając jednego z lokatorów do zbierania czynszu. Najbardziej zdeterminowana jest pani Krystyna. W trosce o życie córki napisała stos pism, miedzy innymi do Rzecznika Praw Obywatelskich i raciborskiego magistratu.
W kwietniu tego roku sprawa lekceważenia obowiązków wobec lokatorów otarła się o katowicką delegaturę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ta jednak przekazała sprawę do rozpoznania raciborskiej prokuraturze, która umorzyła śledztwo. – Nie dopatrzyliśmy się w działalności właściciela znamion przestępstwa – mówi prokurator Franciszek Makulik z raciborskiej prokuratury. Pełnomocnicy kolejnych właścicieli nie odbierają telefonów. – Na rachunkach zmieniają się tylko pieczątki kolejnych właścicieli – mówi pan Jan, mieszkaniec jednej z zaniedbanych kamienic.
Za co te pieniądze?
– To bardzo niepokojące, że od pewnego czasu mieszkania wraz z lokatorami stały się normalnych towarem. Prawo jest takie, że mieszkańcy rzeczywiście nie widzą swoich dodatków mieszkaniowych, bo te przelewane są prosto na konto właściciela – mówi Janusz Tarasiewicz, pełnomocnik Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców.
Pani Krystyna dwa lata temu przestała płacić czynsz. To jej protest. – Mimo to, nikt od tej pani nic nie chce. Mamy dla niej mieszkanie, jednak właściciel musiałby napisać pismo do urzędu. Drugi sposób to eksmisja, jednak wtedy trzeba by uregulować sprawy najmu i obliczyć zaległy czynsz. Jestem pewien, że właściciel go nie umorzy. Mamy z nim praktycznie zerowy kontakt. Nie można być dobrym gospodarzem na taką odległość – mówi Krystian Niewrzoł z raciborskiego Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie.
Adrian Czarnota