Ania z Dalekiego Wschodu
Ania Mikoda (24 lata) obecnie studiuje na piątym roku Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Jeszcze w czasach nauki w II LO w Raciborzu wyjechała na rok do USA. Idąc na studia, wiedziała, że dalej będzie podróżować i przed wyborem uczelni sprawdziła, jakie programy zagraniczne proponuje.
Na pierwszy wyjazd musiała jednak czekać dwa lata, bo tak przewiduje regulamin studiów, ale było warto. – Jak już raz pozwolili mi wyjechać, to jeździłam cały czas, na trzecim, czwartym i piątym roku – śmieje się Ania. – Najpierw zdecydowałam, że pojadę do Włoch, a później do Japonii lub Meksyku – mówi.
Na włoskim Uniwersytecie w Perugii poznała ludzi z wielu stron świata i nawiązała trwałe przyjaźnie. Wyjeżdża właśnie dlatego, by poznać inne kultury i języki.
W kwietniu ubiegłego roku Ania ruszyła na podbój Dalekiego Wschodu. – Rodzina nie była przeciwna mojemu wyjazdowi. Jak miałam 17 lat byłam przez rok w USA, poza tym moi rodzice też dużo podróżowali i wiedzą, że takie wyjazdy to duża szansa dla mnie – mówi.
W Japonii spędziła pół roku. Przez cztery miesiące studiowała na Uniwersytecie w Hiroszimie. Kiedy przyjechała, właśnie kwitły wiśnie. – Drzewa nie maja tam owoców tylko piękne kwiaty, które rozkwitają wraz ze wzrostem temperatury. Ponieważ Japonia jest długa, to ma się wrażenie przechodzenia fali kwitnących drzew od południa na północ kraju – wspomina.
Dzięki zajęciom pozauczelnianym mogła poznać codzienne życie Japończyków. – Miałam okazje sadzić ryż wraz z japońskimi dziećmi, które w weekendy poznawały w ten sposób swoją kulturę – opowiada. – Brodziłam po kostki w wodzie i błocie z sadzonkami ryżu w ręce, ale było fajnie, bo mogłam nauczyć się czegoś innego niż ludzie, którzy odwiedzają Japonię tylko jako turyści – dodaje.
Pytana o jakąś zabawną sytuację, która zdarzyła się podczas pobytu, wspomina: – Będąc w Japonii często słyszałam, że Polki są bardzo piękne. Kiedy pierwszego dnia jedna z koleżanek zapytała mnie, po co odwiedziłam jej kraj, zażartowałam, że szukam męża. Niestety Japończycy nie rozumieją naszych żartów i dziewczyna bardzo zaangażowała się w szukanie mi partnera – śmieje się Ania. – Trzeba wiedzieć, że chłopcy w Japonii są bardzo nieśmiali, ale jeden z kolegów zaproponował, że jeśli tylko się nadaje, to bardzo chętnie się ze mną ożeni – mówi.
Podczas pobytu dziewczyna nauczyła się dwóch z trzech japońskich alfabetów. Te umiejętności zdobyła podczas praktyki w Osace. – Praktyka odbywała się w dużej firmie produkującej rury i mosty – opowiada. – Już pierwszego dnia czekała mnie niespodzianka. Przed wejściem na zakład dostałam firmowy uniform. Był to niebieski kombinezon taki, jaki noszą wszyscy pracownicy i biały kask z moim nazwiskiem. Do tego dwa telefony komórkowe i aparat cyfrowy – dodaje.
Pełne wyposażenie nie było jedynym zaskoczeniem. Codziennie o 7.55, przed rozpoczęciem pracy, odbywała się poranną gimnastyka. – Mnóstwo mężczyzn przy dźwięku muzyki, ubranych w te same stroje, wykonywało pajacyki – wspomina ze śmiechem. – Początkowo czułam się dziwnie, bo wszyscy dookoła mnie wyglądali tak samo, ale uniformy są wygodne, bo nie trzeba myśleć rano w co się ubrać – dodaje.
Ostatnie dwa miesiące podróżniczka spędziła, odwiedzając koleżanki poznane we Włoszech. Mieszkając u nich, bardzo polubiła sushi i inne japońskie potrawy, choć jak szczerze przyznała, dopóki gotowała sama, jedzenie japońskie jej nie smakowało. Miała okazję spróbować kilku oryginalnych dań i napojów. Jednym z nich była zielona herbata o smaku prażonego ryżu oraz posiłek, który zjadła w Chinach. – To były smażone i nabite na patyk karaluchy, wyglądały jak szaszłyk i były bardzo niedobre. Wtedy nie wiedziałam, co to jest. Dopiero kiedy wróciłam do Japonii i zobaczyłam, jak wyglądają tutejsze karaluchy, domyśliłam się, co zjadłam w Chinach – wspomina.
Mimo tego nie wahała się próbować różnych dań. – Czasami wygląd jedzenia jest dla nas niecodzienny, ale jest bardzo smaczne – przekonuje.
Chiny odwiedziła dzięki zaproszeniu kolegi, którego poznała na wymianie we Włoszech. – Spędziłam tam 10 dni. Zobaczyłam Szanghaj i Pekin, świątynie Shaolin i weszłam na mur chiński – opowiada.
Ania nie zdążyła dobrze odpocząć w Raciborzu, a już udała się na kolejną wyprawę. Ostatnie pół roku studiów spędza na wymianie w Meksyku. Jej plany na przyszłość również związane są z podróżami. – Mam kilka pomysłów na to, co będę robić po studiach. Marzy mi się ukończenie Akademii Dyplomatycznej i wyjazd na praktyki na placówkę zagraniczną lub do ambasady. Chciałabym zobaczyć też Australię lub pojechać jeszcze raz do Japonii – zdradza.
Zastrzega jednak, że podróże to pasja i wróci do kraju, jednak póki może, chce zwiedzać świat.
Ela Gładkowska