Marsz do kolejki!
Pacjenci muszą miesiącami czekać na wizytę w raciborskich poradniach specjalistycznych. Nawet wówczas nie mogą mieć pewności że zostaną przyjęci.
Wyjątkowa sytuacja może trafić na każdego. Problem, z którego nikt nie widzi wyjścia. Pacjent odesłany do domu na kolejne miesiące czekania. Dyrekcja i lekarz wyjaśniają okoliczności. Bez pieniędzy z NFZ-tu nie będzie rozwiązania i ulgi.
Jan Moskalik od kilku lat leczy się u diabetyka. Cukrzyca to tylko jedna z dolegliwości, która mu dokucza. Co kilka miesięcy udaje się do raciborskiego szpitala na umówioną wizytę. Kolejna wypadała na 27 maja. Tego dnia odesłano go z kwitkiem. Ma przyjść we wrześniu – usłyszał od pielęgniarek. Pacjent nie rozumie co się stało. Wcześniej miał wrażenie, że prowadzący go lekarz nie darzy go sympatią. – Wypisuje mi tylko recepty. Od dwóch lat nie robiono mi żadnych badań. Kiedyś doktor Orzeł zaprosił mnie na wizytę prywatną. Poszedłem. Było zupełnie inaczej – mówi Józef Moskalik. – Mam jednak 800 zł emerytury i nie stać mnie na prywatne wizyty – dodaje.
Lekarz musiał iść do domu
Zaniepokojony nowym terminem, który wypadał w październiku, pan Jan udał się do doktora Włodzimierza Kącika, dyrektora medycznego szpitala. – Dyrektor nie miał chyba czasu i przekazał moją sprawę szefowej pielęgniarek. Udało się jej przenieść moją wizytę na wrzesień – opowiada emeryt. – Ale lekarz diabetolog, pan Orzeł ciągle przyjmuje. Więc czemu mnie nie przyjęto? Kto do niego chodzi, i czy znów nie przełożą mi wizyty? – pyta zaniepokojony diabetyk.
W szpitalu tłumaczą, że wyjaśniali panu Moskalikowi okoliczności. – Dzień wcześniej lekarzowi wypadł nagły dyżur. Po 24 godzinach pracy należy mu się dzień wolny. 27 maja nie mógł przyjmować, musiał iść do domu – wyjaśnia dyrektor. Sytuacja, według władz placówki, była nie do przewidzenia. Ilość rzeczy, którą lekarz może zrobić jest też ograniczona. Wszyscy zapisani na ten dzień zostali zapisani na najbliższy wolny termin. W październiku. – Staraliśmy się przybliżyć termin w miarę możliwości. Nie jest to jednak nagły przypadek i działaliśmy zgodnie z zasadami służby zdrowia – dodaje Włodzimierz Kącik. Pacjent w takiej sytuacji może udać się do najbliższej przychodni oferującej takie leczenie, termin może być wcześniejszy. – Szpital pomaga pacjentom znaleźć taka placówkę – zapewnia dyrektor.
To kłamstwo
– Gdyby był inny diabetolog to bym do niego poszedł. Ale nie mam wyboru. W Rybniku czekam do kardiologa pół roku, ale lekarz mnie trzyma pół godziny. Tu dostaję receptę. Raz zbadali mi krew – żali się pan Jan, przypominając, że na prywatnej wizycie u tego samego lekarza było o niebo lepiej. – To kłamstwo i wymyślanie. Nie powinienem w ogóle brać udziału w takich kłótniach – odpowiada Krzysztof Orzeł, specjalista diabetolog. – Pan Moskalik miał robione badania. Nigdy nie proponowałem też swoim pacjentom prywatnych wizyt. Nie mam sobie nic do zarzucenia – dodaje.
– Nie moim wymysłem był ten dyżur. Nie przeze mnie są kolejki do przychodni. Wszyscy mają do nas, lekarzy, pretensje. Problem to brak funduszy z NFZ-tu – zapewnia specjalista, odnosząc się do sprawy przesuniętej wizyty.
Zarówno lekarz jak i dyrektor stoją przy swoim. To normalna sytuacja. Pacjent został zapisany na najbliższy wolny termin. – Pan Moskalik nie potrzebuje nagłej pomocy. Wszyscy pacjenci traktowani są tak samo – podkreśla Krzysztof Orzeł.
NFZ nie pomoże
Zgodnie z ustawą o świadczeniach zdrowotnych, termin planowanego leczenia może ulec zmianie. – W sytuacjach wyjątkowych takie przesuniecie terminu jest dopuszczalne. Czasami wypadnie doktorowi np. operacja i nie jest w stanie przyjmować planowanych pacjentów – tłumaczy Maria Kukawska z biura prasowego katowickiego NFZ.
Jeśli chodzi o badania, to lekarz decyduje kiedy je robić. Pacjent może złożyć oficjalną skargę, jeśli się z tym nie zgadza. W NFZ również źle oceniają praktyki namawiania pacjentów do wizyt prywatnych. – Takie zachowanie jest niewłaściwe. W szpitalach jest zakaz reklamowania takich praktyk – potwierdza Maria Kukowska.
– Nie oczekuję dużo, nie chcę żadnego L4, chcę tylko żeby mnie leczyli – mówi oburzony Jan Moskalik. Czy jest więc coś, co może ulżyć czekającym w długich kolejkach? – W podobnych przypadkach, specjalista może wydać zaświadczenie dla lekarza rodzinnego. Kiedy termin wizyty do specjalisty się wydłuża, lekarz rodzinny na podstawie tego zaświadczenia będzie w stanie np. przepisać odpowiednie lekarstwa – radzi pracownik NFZ.
Z informacji biura prasowego wynika również, że nie ma co liczyć na szybką likwidację kolejek. – Co roku stopniowo zwiększamy nakłady na służbę zdrowia, a kolejki są takie same. Fundusz też ma ograniczony budżet. Wydajemy wszystko co mamy. Potrzeby są jednak wieksze niż nasze możliwości – dodaje Maria Kukowska.
(woj)