Żeby było porządnie i nie śmierdziało
Wniosek o utworzenie straży, która działałaby w strukturach gminy, złożyła na ostatniej sesji wójt Anna Iskała. Pomysł zyskał wstępną zgodę wojewódzkiego komendanta policji. – Na pracę strażników większy wpływ miałby wójt. Chodziliby po gminie i spełnialiby wszystkie zadania związane z utrzymaniem porządku. Pomysł utworzenia straży gminnej pojawił się już pod koniec ubiegłego roku. Zostało mi to podpowiedziane przez radę, zwracali na to uwagę także mieszkańcy – mówi wójt Iskała. Straż mieliby tworzyć maksymalnie dwaj strażnicy, bez samochodu.
Radni podczas ostatniej sesji nie okazali entuzjazmu. Swoje wątpliwości wyraziła głośno Renata Bienia. – Kiedy rada wyraziła chęć powołania straży gminnej? Dlaczego takowa ma być powołana? Jaki byłby koszt? Gdzie straż miałaby się mieścić? Czy nasi dzielnicowi się nie sprawdzili, skoro potrzebna im pomoc? – zasypała pytaniami panią wójt. – To, że wystąpiłam z takim wnioskiem, nie znaczy, że jestem zwolennikiem powstania straży – odpowiedziała wójt. Wyjaśniła, że pomysł pojawiał się na wielu zebraniach. Strażnicy mieliby swoją siedzibę w urzędzie. Wstępny koszt utrzymania dwóch funkcjonariuszy oszacowano na 100 tys. zł rocznie.
Radny Edward Mietła był ciekaw źródeł finansowania przedsięwzięcia. – Jestem zwolennikiem powołania straży gminnej, bo nikt nie ma możliwości kontrolowania wywozu śmieci i szamb – zaznaczył radny. – Żaden urzędnik nie ma prawa wejść na prywatną posesję. Nie chowajmy głowy w piasek. W naszej gminie śmierdzi, i to mocno. Dlatego sprawa straży powinna trafić do komisji budżetowej, która przedstawi dokładne wyliczenie kosztów i skąd wziąć na to pieniądze – dodał Mietła. Radny Roman Marcol pytał, czy zadań przewidzianych dla straży gminnej nie mogliby spełniać dzielnicowi. – A jaki mam wpływ na dzielnicowych? Ich szefem jest komendant, nie wójt gminy – zaoponowała Anna Iskała.
Ostatecznie nikt z radnych nie zagłosował za utworzeniem straży gminnej.
(e.Ż)