Na ratunek markowickiemu boćkowi
Noga ptaka została niemal całkowicie oderwana
Najsławniejsza bociania rodzina z Raciborza ma kłopoty. Jeden z młodych ptaków, najprawdopodobniej podczas nauki latania, zawadził o linię energetyczną. Weterynarze walczą o jego nogę.
O bocianach z Markowic pisaliśmy na łamach Nowin Raciborskich już wielokrotnie, tym razem nie mamy dobrych wieści. Jeden z ptaków najprawdopodobniej już nie wyleci z Raciborza. 29 lipca kilkanaście minut po godzinie 8.00 w naszej redakcji zadzwonił telefon. Dzwonił pan Werner Mordeja, którego dom stoi najbliżej słupa telefonicznego, na którym bociany zbudowały dom. – Około godziny 8.00 zauważyłem bociana na swoim podwórku. Początkowo myślałem, że nie wie jak się wydostać i chciałem go wygonić za furkę, jednak okazało się, że jego noga jest złamana a na podwórku jest mnóstwo krwi – mówi raciborzanin. Pan Werner zadzwonił do straży miejskiej, jednak ta niewiele mogła zrobić. – To nie należy do naszych obowiązków. Przekazaliśmy to do odpowiedniego wydziału urzędu miasta – mówi starszy inspektor Damian Wypych ze Straży Miejskiej w Raciborzu. Rodzina pana Wernera w zadzwoniła w końcu do sekretariatu prezydenta. – Dopiero po tym telefonie po rannego bociana ktoś przyjechał. Chciałem na łamach gazety podziękować pani sekretarce za dobre serce – mówi pan Werner. W Markowicach pojawił się pracownik magistratu w asyście dwóch pracowników raciborskiego schroniska. – Bocian został złapany i przewieziony do gabinetu weterynaryjnego przy ulicy Katarzyny a następnie do arboretum. Tam są bociany i będzie miał dobra opiekę. Trzymamy kciuki aby rana zagoiła się i mógł zostać wypuszczony na wolność – mówi Zdzisława Sośnierz, naczelnik wydziału ochrony środowiska i rolnictwa w raciborskim magistracie. Rannym boćkiem zaopiekował się lekarz weterynarii Adam Iskała. – Noga była praktycznie oderwana. Za kilka dni okaże się czy nie nastąpiła martwica i czy krew zacznie w niej krążyć. Nie wiemy niestety jak długo chodził z tą nogą. Tu liczy się czas – mówi Paweł Iskała, również pracownik lecznicy dla zwierząt.
Pierwszy bocian z Markowic pojawił się w gnieździe 2 kwietnia, dzień później około godziny 9.00 do gniazda dotarł drugi ptak. W gnieździe wykluły się trzy ptaki, jednak przeżyły tylko dwa. – Ten ranny bociek to jeden z młodych. One już samodzielnie latały. U nas jest sporo przewodów pomiędzy słupami. Musiał zaczepić nogą o jeden z nich – mówi pan Werner, który od kilkudziesięciu lat z okien domu obserwuje markowicką, ptasią rodzinę.
(acz)