Drugiego cudu nie będzie
O bitwie, która wpłynęła na losy nie tylko Polski, ale i całej Europy, a także obecnej sytuacji w kraju i prognozach na przyszłość – rozmowa z pułkownikiem Tadeuszem Dłużyńskim – piłsudczykiem od urodzenia.
– Dlaczego zwycięstwo w Bitwie warszawskiej miało tak ogromne znaczenie?
– Wie pani, kiedy bolszewicy byli już pod Warszawą, 12 sierpnia 1920 r. Tuchaczewski powiedział tak: – Żołnierze, jeszcze 16 wiorst i Europa nasza. Dlaczego? Spod Radzymina do Warszawy było 16 wiorst, czyli 32 km. Oznaczało to, że zdobycie Warszawy stanowiłoby dla Tuchaczewskiego i Rosji zdobycie nie tylko Polski, ale i Europy.
– Skąd określenie „Cud nad Wisłą”?
– Popularnie tak się nazywa i niewątpliwie był to cud. Wysiłek całego narodu, tego żołnierza, który walcząc z bolszewikami miał w nogach po 50, 60 km dziennego przemarszu był cudem. Ta szybkość działania uratowała Polskę. Nie było opancerzonych transporterów, a ciężarówki były na wagę złota.
– Kto nam najbardziej pomógł?
– Węgrzy. 12 sierpnia, kiedy bolszewicy stali już pod Warszawą, a żołnierz polski szukał naboju w ładownicy, przyszedł transport z Węgier do Skierniewic. Zawierał 22 mln pocisków karabinowych. Gdyby nie to, nie wiem jak wyglądałaby ta bitwa.
– Skąd ten podziw dla Józefa Piłsudskiego?
– Jestem piłsudczykiem od urodzenia. Marszałek miał wielu przeciwników, ale jedna była rzecz, której nikt nie zmieni. To droga, którą poprowadził do wolności. Realizował swój cel, którym było wywalczenie niepodległości i potem jej utrzymanie. Można go porównać ze strzałą wypuszczoną z łuku. Idzie prosto do celu.
– Czy takie rządy silnej ręki mogłyby znaleźć odniesienie dziś?
– Tak, bo nawet autorytarne systemy mają przewagę w organizacji, administracji, czy dowodzeniu nad demokratycznymi. W działaniach, nie tylko wojskowych, ale ekonomicznych i politycznych szybkość jest ważna. Poza tym, teraz jest bałagan, a nie demokracja.
– Co jako pułkownik może pan powiedzieć o sytuacji w armii?
– Cofnijmy się do wieku XII. Wtedy mieliśmy dwa, trzy tysiące wojsk kwarcianych, które były w stanicach na Wschodzie i pospolite ruszenie. Teraz mamy dwa i pół tysiąca doskonałych żołnierzy w Afganistanie i pozostałych kilkanaście tysięcy, którzy służą do zabezpieczenia wart honorowych, uroczystości państwowych i eskorty Prezydenta RP. Jestem żołnierzem i uważam, że to głupota.
– A co z przyszłością Polski?
– Ja jestem pesymistą. Nie chcę mówić, że stoję już nad grobem, ale czarno to widzę. Tragedią naszego narodu jest to, że w sytuacjach naprawdę groźnych nie mamy takiego opatrznościowego męża stanu. Chociaż sami jesteśmy sobie winni. Społeczeństwo daje się oszukiwać. Nie ma rozeznania. Idzie na kiełbasę wyborczą i gładkie słówka. Głosuje byle jak.
– Czy są szanse na poprawę?
– Tak, ale do władzy muszą dojść ludzie, którym leży na sercu interes, wolność i przyszłość Polski. Nadchodzące wybory mogą coś zmienić tylko wtedy, jeśli społeczeństwo podejdzie do nich poważnie, a politycy partii opozycyjnych się zjednoczą. Chociaż oceniam, że nasze społeczeństwo jest jak w letargu. Miałeś chamie złoty róg.