Czerwona Armia koń zegarki i słowo honoru - część 2
Koniec wojny był dla miasta Ratibor apokalipsą. Po przejściu Armii Czerwonej znany mieszkańcom krajobraz miejski przestał istnieć. Urządzenia i sprzęty z wielu zakładów i fabryk wywieziono do ZSRR. O tym procederze pisaliśmy w naszej rubryce w ubiegłym roku. Jednak oprócz rabunku mienia zorganizowanego przez Stalina w ramach Państwowego Komitetu Obrony plagą były także przestępstwa dokonywane przez „zwykłych” żołnierzy Armii Czerwonej.
Koń na wagę złota
Czasem mieszkańcy dawali się w łatwy sposób „wywieść w pole”. Tak było 31 maja 1945 roku, gdy zarząd gminy w Markowicach na żądanie lejtnanta Bałakina sam dostarczył Rosjanom pięć koni. Ich bezpieczeństwo i zwrot były gwarantowane słowem oficerskim porucznika Bałakina. Jednak do wsi powróciły już tylko cztery konie. Zarząd gminy prosił więc w piśmie starostę „o poczynienie odpowiednich kroków, celem otrzymania w zamian jakiego innego konia, których brak odczuwa się w gminie wprost rozpaczliwy”. Jednak jak możemy się domyślać, skarga nie przyniosła spodziewanego rezultatu. Urzędnicy władz lubelskich szacowali, że w całym pasie tzw. ziem odzyskanych ostało się jedynie 584 tysiące zwierząt, czyli jakieś 10% stanu z roku 1938 roku.
Jednak nie wszyscy czerwonoarmiści zostali zapamiętani w negatywny sposób. Niektórzy pomagali mieszkańcom raciborszczyzny ratując ich od śmierci lub utraty majątku, czy ostrzegając przed swoimi towarzyszami. Potwierdzają to relacje kilku osób z dzielnic Raciborza z Ostroga i Płoni oraz dokumenty. Najczęściej byli to wyżsi stopniem Rosjanie, którzy wyróżniali się sposobem bycia i obyciem.
Czasami mieszkańcom dopisywało po prostu szczęście, jak 11 czerwca, gdy przed południem „został porwany jeden koń z pola od pracy [i] tylko dzięki interwencji pewnego sierżanta Czerwonej Armii, który przypadkowo znalazł się w pobliżu miejsca zajścia, udało się konia uratować” – pisano z Markowic do starostwa.
Jednak stosunkowo rzadko mieszkańcy mogli liczyć na takie szczęście. Zwłaszcza niebezpiecznie było na linii kolejowej Racibórz – Rybnik, gdzie grasowały oddziały sowieckie dochodzące do 100 ludzi, które napadały na pociągi terroryzując pasażerów i ograbiając ich z gotówki i bagaży.
Miejscowa ludność długo czuła się zagrożona. W październiku 1945 roku np. administrator majątku w Wojnowicach pisał do starosty o codziennym strzelaniu krasnoarmiejców do bażantów na polach, co zagraża życiu osób na nich pracujących. W rudzkich lasach w grudniu 1945 roku żołnierze próbowali upolować dziką zwierzynę strzelając do niej z broni maszynowej, co odstraszało robotników od pracy w lesie.
Taki stan terroru i grabieże utrzymywały się, z różnym nasileniem, niemal przez rok. Aż do opuszczenia przez wojsko raciborszczyzny mniej więcej na wiosnę 1946 roku. Zresztą amatorów cudzej własności w czasie zawieruchy powojennej nie brakowało także później. Jednak w tym pierwszym okresie, pod każdym względem, bezsprzecznie największym zagrożeniem była Armia Czerwona. Dodajmy, że w miarę upływu czasu sytuacja ulegała poprawie. Również dowództwo, naciskane przez administrację rządu lubelskiego, starało się przeciwdziałać rozpasaniu żołdactwa.
Oczywiście krasnoarmiejcy nie ponieśli żadnych konsekwencji za zbrodnie ludobójstwa i przestępstwa popełnione w czasie wojny i po niej. Ulokowanie w Lublinie, a następnie w Warszawie rządu lojalnego ZSRR uniemożliwiało jakikolwiek wpływ polskiego rządu (przebywającego w Londynie) na sytuację. Pozostało tylko alarmowanie opinii publicznej i przedstawicieli państw zachodnich. Na terenie całego kraju, a zwłaszcza na terenach tzw. ziem odzyskanych przekazanych przez Stalina (przy zgodzie aliantów) Polsce Ludowej temat zbrodni sowieckich był oficjalnie zakazany i nie przedostawał się do opinii publicznej dzięki czujnemu oku cenzury. Wyjątkiem były okres Solidarności i podziemne wydawnictwa ukazujące się od połowy lat 70. poza obiegiem cenzury. W Raciborzu także zakazywano mówienia o tym, czego dopuściła się Armia Czerwona na Ziemi Raciborskiej. Przez całe dziesięciolecia przedstawiciele Związku Sowieckiego byli zapraszani przez raciborskich komunistów na kolejne rocznice „wyzwolenia Raciborza”, podczas których byli goszczeni, podejmowani z honorami i nagradzani. Dopiero po upadku komunizmu w 1989 roku możemy swobodnie mówić i badać także ten fragment naszej historii.
Beno Benczew
Adres do korespondencji: rcbh@tlen.pl