Dom pod wysokim napięciem
Kiedy kupowali działkę pod dom mieli wizję spokojnego gniazdka dla siebie i dzieci. Wszystko szło po ich myśli. Aż w końcu...
Państwo Szymańscy siedem lat temu postanowili przeprowadzić się do Rudnika. Za odłożone pieniądze kupili działkę pod dom. W niedługim czasie dokupili mniejszy kawałek ziemi graniczącej z kupioną działką. Przed rozpoczęciem budowy domu obie działki były zarośnięte wysokimi chaszczami. Z planów i map geodezyjnych wyczytano, że na ul. Nowej, tuż przy mniejszej działce stoi słup energetyczny ze stacją transformatorową. Na rysunku dwie z czterech nóg słupa opierają się na działce państwa Szymańskich. To im nie przeszkadzało.
– Chcieliśmy ominąć te słupy. Jakoś je ogrodzić – mówi Tomasz Szymański. Wezwano geodetów, którzy mieli wyznaczyć granice nieruchomości. Wzdłuż granicy miał powstać płot. – Geodeci określili jednak, że stacja trafo stoi w innym miejscu niż była wyznaczona na mapie w urzędzie gminy – tłumaczy Anna Szymańska. Wszystkie cztery nogi stoją w samym środku mniejszej działki. Nowi mieszkańcy Rudnika wysłali pismo do dostawcy prądu, firmy Vattenfall, aby słup przenieśli. Vattenfall odpisał, że stację trafo postawiła gmina i to jej władze są za nią odpowiedzialne. Pismo z tą informacją trafiło też do wójta.
Korekta
Urząd gminy wysłał na miejsce tych samych geodetów aby nanieśli na mapkę terenu poprawki. Dziś w dokumentacji gminy słup stoi jak w rzeczywistości. Państwo Szymańscy jednak nadal dysponują mapą sprzed kilku lat, na której słup wymalowano w innym miejscu. Obie mapy są podbite urzędową pieczęcią. Na działce, na której stoi słup, miał powstać mały plac zabaw dla dzieci państwa Szymańskich. Teraz teren jest nieużywany. – Z transformatora wyciekał olej. Ziemia pod stacją jest pewnie skażona – wyjaśnia pan Tomasz.
Małżeństwo zwróciło się o pomoc do wójta. – Pytaliśmy czy gmina może coś z tym zrobić. Sugerowaliśmy, że stacja jest stara i przy okazji wymiany można by przenieść słup – opowiadają. Od wójta Rudnika Alojzego Pieruszki usłyszeli, że mogą przenieść słup na własny koszt.
– Jest to delikatna sprawa. Rozumiem sytuację państwa Szymańskich ale my jako urząd musimy działać ostrożnie. Z każdych wydanych pieniędzy musimy się tłumaczyć – mówi wójt. – Poza tym trudno żebym brał odpowiedzialność za pomyłki na mapce, które powstały w przeszłości, nie za mojej kadencji – dodaje.
Wysiada prąd
Pomimo tego, że teren pod słupem jest prywatny, właściciele nie wiedzą co robić dalej. Transformator hałasuje pod oknem i zupełnie zasłania satysfakcję z mieszkania na wsi. – Zdarza się, że kilka razy w miesiącu wysiada nam prąd. To prawdopodobnie przez tę stację trafo – mówi pan Tomasz, proponując aby wójt wystosował pismo do Vattenfalla o modernizację sieci. – Co roku konsultujemy z dostawcą energii wszelkie inwestycje. Niestety, na tym osiedlu nie przewiduje się żadnych prac w najbliższych latach. Stan sieci w tym rejonie nie wymaga na razie remontu – twierdzi Alojzy Pieruszka.
Przybliżony koszt przestawienia stacji transformatorowej to wydatek 15 tys. zł. Władze gminy odmawiają tej inwestycji. – Mamy informacje z urzędu gminy, że słup stoi i stał w dobrej lokalizacji. Więc przebudowa stacji jest możliwa, ale tylko na wniosek i koszt właściciela gruntu – komentuje Łukasz Zimnoch rzecznik prasowy Vattenfall.
Sytuacja patowa
Sprawa jest skomplikowana. Gdyby słup był własnością przedsiębiorstwa przesyłowego, właściciel gruntu mógłby próbować z nim negocjować. Czy państwo Szymańscy mogliby liczyć na rekompensatę od firmy energetycznej na korzystanie z prywatnego gruntu? – Raczej nie ma takiej możliwości w przypadku gdy podczas przekazania gruntu nabywca wiedział o słupie – tłumaczy Łukasz Zimnoch.
– Gmina nie ma możliwości zmiany lokalizacji słupa. Poza niejasną sytuacją prawną pozostaje problem ze sfinansowaniem tych robót. To zbyt duże pieniądze – mówi wójt Pieruszka. Jolanta Klassen, wieloletni urzędnik w Rudniku, przyznaje, że w gminie od zawsze wiedziano gdzie dokładnie stoi transformator. Tę samą wiedzę mieli mieć państwo Szymańscy. – To nie była działka budowlana i m.in. przez to, że stoi tam słup, została sprzedana bez przetargu i po okazyjnej cenie – tłumaczy urzędnik. Tomasz i Anna Szymańscy temu zaprzeczają. – Przy kupnie działki w akcie notarialnym był to teren budowlany. Działka została przekwalifikowana na nieużytek rolny później, gdy się okazało, że nic tu nie można zrobić – wyjaśniają.
Po wymianie pism pomiędzy mieszkańcami ul. Nowej, urzędami i dostawcami prądu sprawa utknęła w miejscu. – Mamy żal do urzędników i wójta, że pomimo naszych próśb nawet nie spróbowali rozwiązać tej sytuacji. Nie było żadnej dobrej woli ani pomysłu. Nie chciano też słuchać naszych propozycji – żalą się Anna i Tomasz Szymańscy. Wójt w rozmowie z nami zaproponował, że gmina może odkupić działkę. Małżeństwo zastanawia się nad skierowaniem sprawy do sądu.
Marcin Wojnarowski