Pożegnania nadszedł czas
Jolanta Olszewska i Jerzy Piekarski to dwie wyjątkowe osobowości. Właśnie oni w pierwszej w Polsce Szkole Mistrzostwa Sportowego w naszym Raciborzu byli pracownikami odnowy biologicznej. Po bardzo ciężkiej pracy treningowej przejmowali w swoje ręce zawodników aby byli w stanie następny trening zrealizować jak najbardziej solidnie. W tym roku odeszli na emeryturę.
Przyjechali do Raciborza za pracą na dwa, może trzy lata do Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Był rok 1977 kiedy otrzymali taką propozycję.
Jolanta Olszewska w roku 1977 pracowała w Olsztynie w szpitalu. Współpracowała także z gimnastyczkami i kajakarzami. Praca w Raciborzu także ją zainteresowała i przyjechała tu rok później by po trzech tygodniach pojechać do Berlina na Mistrzostwa Świata w pływaniu. Myślała, że Racibórz będzie krótkim przystankiem na dwa, może trzy lata.
Jerzy Piekarski pracował w słynnym Konstancinie z najlepszymi lekarzami w Polsce. Mieszkał pod Warszawą wraz z rodziną. Ciekawa na tamte czasy propozycja pracy z najlepszymi pływakami w Polsce skusiła go do zmiany i przyjazdu do Raciborza. W szpitalu pomagał po operacjach wracać do zdrowia bardzo chorym. W Raciborzu swoją wiedzą służył sportowcom.
Racibórz zachwycił ich pięknymi obiektami sportowymi – basenem, siłownią, halą sportową, stadionem, gabinetami odnowy biologicznej (wszystko najnowszej generacji).
Tak było na początku ich przygody z Raciborzem, a raczej z pracą w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Najpierw było tylko pływanie i ciągłe zgrupowania, zawody w kraju i w Europie. Zarówno pani Jolanta jak i pan Jerzy przygotowywali zawodników i pracowali nad ich formą sportową do Mistrzostw Polski, Mistrzostw Europy, Mistrzostw Świata i Igrzysk Olimpijskich.
To także ich zasługa że nasze polskie pływanie osiągnęło tyle sukcesów. Zawsze kiedy polscy pływacy, ci najlepsi, ustanawiali rekordy Polski to kropkę nad i stawiali oni – masażem, wcierką, dobrym słowem, uśmiechem, że będzie dobrze, po prostu wysoką fachowością. Polski Związek Pływacki z wielkim zaufaniem powierzał w ich ręce swoje pływackie perełki. Potrafili zawsze wytworzyć właściwą atmosferę sprzyjającą pozytywnemu nastawieniu zawodników i trenerów do morderczej, ciężkiej treningowej pracy. Po treningu ich cudowne ręce były balsamem dla mięśni a ich wielka życzliwość i serdeczność ukojeniem ducha. To oni wiedzieli najlepiej jakie problemy mają zawodnicy i pomagali szczerą przyjacielską rozmową. Kiedy trzeba, podpowiadali trenerom aby zrozumieć kłopoty zawodnika. Ciężka praca, jaka towarzyszy sportowi wyczynowemu to 24 godziny na dobę, czuwanie aby wszystko było realizowane tak jak organizm potrzebuje. A każdy zawodnik to inna osobowość i inny problem. Oni nad tym światem bardzo skomplikowanym czuwali.
Zawsze byli wtedy, kiedy potrzebował ich zawodnik lub trener. Pracując z chorymi i niepełnosprawnymi walczyli o zdrowie pacjenta a tu z bardzo sprawnym organizmem pomagali osiągnąć sukces sportowy. Mazurek Dąbrowskiego słuchany na basenach i stadionach dzięki naszym polskim mistrzom którzy „przechodzili’” przez ich ręce świat pamięta. Otylia Jędrzejczyk mistrzyni olimpijska w pływaniu czy Artur Noga – piąty zawodnik na 110 m przez płotki na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. To tylko ostanie znane nazwiska. Pani Jolanta i pan Jerzy byli tyle razy rekordzistami Polski, Europy i świata, ile ich zawodnicy, którzy ustanawiali te rekordy. Można ich pasować na Zawodowych Mistrzów Świata.
Swoją misję kochali – byli zawsze na posterunku przez 24 godziny. Mieli wielkie serce i okazywali je wszystkim. Solidna praca była dla nich normalnością. A poza tym byli skromni. Za to wszystko z całego serca im dziękujemy.
Maria Gawliczek