Nadgorliwy obserwator
5 sierpnia na posterunku straży miejskiej zadzwonił telefon. W słuchawce kobiecy głos poinformował, że przy ul. Cecylii jest zaniedbany pies. Strażnicy w eskorcie weterynarza przyjechali na miejsce. Zwierzę z raną głowy patrzyło na nich zza krat.
Straż miejska w Raciborzu przyjmuje średnio raz na kwartał zgłoszenie o złym traktowaniu zwierząt. – Interweniujemy za każdym razem. Zawsze wołamy do pomocy fachowca, żeby móc obiektywnie ocenić sytuację – wyjaśnia Andrzej Szewczyk zastępca komendanta straży miejskiej w Raciborzu. Na posterunku przy ul. Batorego nie pamiętają drastycznych przypadków. Zwykle to gospodarz wyjdzie w pole, psa uwiąże łańcuchem i zapomni dać mu wody. – Czasami zdarzają się też sygnały od nadgorliwych obserwatorów. Ale i te przypadki badamy – dodaje Andrzej Szewczyk.
Niepokojący sygnał
5 sierpnia pod drzwiami domu Marii Kowalczyk stanęło dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Oni ubrani w mundury, one z aparatem fotograficznym w ręku. Charakter wizyty burzył sielankę tamtego słonecznego dnia. – Dostaliśmy sygnał, że zaniedbany pies leży na posesji, śmierdzi od niego i jest ranny – opisuje tamtą sytuację zastępca komendanta. Patrol straży natychmiast zawiadomił inspekcję weterynarii i razem z jej pracownikami przyjechał pod wskazany adres.
– To nie pierwszy raz gdy jesteśmy wzywani w to miejsce – wyjaśnia lek. wet. Zbigniew Mazur z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Raciborzu. – Za każdym razem nasi pracownicy jadą tam ze strażą miejską. Badają warunki w jakich pies przebywa oraz jego stan – dodaje.
Inspektor wymienia główne powody, gdy jego interwencja jest niezbędna. – Generalnie gdy zwierzę jest źle traktowane i jest np. ranne. Kiedy jest głodzone, chude, bez sierści, ma wytrzeszczone oczy oraz gdy jego warunki bytowe są złe, czyli np. kaleczący łańcuch czy ostre ogrodzenie – mówi Zbigniew Mazur. W tych przypadkach inspektorat ma prawo skierować właściciela zwierzęcia do sądu. Takie zachowanie nosi miano przestępstwa i grozi za nie nawet dwa lata więzienia. – Najwięcej przypadków drastycznych dotyczy zwierząt gospodarczych. W zeszłych latach musieliśmy zabrać pewną ilość zwierząt ich właścicielom – wspomina inspektor, zaznaczając, że gros spraw wyjaśnia się przez usunięcie trudnych warunków wokół zwierząt.
Przypuszczam kto to jest
Zdarza się, że właściciel nie chce wpuścić inspekcji do domu. Wtedy niezbędna jest interwencja policji. Tym razem nie było to potrzebne. Maria Kowalczyk jest już przyzwyczajona do podobnych wizyt. – Jest tu pewna taka kobieta, która chodzi z małym pieskiem. Ciągle się jej coś nie podoba. I być może to ona dzwoni – tłumaczy. Pies pani Marii to owczarek, wabi się Tim. Mieszkają razem od jego urodzin, 10 lat. – Pies nie jest w złym stanie. Jest za to chory, ma ranę, która się mu nie chce zagoić. Codziennie wypuszczam go na ogród, żeby pobiegał. Daje mi łapę. Smaruję mu ranę i uszy specjalną maścią – wylicza pani Maria.
– Mamy sprawdzoną informację, że pies jest leczony u weterynarza. Niestety, rozdrapana rana jest wynikiem jakiś infekcji i jest praktycznie nie do wyleczenia – mówią w inspektoracie. Właścicielka zapewnia, że zwierze ma dobre warunki, codziennie dostaje jeść kiełbasę. Właścicielka zapewnia, że czasem zapomni przygotować obiad synowi, a pies ma pełna miskę. – Te zgłoszenia to chyba ze złośliwości. Przypuszczam kto to może być. Gdybym była pewna to bym tej babie powiedziała... – mówi zezłoszczona Maria Kowalczyk.
Pozory mylą
Zarówno straż miejska jak służby weterynaryjne są zgodni – w tym przypadku nie doszło do naruszenia przepisów. Pies jest dobrze traktowany. Pozory, którymi kierowali się zgłaszający były źle odczytane. Każdy sygnał musi jednak zostać zbadany. Być może wkrótce służby znów pojawią się pod budą psa pani Marii. Dla niej jednak te wizyty są uciążliwe. – Syn się zastanawia, czy dla spokoju nie uśpić Tima. Ale co on jest tu winny? – zastanawia się pani Maria.
W dniu, kiedy rozmawialiśmy z inspektorem, otrzymał on sygnał o męczeniu psa. Okazało się, że zwierze ma się dobrze, tylko przeszkadzało sąsiadom. Szczekaniem. – Zdarzają się przypadki, gdy jasno widać, że zgłaszający chce przez to komuś dokuczyć. Takie sąsiedzkie konflikty – wyjaśnia Zbigniew Mazur.
(woj)