Uśmiech dzieci jest dla mnie siłą i wsparciem
93-letnia nauczycielka Maria Sikorska-Brodzińska dzieli się swoimi wspomnieniami z powojennego Raciborza i wieloletniej pracy pedagogicznej.
Do Raciborza przyjechałam 15 sierpnia 1945 roku. Jestem z Podola (Ukraina), z miejscowości Gliniany. Mieszkanie przy ulicy Spółdzielczej 5 było mi przeznaczone. Racibórz był bardzo zniszczony. Brakowało wody. Ulicą Drewnianą doszłam do Odry, umyłam ręce i w ten sposób zbratałam się z tą ziemią, gdzie żyję do dzisiaj.
Szkoła w Studziennej
1 września 1945 rozpoczęłam pracę w Studziennej w szkole podstawowej. Przez dwa lata pokonywałam 5 km w jedną stronę idąc do pracy. Pewnego dnia, idąc do szkoły usłyszałam śpiew nastolatka gwarą o... koniczkach bez woda. Wsłuchiwałam się w melodię. Niby nic, a dla mnie to było piękne, bo po raz pierwszy odkąd przyjechałam słyszałam w Raciborzu w polskim języku śpiew. W tym wesołym nastroju doszłam do szkoły. W budynku od ulicy stacjonowało jeszcze wojsko rosyjskie, ale wkrótce go opuściło. Jedyną trudnością dla mnie był brak znajomości gwary śląskiej. Dzieci były bardzo grzeczne i chętne do nauki. Chyliłam głowę przed duszami przodków, że utrzymali mowę polską poprzez wieki. Jeszcze dzisiaj pamiętam i z wdzięcznością wspominam przewodniczącego klasy Huberta Huptasia za obicie okien tekturą. Nie było książek a dzieci pisały na niemieckich maszynodrukach z drugiej strony. Na placu Wolności był Inspektorat Szkolny.
Szkoła przy Kozielskiej
Po dwóch latach przeniesiono mnie do Szkoły Podstawowej nr 3 przy ulicy Kozielskiej. Kierownikiem był Leonard Podworski a pracowali tu także Józef Orłowski, Władysława Roszuk, Stefania Podworska, pani Bylińska, no i ja. Budynek szkoły nr 8 był bez dachu. Liczebność w klasach była bardzo duża i utrudniała proces nauczania. Pracowałam 30 godzin tygodniowo. Po roku kierownikiem został Alojzy Babilas i przybyli nowi nauczyciele: Helena Krauze i Tadeusz Zajączkowski. W roku szkolnym 1945/50 kierownikiem był pan Leśniewski a do nauczycieli dołączyła Zofia Wesołowska. Ja, jako młoda nauczycielka, uczyłam języka rosyjskiego. Taktowny kierownik powiedział: „my starsi nie będziemy się uczyć obcego języka a pani jest młoda i przyda się jeszcze kiedyś”. Po kilku latach kierownikiem został Franciszek Gazda, człowiek orkiestra: aktor, fotograf, śpiewak. Znał język niemiecki, grał na akordeonie, ale nie należał do PZPR tylko do Stronnictwa Ludowego. Był niedoceniany przez władze. Do mojej szkoły przybyli Jadwiga Caban, Zofia Kosztyłło, Barbara Orłowska, Helena Stanieczek, Cecylia Szczepańska.
SP 4
Po opuszczeniu przez wojska radzieckie budynków powstała szkoła nr 4 i pierwsza biblioteka. W roku 1958, kiedy dyrektorem został Jan Socha, szkoła moja uczyła na najwyższym poziomie, bo doszła specjalizacja nauczania. Dzieci zaczęły mówić poprawnie po polsku. Powstały pierwsze gabinety. Praca układała się pomyślnie, w sprzyjających warunkach. Wybudowano piękną salę, boisko i basen. Otoczenie szkoły było ukwiecone, zielone, piękne. Powstała świetlica. W szkole działał bardzo prężny Związek Harcerstwa Polskiego pod kierunkiem Jadwigi Malczewskiej i Zdzisława Fronczaka. W tej mojej szkole od 1967 roku powstały klasy sportowe a szkoła była już im. Janusza Kusocińskiego. W tej szkole pamiętam panie Wandę Diakon, Helenę Gaworowską, Werę Gorzołkę, Danutę Jarzębińską, Małgorzatę Kampik, Józefa Jurczyka, Zofię Kosztyłło, Antoniego Kucznierza, Mieczysławę Krzynową, Alfredę Kukuczkę, Marię Nowosielską, Marię Rezler, Teresę Wielosik i żonę dyrektora Jadwigę Sochę. Im za wiele dziękuję, kilku już odpoczywa w piękniejszej rzeczywistości. 20 sierpnia 1975 roku odeszłam na emeryturę po 30 latach pracy. Uśmiech dzieci – radość działania – młodość przez wiele lat była ze mną, a dzisiaj wspomnienie tych chwil jest siłą i wsparciem.
Maria Sikorska-Brodzińska