Miliony dla lokatorów
Dlaczego mamy płacić?
Czy zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej „ Orłowiec” bezprawnie pobierał od lokatorów pieniądze na spłatę wierzytelności wobec Skarbu Państwa?
Już wkrótce raciborski sąd może zostać zasypany setkami pozwów. Lokatorzy ośmiu bloków przy ulicy Mysłowickiej walczą o prawo do wykupu swoich mieszkań po niższej cenie. – Spółdzielnia chciała ode mnie osiem tysięcy złotych. Jakim prawem? – pyta Czesław Jóźwiszyn, jeden z lokatorów, który sądzi się z “Orłowcem” od 2007 roku. Sprawa dotyczy 350 mieszkań.
Chodzi o niebagatelną sumę, bo prawie 51 miliony złotych. Przypomnijmy, że zadłużenie powstało w 1995 roku po wykupie od nieistniejącej już Rybnickiej Spółki Węglowej udziałów w zasobach mieszkaniowych w Rydułtowach, Pszowie i Raciborzu. Trzy lata później RSW wypowiedziała umowę, a za kwotę widniejącą na akcie notarialnym zapłaciła zaległy podatek vat. Pisaliśmy o tym także na łamach naszej gazety. Z tego powodu przy przekształceniach mieszkań i wykupie od SM ludzie muszą płacić nawet o kilka tysięcy więcej, bo to na nich spoczęła spłata długu.
Zawinili urzędnicy
Sprawę od kilku miesięcy drążyli poseł Adam Gawęda i Janusz Tarasiewicz, pełnomocnik Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców. Zgłosili się do nich zbulwersowani lokatorzy, którzy na płacenie dodatkowych pieniędzy przy przekształceniach nie chcieli się zgodzić. Poseł złożył w tej sprawie interpelacje do Ministerstwa Sprawiedliwości, Infrastruktury i Skarbu Państwa.
– Z dokumentów wynika, że zadłużenie, na które wciąż powołuje się zarząd uległy przedawnieniu 19 czerwca 2002 roku. Jeśli władze spółdzielni o tym wiedziały to popełniono przestępstwo i powinny się tym zająć organy ścigania. Wyszło przy tym na jaw, że Skarb Państwa stracił miliony złotych przez zaniechania urzędników, którzy już nawet nie odpowiedzą za to co zrobili – mówi Adam Gawęda.
Obowiązków według informacji z Ministerstwa Sprawiedliwości nie dopełnili ówcześni naczelnicy Urzędów Skarbowych w Rybniku i Wodzisławiu. Swoje uprawnienia przekroczył także jeden z wodzisławskich notariuszy, który sporządził akty notarialne, na podstawie których RSW sprzedała swoje nieruchomości, przez co działał na szkodę interesu publicznego. Zaniedbań dopuścili się także pracownicy ministerialni. Wychodzą także inne nieprawidłowości. Według Janusza Tarasiewicza już sam fakt odkupienia od RSW udziałów był bezprawny, bo ustawa mówiła wprost, że mieszkania powinny być przekazane spółdzielni nieodpłatnie.
Przedawniony nie znaczy umorzony
Mimo rewelacji ujawnionych przez Adama Gawędę i Janusza Tarasiewicza zarząd SM „Orłowiec” nadal broni swojego stanowiska. – Zebrane w wyniku interpelacji poselskiej informacje Ministerstw: Sprawiedliwości, Skarbu i Infrastruktury, niestety nie wniosły do sprawy niczego nowego oprócz wiadomości o liczbie dochodzeń przeciwko funkcjonariuszom publicznym, w związku z zaniedbaniami w kwestii egzekucji od spółdzielców, ponad 50-cio milionowej wierzytelności Skarbu Państwa – mówi Iwona Zganiacz, wiceprezes SM „ Orłowiec”.
Według niej zarzuty wobec zarządu, że próbował zataić wiedzę o przedawnionych należnościach są krzywdzące. Sprawa była bowiem wyjaśniana korespondencyjnie z biurem poselskim posła Adama Gawędy i pełnomocnikiem Komitetu Obrony Praw Lokatorów i Spółdzielców oraz na spotkaniach z mieszkańcami spółdzielni.
– Roszczenie przedawnione wciąż istnieje, ale przekształca się w tzw. roszczenie niezupełne, które cechuje się tym, że nie może być przymusowo egzekwowane. Zatem podtrzymujemy nasze dotychczasowe stanowisko w sprawie obowiązujących w naszej spółdzielni zasad przenoszenia własności lokali mieszkalnych – dodaje wiceprezeska.
Pozostaje tylko sąd
Przedstawicielka zarządu podkreśla, że jedyna możliwość weryfikacji zawieranych umów, to postępowanie sądowe. Stanowisko to podziela również Ministerstwo Infrastruktury w swojej informacji. Jedna z takich spraw toczy się już przed sądem w Raciborzu. Czesław Jóźwiszyn walczy ze spółdzielnią właśnie o prawo do tańszego wykupu. Sam kilka lat temu był członkiem rady nadzorczej i miał wgląd do wielu dokumentów. Sprawę do sadu wniósł w 2007 roku.
– Władze spółdzielni musiały wiedzieć, że dług uległ przedawnieniu. W bilansie finansowym sporządzonym na koniec 2001 roku po stronie zadłużenia widnieje jeszcze kwota 51 milionów. Rok później w bilansie finansowym za rok 2002, w którym uległ on przedawnieniu, już został uwzględniony. Poza tym, w 2004, kiedy Ministerstwo Skarbu zażądało od spółdzielni spłaty odsetek za to zadłużenie, ta odpisała że w związku z przedawnieniem jest to żądanie bezzasadne – tłumaczy Czesław Jóźwiszyn. Janusz Tarasiewicz liczy, że teraz pozwy zaczną składać także pozostali lokatorzy. – Uważam, że warto się zmobilizować. Chodzi przecież o duże pieniądze, które spółdzielnia bezprawnie od nich wzięła – mówi.
Do sprawy wrócimy za kilka tygodni.
Justyna Pasierb, Adrian Czarnota