Za nóżki na ławce też!
Ostatnie pomysły wiceprzewodniczącego Rady Miasta wzbudzają kontrowersje, bo ich realizacja wielu mieszkańców może drogo kosztować. Nie udało się Jaroszowi przekonać prezydenta, by strażnicy miejscy zaglądali do pieców gospodarzom, którzy nieraz wrzucą tam plastikową butelkę czy zużytą oponę. Nie znalazł uznania pomysł z podatkiem śmieciowym, który uderzyłby po kieszeni każdego mieszkańca, ale (czego dowodzą statystki z Pszczyny, gdzie go wprowadzono) przyczyniłby się do likwidacji dzikich wysypisk.
Na ostatniej sesji miejskiego samorządu Artur Jarosz, patrząc w kierunku komendanta straży miejskiej, zaproponował, by funkcjonariusze nie pobłażali w nakładaniu mandatów i stosowali najwyższy możliwy wymiar kary, nawet w przypadku drobnych wykroczeń.
– Wiecie panowie, dlaczego na Zachodzie ławki są całe, a chodniki niezaśmiecone? Bo każdy się boi zniszczyć mienie komunalne bądź rzucić papierek po cukierku na ziemię – radny wytłumaczył, że strach obywateli potęguje widmo zapłaty mandatu o wysokim nominale. – Nawet za trzymanie nóżek na ławeczce zamiast pouczenia powinna być kara finansowa – twierdzi rajca koalicji rządzącej, polityk PO. Jego zdaniem to najlepszy sposób na wychowanie tych, którzy szpecą mury sprejami, niszczą kosze na śmieci czy rozwalają ławki w parkach. – Dotkliwa kara przy najmnieszym przewinieniu będzie straszakiem na wandali – przekonywał i na komisjach i na sesji Jarosz.
(ma.w)