Zabili nam syna
Witosławice – niewielka wieś położona za Szonowicami, tuż na granicy województwa opolskiego i śląskiego. To tu, jeszcze miesiąc temu, jak co dzień, w jednym z gospodarstw rodzicom pomagał Marcin Słupina. Dzisiaj po synu, jednym z szóstki dzieci, rodzicom pozostały w zasadzie wspomnienia. Marcina nie ma na zdjęciach, bo uciekał zawsze przed obiektywem. Jedno z nielicznych, sprzed lat, zostało w portfelu pani Cecylii. – Niech pan spojrzy, czy to dziecko wygląda na bandziora? – pyta ze łzami w oczach kobieta.
Wspólny wypad do Krowiarek
Na początku lipca w domu państwa Słupina pojawił się Łukasz Z., kuzyn Marcina. – Łukasz zaproponował mu wspólny wyjazd do Krowiarek. On tam miał rodzinę. Mieli spędzić tam dwa dni – wspomina Herman Słupina, ojciec Marcina. Co się stało 2 lipca około godziny 21.30? Tego rodzice 24-latka próbują się dowiedzieć od kilku tygodni. Wiadomo, że o wspomnianej godzinie Marcin podjechał z kuzynem pod remizę w Krowiarkach. Tu miało dojść do bójki. Wśród grupy osób był dwudziestoletni Jarosław (nazwisko do wiadomości redakcji) to on miał zadawać ciosy Marcinowi. Na miejscu nie było policji, bo nikt jej nie wezwał. Marcin następnego dnia wrócił do domu na rowerze.
Kreska na czole
– Nie wiedzieliśmy, że się bił. Nie zauważyliśmy żadnych obrażeń. Jedynie miał na czole takie jakby zadrapanie. On zawsze był małomówny i chodził własnymi drogami, ale po powrocie stał się zupełnie apatyczny – wspomina Cecylia Słupina. Rodzice Marcina początkowo myśleli, że zachowanie chłopca to wynik mocnej imprezy. – Uspokajałem, że pewnie popili jakiegoś bimbru i teraz musi dojść do siebie. Stan syna się jednak nie poprawiał – mówi pan Herman Pobity 24-latek snuł się po domu przez sześć dni. – W sobotę usłyszeliśmy jakieś tupanie na piętrze, w pokoju syna. Gdy weszliśmy zamarliśmy z przerażenia. Marcin miał napad padaczki. Leżał w drgawkach. Nigdy wcześniej nie przydarzało mu się coś takiego. Pobiegliśmy po lekarza – wspominają rodzice.
Mózg w strasznym stanie
Już pierwsze badanie nie pozostawiało wątpliwości, że Marcin musi się jak najszybciej znaleźć w szpitalu. Jedna z jego źrenic w ogóle nie reagowała na światło. To był znak, że młody człowiek może mieć uraz mózgu. W kędzierzyńskim szpitalu szybko okazało się, że Marcin jest w strasznym stanie. Krwotoczne stłuczenie płatów czołowych, uszkodzenie mózgu, ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa. Ślad na czole okazał się objawem pęknięciem łuski kości czołowej. Lekarze przez cztery dni walczyli o życie chłopaka. 12 lipca o godzinie 6.55 lekarz stwierdził zgon.
Bili się
Rodzice chłopca już po pierwszych badaniach postanowili dociec prawdy. Od kuzyna dowiedzieli się, że 2 lipca pod remizą OSP w Krowiarkach miało dojść do bójki. Sam Marcin nic o tym nie mówił. Obsługa szpitala powiadomiła policję. Pracownicy wydziału kryminalnego przystąpili do pracy. Wśród osób, które miały być feralnego dnia pod remizą był 22-letni Jarosław. To on miał zadawać ciosy Marcinowi. Próbowaliśmy skontaktować się nim, jednak jego rodzina nie chciała komentować zdarzenia, odsyłając nas do adwokata. Sam napastnik był bardziej rozmowny kiedy Marcin jeszcze leżał w szpitalu. – Powiedział, że energia go rozpierała, że go nosiło. Powiedziałam mu, żeby pojechał do szpitala i zobaczył jaką roślinkę zrobił z naszego syna. To chyba nie robiło na nim wrażenia – mówi ze łzami Cecylia Słupina.
Same niewiadome
Rodzice do tej pory nie wiedzą kiedy ich syn dostał tak poważnego urazu. Czy podczas bójki, czy następnego dnia, kiedy sześć godzin wracał z Krowiarek na rowerze. Niewykluczone, że pobity mężczyzna w jakiś sposób sprowokował mieszkańców Krowiarek. Sam już kiedyś był oskarżony w podobnej sprawie. Sąd wówczas go uniewinnił. – To było dobre dziecko, jednak zawsze musiał się w coś wplątać. Nie wiemy czemu śledztwo tak się przedłuża. Dlaczego sprawca pobicia nadal chodzi po wolności – załamują ręce rodzice. – To nietypowa sprawa – przyznaje Danuta Kozakiewicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. – Śmierć miała miejsce na terenie województwa opolskiego. Wszelkie opinie biegłych musimy ściągać z tego terenu. To trwa – dodaje prokurator. Śledczy zapewniają, że nie postawiono jeszcze nikomu zarzutów. – Obecnie prowadzimy postępowanie „w sprawie” a nie przeciwko konkretnej osobie – wyjaśniają śledczy.
Adrian Czarnota