Liczą się nie tylko wyniki
Próbny egzamin gimnazjalny nie jest obowiązkowy, szkoły przystępują do niego dobrowolnie. Organizuje go zazwyczaj Okręgowa Komisja Egzaminacyjna lub też niektóre wydawnictwa pedagogiczne. Jednym z nich jest Wydawnictwo Operon, które przedsięwzięcie takie przygotowało we współpracy z „Gazetą Wyborczą”. Egzamin organizowany przez to wydawnictwo odbył się 15-16 stycznia w Gimnazjum w Nędzy. Okazało się, że również 15 stycznia „Gazeta Wyborcza” opublikowała odpowiedzi do testu, z którym zmagali się gimnazjaliści z Nędzy. Fakt ten zbulwersował niektórych rodziców. – Jaki jest sens przeprowadzania takiego egzaminu, skoro co sprytniejsze dzieci wzięły sobie wcześniej odpowiedzi z gazety i przyszły do testu przygotowane? – zapytał jeden z rodziców, dzwoniąc w tej sprawie do naszej redakcji. – Przecież w takim egzaminie chodzi o to, żeby zbadać faktyczną wiedzę uczniów i dowiedzieć się, z czym mają problemy i nad czym jeszcze trzeba popracować. Robienie egzaminu po ukazaniu się pytań i odpowiedzi w gazecie jest kpiną. To tak jakby obstawiać wyniki po wyścigach – dodał rodzic.
Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się Maria Czerwińska, dyrektor Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego w Nędzy. – Po pierwsze szkoła nie ma obowiązku organizowania próbnego egzaminu. Chcieliśmy jednak przećwiczyć sprawy organizacyjne, żeby zarówno uczniowie, jak i młoda kadra nauczycielska poznali, jak wygląda taki egzamin, np. jak zajmować miejsca, prawidłowo zakodować kartę odpowiedzi itp. – wyjaśnia pani dyrektor. Dodaje, że wyniki takiego egzaminu nie podlegają ocenie. – Owszem, analizujemy je, sprawdzamy, co uczniowie umieją, a nad czym trzeba jeszcze popracować, ale przede wszystkim chcemy przećwiczyć procedury. W takich testach liczą się szczegóły, trzeba np. zgłosić zmianę długopisu, pamiętać, żeby zaznaczyć odpowiedzi na specjalnie kodowanej karcie. Uczniowie mają z tym problemy, w stresie mylą się nawet przy dacie swego urodzenia, a każda taka wydawałoby się drobna pomyłka może skutkować obniżeniem liczby punktów – tłumaczy Maria Czerwińska.
Dyrektorka uważa, że opublikowane 15 stycznia w gazecie odpowiedzi nie wpłynęły na wyniki egzaminu. – Rozpoczął się o godz. 9.00. Wcześniej odbyła się jedna lekcja. Uczniowie musieliby kupić gazetę wcześnie rano. Nie mieli pewności, że akurat ten test będzie w niej. Na drugi dzień, na teście z części matematyczno-przyrodniczej, pojawił się inny zestaw pytań niż ten, który opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Zresztą zapytaliśmy później uczniów, kto kupił wcześniej gazetę. Na ponad 80 uczniów przyznała się jedna osoba. Wierzę, że tak właśnie było – kończy Maria Czerwińska.
(e.Ż)