Sprawa Mateusza – umorzono postępowanie
Prokuratura Rejonowa w Będzinie otrzymała ostatnie wyniki badań dotyczące Mateusza Dudzińskiego, nastolatka, który zaginął w sierpniu w Raciborzu. Już wiadomo, że nie był pod wpływem narkotyków, nie został również potrącony przez samochód.
Śledczy, którzy badali sprawę zaginięcia 17-letniego raciborzanina, mają już wyniki badań toksykologicznych i histopatologicznych. – Możemy z całą pewnością stwierdzić, że Mateusz nie był pod wpływem narkotyków. Badania toksykologiczne nie wykryły śladów jakichkolwiek środków odurzających w ciele nastolatka – wyjaśnia Monika Jankowska, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Będzinie. Śledczy od samego początku skłaniali się do wersji, że nastolatek, którego ciało znaleziono pod słupem wysokiego napięcia w Będzinie, skacząc z niego, popełnił samobójstwo.
Na prośbę rodziny sprawdzono jeszcze jedną wersję wydarzeń. Zdaniem krewnych Mateusz mógł zostać potrącony przez samochód, a jego ciało przeniesione i porzucone na terenie ogródków działkowych. – Powołaliśmy biegłego, który orzekł, że złamania kości nie są charakterystyczne dla wypadku komunikacyjnego. Denat miał połamane nogi oraz miednicę w sposób typowy dla upadku z wysokości. Postanowiliśmy umorzyć postępowanie w tej sprawie. Dziś już nie ma wątpliwości, że raciborzanin popełnił samobójstwo – dodaje prokurator.
Sprawą zaginięcia Mateusza Dudzińskiego żył cały Racibórz. Przypomnijmy, 17-letni Mateusz zaginął
17 sierpnia. Około 12.00 wyszedł z domu, informując rodzinę, że jedzie do Rybnika na seans filmowy w kinie Cinema City. Do domu już nie wrócił. Na zapisie monitoringu z multikina widać, jak nastolatek przegląda program kina. Kamery nie zarejestrowały jednak, czy ostatecznie zdecydował się obejrzeć jakikolwiek film. W półtorej godziny po planowanym końcu seansu jego komórka zamilkła. 28 sierpnia jego ciało znaleziono w Będzinie. Śledczym do tej pory nie udało się ustalić, w jaki sposób znalazł się w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów mieście.
Zwłoki zostały znalezione pod słupem wysokiego napięcia na terenie ogródków działkowych. Z całą pewnością nastolatek upadł z niego na ziemię. Sposób ułożenia ciała jednoznacznie wskazuje, że nikt zwłok nie przemieszczał. Sekcja nie potwierdziła, że został porażony wcześniej prądem. Zupełnie nic nie wskazuje również na to, aby ktoś przyczynił się do jego śmierci. Brak działania osób trzecich pozostawia śledczym dwie hipotezy przebiegu tragedii: wypadek lub samobójstwo. – W tym przypadku trudno mówić o wypadku. Młody mężczyzna sam musiał wejść na konstrukcję. Wypadek miałby miejsce, gdyby na przykład słup się na niego przewrócił – mówili we wrześniu śledczy prowadzący sprawę.
Rodzina przez kilka tygodni nie była pewna, czy znalezione ciało należy do ich syna. Zwłoki były w stanie mocnego rozkładu, dlatego zlecono badania DNA. Najdłużej trwały jednak badania toksykologiczne i histopatologiczne.
(acz)