Z bojowym nastawieniem
Anna Szmelcer z „Polska wolna od GMO” spierała się 23 marca z miejscowymi rolnikami na temat szkodliwości roślin genetycznie modyfikowanych.
Goszcząca na posiedzeniu powiatowej komisji rolnictwa Szmelcer stwierdziła m.in. że z GMO w Polsce jest jak było wcześniej w Paragwaju: oficjalnie go nie ma, a powszechnie wiadomo, że takich upraw jest wiele.
Szmelcer pokazywała zdjęcie dwóch białych myszek – równych wiekiem ale znacznie różniących się wielkością. – Jedną karmiono tradycyjną żywnością, a drugą modyfikowaną – informowała.
Radziła też chronić europejskie nasiona i brać przykład z zakonników, którzy już je przechowują „bo wiedzą, że coś się święci”.
– Możemy nie kupować ubrań czy nowego samochodu, ale żywność zawsze trzeba nabyć. Jesteście bardzo ważni – chwaliła ekspertów rolniczych zaproszonych na obrady. Ci uznali jej prezentację za „tendencyjną”. – Liczyłem na obiektywną prawdę. W oleju czy cukrze nie stwierdzono żadnych szkodliwych składników. Dzięki krzyżówkom plony wzrosły wielokrotnie. Nie możemy mówić, że GMO jest tylko „be” – mówił Stanisław Ostrowicz, jeden z najbardziej doświadczonych ekspertów rolniczych w powiecie.
Szef komisji rolnictwa Ryszard Winiarski przytoczył stanowisko ministerstwa rolnictwa. – Jesteśmy za mali by interweniować, fachowcy z samej góry twierdzą, że uprawa roślin genetycznie modyfikowanych nie narusza prawa – mówił. Kierujący referatem rolnictwa w starostwie Krzysztof Sporny choć jest zwolennikiem idei „wolności od GMO” powątpiewał w merytoryczność materiałów przygotowanych przez Annę Szmelcer. – To głównie dane amerykańskie, a gdzie rodzime? My pracujemy na materiałach Polskiej Akademii Nauk – podsumował urzędnik.
Za pomocą multimedialnej prezentacji Anna Szmelcer alarmowała:
– 70% chorób powodowanych jest przez złą żywność;
– 70% nasion jest opatentowanych przez koncerny;
– tylko 3 korporacje dostarczają pasze, co jest niepokojące
(ma.w)