Ona pokochała go za piękną postawę, jego oczarował cygański kolor jej włosów
Pani Maria wybrała na męża człowieka o żelaznej kondycji – Tadeusz Detyna w wieku 75 lat zdobywał bez trudu Giewont.
Wnuczka Kasia, która uwielbia ogórkową i barszcz swej babci złożyła im życzenia z okazji „21 900 zup które minęły”.
Detynowie są razem 55 lat. To repatrianci, którzy znaleźli w Raciborzu nowy dom. Spędzili tu ponad pół wieku.
Dzień ich ślubu – 21 listopada 1950 roku – zaczął się mgliście. – Ale później świeciło piękne słońce – wspomina pani Maria. Już jako nastolatka zdecydowała, że Tadeusz to dobry materiał na męża. Ładnie prezentował się w roli ministranta, „miał postawę, był ułożony i kręcił się przy książkach”. Ona też angażowała się w życie kościoła, nosiła obrazy świętych w procesjach. Zdjęcia z tych uroczystości przechowuje do dziś.
Po ślubie niewiele mieli czasu, by nacieszyć się sobą. Jego powołano do wojska i wysłano pod granicę radziecko-chińską. – List stamtąd szedł miesiąc. Szczęśliwie została ze mną rodzina, miałam w niej oparcie – wspomina pani Maria.
Wspólne życie spędzili w Raciborzu, w którym jak mówią „mieszka się dobrze”. Przenieśli się tu z ukraińskiego obecnie Samboru, drogą powojennej repatriacji. – Jechaliśmy w nieznane – wspomina kobieta, która wówczas była już matką Haliny i Ludwiki.
– Jesteśmy ze sobą tak długo, bo u nas „ciche dni” trwają najwyżej godzinę – śmieje się jubilatka. Przyznaje, że w związku potrzebna jest spora doza cierpliwości, a o kłótniach trzeba zapominać.
W ciepłe miesiące wolny czas spędzają na działce. Pan Tadeusz idzie tam już o 5 rano. – Zimą mąż jest nieszczęśliwy, że tam go nie ma – uśmiecha się żona.
Jubilaci tęsknią za kotkiem Puszkiem. Mieszaniec persa i angory towarzyszył im 20 lat.
(ma.w)