Pomysł na mosty pana starosty
O pomyśle budowy mostu co jakiś czas można usłyszeć od któregoś z samorządowców, po czym sprawa cichnie równie nagle, jak się pojawiła. Tymczasem z dawnego, przedwojennego mostu zostaje coraz mniej. Jego ruiny stanowią już tylko atrakcję turystyczną, odbudowanie natomiast wydaje się raczej nieprawdopodobne.
Trzy koncepcje
Niedawno w starostwie (?) odbyło się spotkanie z przedstawicielami Zarządu Dróg Wojewódzkich i RZGW na temat ewentualnej przeprawy mostowej przez Odrę.
Wypracowano trzy koncepcje. Pierwsza zakłada budowę 400-metrowego „mostu z prawdziwego zdarzenia”, łącznie z drogami dojazdowymi, całą niezbędną otoczką oraz bez ograniczenia nośności. Innym, znacznie tańszym rozwiązaniem, byłaby tzw. kładkojezdnia. Przebiegałaby tylko nad samą Odrą, a jej długość wynosiłaby około 40 metrów. Mogłyby się tędy przemieszczać jedynie pojazdy osobowe, a ruch odbywałby się w jednym kierunku (?). Trzecia koncepcja zakłada most ramienny, wysuwany, tzw. rękaw, z którego można by korzystać jedynie, kiedy poziom wody nie jest zbyt wysoki. Ponadto, bez względu na omawiane koncepcje przeprawy mostowej, planuje się modernizację promu, tak aby można było z niego korzystać również wtedy, kiedy poziom wody wzrośnie. Myśli się też o dodatkowym zatrudnieniu przy obsłudze promu, żeby mógł funkcjonować od świtu do nocy. Te założenia mają być zrealizowane jeszcze w tym roku.
Mgliste nadzieje
Gerard Panek, sołtys Ciechowic, do planów starostwa podchodzi bardzo ostrożnie. – Szczerze mówiąc, nie wierzę, że coś się zmieni. Może jedynie prom zmodernizują, ale to też pochłonie jakieś środki, więc o moście trudno myśleć – twierdzi sołtys. Jego zdaniem, gdyby faktycznie coś miało tu powstać, najkorzystniejsza byłaby kładkojezdnia. – Duży most miałby sens w kontekście połączeń krajowych i międzynarodowych. Musiałoby być połączenie z Czechami, ponadto wszystko trzeba by dobrze oznakować. W przeciwnym razie to wyrzucanie pieniędzy w błoto. W przypadku mostu wysuwanego konieczna jest obsługa. Jak każdy mechanizm, może się zepsuć. Najlepsza z punktu widzenia mieszkańców byłaby kładkojezdnia na pojazdy osobowe, ewentualnie ciągniki. Ludzie byliby zadowoleni, bo mogą się przedostać na drugą stronę, a jednocześnie nie zwiększyłby się gwałtownie ruch, tak jak przy „dużym” moście, przez który przemieszczałyby się tiry – argumentuje sołtys Panek.
Rękaw się nie sprawdzi
Marek Górkiewicz, sołtys Grzegorzowic, uważa, że most jest potrzebny. – Każdy tylko obiecuje, a zwykłej kładki nie mogą zrobić. Oczywiście jak już robić, to najlepiej od razu coś porządnego, co by służyło przez lata, bo inaczej za kilka lat znowu będą przebudowywać – twierdzi. Nie obawia się zwiększenia ruchu samochodów ciężarowych. – I tak tutaj jeżdżą, a konkretny most by się przydał. Jeśli jednak nie ma na to pieniędzy, to wystarczyłaby kładka dla pojazdów osobowych, traktorów, do 15 ton. Na pewno jednak egzaminu nie zda most wysuwany. Będzie tak jak z promem. Przyjdzie wyższa woda albo mróz, to przestanie działać – obawia się sołtys Grzegorzowic.
(e.Ż)