Zapoznali się przy łaciatych
Państwo Rykowie poświęcili życie pracy oraz dzieciom.
Wiceprezydent miasta Ludmiła Nowacka i kierownik USC Katarzyna Kalus odwiedziły 4 lipca jubilatów z Markowic o 55-letnim stażu małżeńskim.
Tę godną naśladowania parę tworzą 76-letnia Franciszka i 80-letni Józef. Ona była rodowitą raciborzanką, urodzoną w tym samym roku, w którym zbudowano dom, gdzie do dziś mieszka. On to repatriant, który część II wojny światowej spędził na robotach w Niemczech. Na Śląsk przywędrował z rodzinnego Kijowa. Parę lat po wojennej zawierusze w połowie ubiegłego wieku spotkali się w miejscu pracy – podraciborskim PGR. Obydwoje oporządzali bydło. Zajmowali się 64 sztukami. Praca była wyczerpująca – szło się do niej około drugiej nad ranem, a wracało o zmierzchu. – Raz to aż się wystraszyłam tak wracając. Bo mama martwiła się czemu tak długo nie wracam. A kiedy krowy się cieliły, to trzeba było pomagać i czas się nie liczył. Mama ubrała się na biało i z daleka jak duch wyglądała, bałam się iść. Dopiero gdy się odezwała to się uspokoiłam – wspomina jubilatka, jakby cała sytuacja miała miejsce niedawno, a chodzi o epizod sprzed kilkudziesięciu lat. Dojenie i „futrowanie” krów nie kończyło się z powrotem z pracy. Już na swoim gospodarstwie dbać trzeba było o kolejne 5 krasul.
Cztery lata ze sobą chodzili, raz nawet się posprzeczali ale „stara miłość nie rdzewieje” jak uważa do dziś pan Józef. – Trzeba było się ustatkować i dać życie następnemu pokoleniu – mówi dlaczego oświadczył się blondynce, koleżance z pracy. Dzień ślubu był słoneczny, sakramentu udzielił wikary parafii św. Jadwigi. Wesele było w domu panny młodej, a zabawa nieopodal świątyni. Tamże odbyły się również obchody 55-lecia pożycia małżeńskiego Ryków.
Na początek młodzi zamieszkali w dwóch pokojach przy PGR, ale nie na długo. Jak mówią o ówczesnym okresie życia – dużo wędrowali. Pomieszkiwali w Kornowacu, Żabicy i Ciężkowicach zanim wrócili do Markowic. Na świat przyszły dzieci – w 1956 roku syn Jan, trzy lata później córka Maria i w 1961 roku najmłodsza Jadwiga. Wszyscy mieszkają niedaleko rodziców. Dziadkowie cieszą się gromadką wnucząt i prawnucząt – jest ich łącznie aż 12. Najmłodsza Nina obchodziła trzecie urodziny.
Pani Franciszka lubi swoje zdrobnienie – Frenzi – którym w młodości posługiwał się małżonek. Dziś mówią do siebie „babciu” i „dziadku”. Zwykle jubilaci podkreślają takie cechy jak wyrozumiałość i lojalność jako te decydujące o długowieczności związku. Rykowie twierdzą, że to praca ich zespoliła. – Bo ona nigdy nie gańbi – podkreśla pan Józef. – Robiło się dla dzieci, żeby je wychować. Wszystkie sobie dały radę w życiu i to nas cieszy na starość – twierdzą małżonkowie.
(ma.w)