Może już nie wyjść z więzienia
Przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach ruszył proces recydywisty oskarżonego o brutalne zabójstwo młodej raciborzanki. Sprawca nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Twierdzi, że feralnego dnia był w Zabrzu a później z żoną w cyrku.
Władysław B. Inwalida z pierwszą grupą, z wykształcenia muzyk. Dziś chwieje się na ławie oskarżonych tłumacząc, że nie ma nawet siły ustać na nogach przed sądem, choć jeszcze kilka miesięcy temu fizycznie pracował za granicą przy uprawie warzyw. To ten niepozorny mężczyzna miał w październiku 2010 roku zamordować Krystynę K., 33-letnią sprzątaczkę z raciborskiego sądu, a następnie próbował doprowadzić do wybuchu w bloku mieszkalnym przy ulicy Opawskiej w Raciborzu. Po pierwszym zatrzymaniu i przesłuchaniu, wyjechał w pośpiechu z Polski. Wpadł kilka tygodni później.
Chudnę w oczach
12 września w rybnickim sądzie ruszył proces w sprawie zabójstwa przy ulicy Opawskiej w Raciborzu. Sądząc po zachowaniu oskarżonego, proces nie zakończy się szybko. Na pierwszej rozprawie nie udało się przesłuchać nawet pierwszego z wezwanych świadków. – Wysoki sądzie, jestem bardzo chory. Źle się czuję i jestem zdenerwowany. Nie mam apetytu a w areszcie schudłem ponad trzydzieści kilogramów – mówił chwiejąc się przed sędzią i ławnikami. Przewodnicząca składu sędziowskiego nie przerwała jednak rozprawy zgadzając się, aby oskarżony odpowiadał siedząc. Władysław B., przynajmniej na sali sądowej, sprawiał wrażenie osoby schorowanej i skrzywdzonej przez wymiar sprawiedliwości. – Już raz mnie wrobiono w zabójstwo. Chciałem stare lata spędzić na wolności. Nie przyznaję się do zabójstwa i podpalenia mieszkania – to jedne z niewielu zdań jakie wypowiedział tego dnia na sali sądowej. Choć twierdził, że jest oszołomiony całą sytuacją, sąd zauważył, że bez problemu analizuje i uściśla swoje zeznania.
Jestem niewinny
Prokuratura Rejonowa w Raciborzu oskarża Władysława B. o trzy przestępstwa. Najpoważniejsze z nich to zarzut zabójstwa, do którego doszło 13 października 2010 roku. Zdaniem prokuratury, to on zadał 33-letniej Krystynie K. dwie rany w klatkę piersiową, co doprowadziło do jej wykrwawienia się i śmierci. Kolejny zarzut dotyczy tego, co działo się już po zabójstwie. Władysław B. miał oblać zwłoki benzyną i podpalić. Aby mieć pewność, że ślady zostaną zatarte, w kuchni odkręcił kurki z gazem, aby doszło do wybuchu. Gaz jednak nie osiągnął odpowiedniego stężenia. Strażacy szybko ugasili pożar, znajdując w pokoju ciało kobiety. Prokurator zarzuca oskarżonemu doprowadzenie do zniszczeń, które oszacowano na ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Jeszcze tego samego dnia wieczorem po zabójstwie w mieszkaniu Ewy i Władysława pojawili się policjanci. Zabezpieczono jego odzież do ekspertyzy a jego samego przesłuchano. Wkrótce Władysław B. został zwolniony, Wyjechał z Polski do Manchesteru, gdzie przebywał do 23 listopada. Wpadł na ulicy Rybnickiej, kilka godzin po tym jak wjechał do Polski. W chwili zatrzymania miał 0,75 promila w wydychanym powietrzu. To trzecie przestępstwo, za które odpowie przed sądem i równocześnie jedyne, do którego się przyznaje.
Kilkadziesiąt śladów
Policja i Prokuratura Rejonowa w Raciborzu postawiła sobie za punkt honoru złapanie sprawcy. W domu Krystyny K. zabezpieczono dużą liczbę śladów. Między innymi zabezpieczono na jednym z kurków gazowych krew, która jak się okazało, dzięki badaniom DNA, ponad wszelką wątpliwość należy do Władysława B. Policjanci analizowali również nagrania z monitoringu na raciborskich stacjach benzynowych. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Kilkadziesiąt minut przed zabójstwem, o godzinie 11.47 jedna z kamer na stacji BP przy ulicy Reymonta w Raciborzu zarejestrowała Władysława B., gdy ten napełnia dwa pięciolitrowe pojemniki benzyną. – W związku z planowanym wyjazdem za granicę, chciałem sprawdzić ile rzeczywiście pali moja mazda. Stosuję metodę, że jadę aż mi zabraknie paliwa. Musiałem mieć zapas benzyny – argumentował przed sądem Władysław B. Sędzia zwróciła uwagę, że do uzupełnienia paliwa wystarczyłby jeden pojemnik. Jako linię obrony Władysław B., przyjął wersję, że feralnego dnia był u kolegi w Zabrzu a następnie z żoną w cyrku przy ulicy Zamkowej. Prokuratura dysponuje jednak danymi od operatora telefonu komórkowego, z których wynika, że komórka Władysława B. logowała się najpierw do przekaźników w okolicach ulicy Londzina a niecałą godzinę później w Raszczycach. Oskarżony tłumaczył, że szybko jeździ samochodem i zdążył dojechać do Zabrza z Raciborza i z powrotem w niecałą godzinę.
Grał do mszy
Urodzony w podlubelskiej wsi 65-latek, przesiedział w polskich zakładach karnych łącznie 32 lata. Ostatni wyrok usłyszał w 1993 roku, po tym kiedy zabił człowieka. Do 2010 roku przebywał w Zakładzie Karnym w Raciborzu. Z racji swojego talentu, przygrywał do mszy w więziennej kaplicy. Tu poznał swoją przyszłą żonę Ewę, pracownicę raciborskiego Mieszka, młodszą od niego o trzydzieści lat. W styczniu 2010 roku Władysław B. otrzymał zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Zadecydowały o tym względy zdrowotne – miażdżyca i zakrzepica w jednej z nóg. Miesiąc po wyjściu z więzienia poślubił Ewę. Na wolności mu się spodobało, zaczął się więc starać o przedterminowe zwolnienie.
Gryps z więzienia
Młoda para zaczęła sobie układać życie. Władysław nie mówił jej za co odbywał ostatnią karę. Ona pracowała w Mieszku, on chwytał się dorywczych robót. Któregoś dnia Ewa zaprowadziła swojego męża do najlepszej koleżanki – Krystyny K. W mieszkaniu przy Opawskiej poznał wtedy jej męża – Mirosława K. Mężczyźni zaprzyjaźnili się. Odtąd małżeństwa spotykały się częściej. Władysław i Ewa pożyczali od K. pieniądze. Początkowo były to drobne kwoty. Ostatni raz pożyczyli tysiąc złotych. Oddali trzysta złotych. Potem wydarzyła się tragedia. Choć Władysław B. nie przyznaje się do winy, Prokuratura Rejonowa w Raciborzu dysponuje silnym materiałem dowodowym przeciwko oskarżonemu – to łącznie blisko czterysta stron akt. Władysława B. tragicznego dnia widzieli w bloku sąsiedzi. W zabezpieczonych przez policjantów kluczach, które B. miał przy sobie, kilka z nich pasowało do zamków w mieszkaniu K. Przechwycono również więzienny gryps, w którym Władysław B. instruował żonę i znajomych jak mają zeznawać. Mężczyźnie grozi dożywotni pobyt w więzieniu.
Adrian Czarnota