Pisaliśmy do siebie 10 lat
Jubilaci są rodowitymi krzanowiczanami. Znają się od dziecięcych lat. – Mój brat był jego kolegą. Mój przyszły mąż chętnie bywał w domu moich rodziców – wspomina pani Jadwiga. Życie jednak nie tak prędko połączyło ich ze sobą. Pani Jadwiga w wieku 15 lat opuściła rodzinny dom i zamieszkała u krewnych, którzy nie mieli własnych dzieci, we Wrocławiu. Tam skończyła szkołę średnią i wykształciła się na dyplomowaną pielęgniarkę. Wróciła dopiero w 1948 r. Pan Józef natomiast pięć lat spędził w wojsku i następne pięć w niewoli. Przez te 10 lat ich znajomość utrzymywała się wyłącznie dzięki listom. – Ciężko było, ale cały czas pisaliśmy do siebie. Taki byłem niefortunny rocznik – podsumowuje pan Józef. – Ja też miałam innych amantów, ale zawsze mi się ten Pawliczek podobał. Jednak to musiało tak być. Przeznaczenie – uważa jego żona.
Wzięli ślub cywilny 6 lutego 1949 r., na drugi dzień przyrzekli sobie miłość przed ołtarzem. Ona miała wtedy 28 lat, on – 29. – Poezja i proza przeplatały się na zmianę, bo nie zawsze jest dobrze i nie zawsze jest źle, jak w każdym małżeństwie. Jak ktoś mówi, że jest tylko dobrze i nie ma żadnych kłótni, to kłamie. Między nami zawsze była tolerancja, a to ważne w związku – mówi pani Jadwiga. Jej mąż pracował w warsztacie kołodziejskim ojca, ona starała się o uznanie przez polskie władze jej niemieckiego dyplomu pielęgniarskiego. W tym zawodzie przepracowała 23 lata, udało się nawet awansować na przełożoną. Na świat przyszły też dzieci – Kornelia i Rajmund. Dziś państwo Pawliczkowie mają też troje wnucząt: Agnieszkę, Piotra i Pawła. – Te dawne czasy były zupełnie inne niż teraz. Nie mieliśmy takich wymagań. Teraz po 10 latach kupuje się nowe meble, a nasze są już 60 lat stare – mówi pani Jadwiga.
(e.Ż)