Niestrudzenie walczą z powodziami
Jubileusz 105-lecia istnienia obchodzi w tym roku OSP Turze.
Choć za datę założenia jednostki przyjmuje się 1905 r., miejscowa straż może być znacznie starsza. Wg niektórych przekazów Turze brało udział w gaszeniu wielkiego pożaru w Kuźni Raciborskiej w 1904 r., w którym 256 osób straciło dach nad głową, spłonęło107 domów i zabudowania gospodarcze. Za faktem powstania jednostki przed 1904 r. przemawia też informacja zawarta w protokole z posiedzenia zarządu o tym, że starą remizę wybudowano w 1904 r. Inne źródła podają, że właśnie ten pożar, jego rozmiary i skala zniszczeń, przyczyniły się do zorganizowania w Turzu straży pożarnej. Ostatecznie za datę powstania jednostki przyjęto 1905 r.
Założycielami straży byli Józef Czogalla – mistrz rzeźniczy i rolnik, który został pierwszym prezesem OSP, Antoni Kern – pierwszy naczelnik, Wiktor Mosh – mistrz piekarski oraz Karol Sługa. Pierwszą siedzibą była drewniana remiza, która mocno ucierpiała podczas I wojny światowej i powstań śląskich, dlatego w 1926 r. wybudowano nową – murowano-drewnianą. Turska straż w okresie międzywojennym nie tylko walczyła z ogniem i wodą. Odbywały się tu szkolenia, treningi, a nawet prowadzono działalność artystyczną, strażacy należeli do zespołu teatralnego, który urządzał przedstawienia dla mieszkańców. Zdobyte w ten sposób środki przeznaczane były m.in. na OSP. Ciężki czas nastał, nie tylko dla strażaków, z wybuchem II wojny światowej, kiedy większość członków OSP powołano do wojska. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej nastąpiła grabież mienia również straży pożarnych. Mało tego, za posiadanie munduru strażackiego groziła śmierć. Taki los spotkał jednego ze strażaków z Rudy.
Jednostkę po wojnie próbował odbudować Franciszek Grycman. Ze sprzętu pozostała wtedy tylko ręczna sikawka bez kół i 7 m węża oraz motopompa ukryta w prywatnym domu w Siedliskach. W 1947 r. do straży trafił pierwszy samochód – amerykański flickr z przyczepką, która została do dziś. Wg zachowanego protokołu, w latach 50. XX w. OSP Turze liczyła już 21 członków i posiadała 21 mundurów. Była też sprawna motopompa M 800 i 75 metrów węża. Czynna była też sikawka ręczna i 175 m węży w komplecie. Samochód ze względu na brak sprawności sprzedano na części, a za uzyskane pieniądze kupiono mundury.
W 1961 r. powstał Społeczny Komitet Budowy Remizy Strażackiej. Wybudowano ją w czynie społecznym i oddano do użytku w 1967 r. W 1968 r. do straży trafił samochód marki Lublin. Następny był star 25, który trafił tu z Rudy Kozielskiej.
Obecnie OSP Turze liczy 41 członków. Ponadto jest tu 4 członków honorowych i 21 osób tworzących Młodzieżową Drużynę Pożarniczą. Chęć wstąpienia do MDP zadeklarowało niedawno 10 nowych osób. Prezesm OSP Turze jest Franciszek Wojtoszek, a naczelnikiem Edward Piechula. Najstarszym członkiem OSP jest Joachim Mikołajek z 64-letnim stażem. Jednostka ma 35 przeszkolonych strażaków, którzy ciągle udoskonalają swoje zdolności na różnego rodzaju kursach. Jest tu m.in. 16 operatorów sprzętu, 11 dowódców, 3 naczelników, 4 ratowników medycznych, 3 stermotorzystów, 5 operatorów pił spalinowych.
Strażacy dysponują samochodem średnim GBA marki Magirus, a od maja mają też mitsubishi, lekki samochód ratowniczo–rozpoznawczy. – Dostaliśmy go od sponsora z Niemiec. Służył do przewozu ludzi w pewnej firmie budowlanej. We własnym zakresie i za własne środki przystosowaliśmy go do naszych potrzeb i sami go utrzymujemy – podkreśla Edward Piechula. Na wyposażeniu straży jest też wysokiej wydajności pompa, pięć pomp szlamowych, dwa kombinezony ochronne do usuwania szerszeni. – Ze sprzętem nie jest źle, ale najbardziej odczuwamy brak łodzi ze względu na położenie sołectwa w najgorszym możliwym miejscu – nad rzeką Odrą, w dorzeczu Suminy i Rudy. Mamy już zapewnienie z gminy, że otrzymamy łódź płaskodenną. Jest to niezbędne. Najbardziej jest nam potrzebny sprzęt do walki z powodzią i usuwania jej skutków, bo częściej niż do pożarów wyjeżdżamy właśnie do powodzi – tłumaczy naczelnik. Strażakom potrzebne byłyby też aparaty powietrzne, bo te, które posiadają, zostały wycofane z użytku ze względu na brak atestu.
To, z czym najczęściej przychodzi zmagać się strażakom to właśnie powodzie. W tym roku w działania zaangażowanych było 30 strażaków. Dyżury trwały dzień i noc. Trzeba było zabezpieczyć tamę na moście przez założenie szandorów, zabezpieczyć przepompownie. – Dobrze przy tym wszystkim układała się współpraca z Niemcami i Czechami. Mieliśmy do dyspozycji wysokiej wydajności pompę z Czech i pompy z Niemiec. Pomagały jednostki z powiatu raciborskiego. Bardzo dobrze też współpracowało nam się z Komendą Powiatową PSP, zarządem gminnym OSP i władzami gminy – wylicza naczelnik.
Ze względu na powódź w tym roku nie odbyły się gminne zawody pożarnicze. Strażacy z Turza starają się na bieżąco brać udział w zawodach, osiągając niezłe wyniki. Największe sukcesy w tej dziedzinie ma drużyna młodzieżowa, która kilkakrotnie zajmowała pierwsze miejsce. Strażacy angażują się we wszystkie większe przedsięwzięcia na terenie wsi. Zabezpieczają imprezy masowe, pomagają w organizacji Pływadła, festynów. – Sadziliśmy też drzewka ozdobne przy parkingu parafialnym, robiliśmy też boisko do siatkówki. Jesteśmy na każde zawołanie. Jak coś trzeba zrobić na rzecz sołectwa, to robimy – zapewnia Edward Piechula.
Strażacy niezmiernie dbają też o swoją remizę. Co roku starają się przeprowadzić niezbędne prace. Ostatnio ze środków popowodziowych udało się wyremontować szambo, kotłownię wymieniając piec na ekologiczny, wymieniono też instalację elektryczną i położono płytki. Wcześniej wymieniono bramy i dach. – Staramy się wykorzystywać wszystkie okazje na pozyskanie środków zewnętrznych. Ciągle piszę jakieś pisma. Dzięki temu po powodzi otrzymaliśmy sprzęt z oddziału wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych oraz sprzęt dotowany przez WFOŚiGW. Trzeba pilnować takich rzeczy, trudno czekać z założonymi rękami – kończy naczelnik.
(e.Ż)