Radość, która powstaje na różnych kontynentach
– Moje obrazy przede wszystkim mają ludziom dawać nadzieję, bo uwielbiam sprawiać ludziom radość – mówi Ella Maas.
Ella Maas jest rodowitą raciborzanką, ale malowała już w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Australii. – Dużo podróżuję. Maluję wszędzie gdzie tylko się znajdę – wyjaśnia. Od dziecka lubiła rysować, ale na studia, zamiast na Akademię Sztuk Pięknych, wybrała się na Politechnikę Śląską. Studiując architekturę doskonaliła swój warsztat. Maluje dopiero od kilku lat. – Zmęczyła mnie praca i potrzebowałam odskoczni, musiałam „wyrzucić” coś z siebie. Zaczęłam używać kolorów, bo stwierdziłam, że ludzie na co dzień mają dość już smutku. Mam nadzieję, że żadna moja praca nikogo nigdy nie zasmuci. Uwielbiam sprawiać ludziom radość, czuję się wtedy lepiej – mówi Ella Maas. Artystka zaznacza, że to jej pseudonim artystyczny, nie chce podawać swojego prawdziwego nazwiska.
Obrazy Elli szybko zyskały uznanie. Pierwsza wystawa odbyła się w USA, jej prace mieli okazję zobaczyć także mieszkańcy Australii. Niedawno natomast, 16 marca, odbyła się wystawa w galerii Szyb Wilson w Katowicach. – Zawsze jest ta obawa, jak ludzie przyjmą moje prace. Oczywiście zdania zawsze będą podzielone, wiem, że będzie też krytyka. Moje obrazy mają ludzi cieszyć, a jeśli tak nie jest to trudno. Podczas wystawy w Katowicach pan, który instalował obrazy powiedział mi, że moje prace są tak radosne jak ja sama. Dla takich chwil człowiek żyje – mówi Ella.
Co inspiruje Ellę Maas? – Zazwyczaj poddaję się urokowi jakiegoś miejsca, ale czasami wypatrzę coś w ludziach: ciepło wewnętrzne, oczy, twarz. Maluję też zwykłe przedmioty. Musi mnie coś zaciekawić, zauroczyć. Moje malarstwo to niekoniecznie odwzorowanie czegoś w detalach. Wymyślam jakiś kształt, który dla mnie stanowi obraz. Mam w głowie wyobrażenie tego co maluję – opowiada artystka. Podróżując zawsze wozi ze sobą sztalugi. Maluje na płótnie, bo jest najwygodniejsze w transporcie. Ma słabość do farb olejnych.
Ella Maas ma swoje ulubione plenery w Europie, ale też poza nią – w Australii czy USA. Teraz chciałaby rozciągnąć sztalugi w Azji i Afryce. – Chcę się tam wybrać, ale wiem, że zanim tam trafię, to jeszcze się znajdę w wielu dziwnych sytuacjach, bo życie pisze różne scenariusze. Wiem też, że jeśli człowiek coś sobie zaplanuje, chce się znaleźć w jakimś miejscu, to w końcu tam trafi, tyle że czasem nie taką drogą jaką sobie wymyślił, ale trochę bardziej krętą – twierdzi artystka. Czego można jej życzyć? – Zdrowia i miłości – odpowiada po prostu, z promiennym uśmiechem.
(e.Ż)