Nie ma karpia – nie ma wody
Jedno z najurokliwszych miejsc Raciborszczyzny czeka niepewny los. Zmiany w miejscowej gospodarce rybackiej sprawiły, że z terenu rezerwatu przyrody Łężczok mogą wkrótce wynieść się ptaki. Ekolodzy biją na alarm.
Upadek żorskiego gospodarstwa rybackiego, należącego do Lasów Państwowych to katastrofa dla rezerwatu. Bez ryb w stawach zbiorniki wkrótce zarosną. Leśnicy szukają pomysłu na uratowanie przyrodniczej perełki. To jednak kosztuje. Roczny koszt podstawowych prac, które trzeba wykonać przy stawach, to co najmniej 200 tysięcy złotych.
Niemal od XIII wieku stawy wchodzące w skład dzisiejszego rezerwatu służyły ludziom jako miejsce hodowli ryb. Racjonalna gospodarka prowadzona na stawach o powierzchni ponad 200 hektarów sprawiła, że miejsce to upodobało sobie wiele rzadkich gatunków ptaków. I choć Łężczok może się pochwalić bogatą fauną i florą, to właśnie ptaki są tu największą atrakcją. Naukowcy naliczyli ich tu ponad 240 gatunków.
Kormorany i egzotyczny wirus
Przez ostatnie 20 lat wodami rezerwatu zarządzało Gospodarstwo Rybackie Żory, podległe Państwowemu Gospodarstwu Leśnemu. Ze względu ekonomicznych Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Katowicach zdecydowała się na jego likwidację. – Hodowla ryb, po prostu przestała być opłacalna – wyjaśnia Adam Albertusiak, główny specjalista z zespołu ds. łowiectwa i gospodarki rybackiej RDLP. – W ubiegłym roku ze stawów planowaliśmy wyłowić 130 ton karpia. Udało nam się uzyskać zaledwie 60 ton, czyli nawet nie połowę – wyjaśnia leśnik.
Populację ryb zdziesiątkował pochodzący z Azji wirus KHV, który powoduje chorobę skrzeli i skóry u karpi. Swoje zrobiły również łężczokowe kormorany. – Próbowaliśmy dokarmiać te ptaki, ale to nie dawało większych rezultatów. W tej chwili w stawach pływa pewna ilość ryb, ale i te wkrótce zostaną odłowione przez ptaki – mówi Albertusiak.
Biznesmeni zacierają ręce
Łężczokiem, przynajmniej przez najbliższy rok, będzie opiekować się Nadleśnictwo Rudy Raciborskie. Robert Pabian, zastępca nadleśniczego, przyznaje, że zachodzi ryzyko zarastania stawów. – To bardzo żyzne zbiorniki i rzeczywiście z czasem przybrzeżna roślinność może zacząć się bujnie rozwijać. Opinie są różne. Optymiści twierdzą, że przez najbliższe dziesięć lat nic się nie stanie, pesymiści uważają, że lustro wody zacznie się zmniejszać już za dwa lata – tłumaczy leśnik.
Nadleśnictwo w Rudach nie planuje zarybiania zbiorników, bo na to nie ma pieniędzy oraz fachowców. Jak się dowiedzieliśmy, stawami interesują się prywatne osoby, które chciałyby hodować tu ryby. Sprawa nie jest jednak prosta. – Należy wypracować kompromis pomiędzy wymogami rezerwatu a wymogami gospodarki rybackiej. To bardzo delikatna sprawa i łatwo zaszkodzić przyrodzie. Mamy nadzieję, że uda nam się to pogodzić w najbliższej przyszłości – wyjaśnia Pabian.
Nie panikujmy
Czy rezerwat jest zagrożony? To pytanie zadaliśmy Jolancie Prażuch, wojewódzkiemu konserwatorowi przyrody w Katowicach. – Monitorujemy sytuację Łężczoka. Rezerwat na pewno nie zniknie. Zakładając najgorszą opcję, część ptaków, zwłaszcza tych, które potrzebują dużego lustra wody, może wynieść się z rezerwatu. Przyroda jednak nie znosi pustki i na pewno w ich miejsce pojawią się inne gatunki. Tereny te są objęte programem Natura 2000 i są dla nas priorytetem. Myślę, że na dzień dzisiejszy nie ma powodów do obaw o rezerwat – zapewnia konserwator.
Jacek Bożek, prezes Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego Klub Gaja
Pamiętam, że sprawa rezerwatu Łężczok była poruszana na Wojewódzkiej Radzie Ochrony Przyrody. Jeśli na tych stawach przez lata hodowano ryby i człowiek ingerował w ten ekosystem, to normalne, że teraz, po wyprowadzeniu z niego ryb natura zrobi swoje. Mechaniczne wycinanie przybrzeżnej roślinności i pogłębianie stawów to bardzo ryzykowny zabieg. Nie wiadomo, czy odgłos koparek jeszcze skuteczniej nie wypłoszyłby ptaków niż brak wody. Moim zdaniem ekolodzy powinni wrócić do tematu wiosną, gdy ruszy roślinność. Teraz trudno ocenić ewentualne zagrożenie. Jedno nie ulega wątpliwości, że takie miejsca trzeba chronić za wszelką cenę.
Adrian Czarnota