Skończmy z „godaniem gupot”
Z Adamem Zdziebło wiceministrem rozwoju regionalnego rozmawiamy o trwającej kampanii wyborczej, gdzie jest zapraszany a gdzie nie, oraz czym się warto pochwalić u cioci na imieninach.
– Trudno znaleźć imprezę bez pana udziału, pojawia się pan w zasadzie w całym regionie. Złośliwi jednak mówią, że wcześniej nie pojawiał się pan choćby na Raciborszczyźnie a pana wizyty są spowodowane jedynie wyborami.
– Ostatnio odwiedzałem Racibórz przy okazji memoriału im. kapitana Andrzeja Kaczyny i druha Andrzeja Malinowskiego. Częściej bywam w Raciborzu nieformalnie odwiedzając znajomych. Zawsze staram się pozytywnie reagować na otrzymywane zaproszenia. Po prostu jedni zapraszają częściej, inni rzadziej. Po państwa informacji o moim kandydowaniu odezwało się do mnie wiele osób z Raciborszczyzny z propozycjami spotkań. Natomiast na co dzień blisko współpracuję z raciborskim posłem Henrykiem Siedlaczkiem. Wspieram również wiele raciborskich inwestycji. Przypomnę tylko, że z budżetu mojego ministerstwa wyasygnowano w ciągu tej kadencji ponad 30 milionów złotych dla raciborskiego szpitala, że nie wspomnę o inwestycjach przeciwpowodziowych, Łężczoku, itd.
– Jakiś czas temu w mediach pojawił się tekst dotyczący pana wizyty na inauguracji roku szkolnego w Wodzisławiu. Po imprezie trudno było ustalić, kto tak naprawdę pana tam zaprosił. Czy nie żałuje pan tamtej wizyty, bo kojarzyła się przecież jednoznacznie z kampanią w szkole?
– Nie mam czego żałować, bo traktuję to jako jeden z elementów pracy zawodowej. W ciągu mojej pracy ministerialnej każdego roku uczestniczę w inauguracji roku szkolnego. Częścią służby publicznej jest dbanie by władza była jak najbliżej obywateli i tych milusińskich, i tych bardziej wiekowych. Szkoła powinna być blisko codziennych spraw tak jak my, urzędnicy.
– Jednak nie wszędzie pana zapraszają, w czwartek 29 września odbyła się w Raciborzu debata, gdzie zaproszono tylko pana konkurenta Adama Hajduka oraz przedstawicieli PiS RP i PJN. Czy ktoś się z panem kontaktował w tej sprawie?
– My Ślązacy mamy pewną zasadę. Jeśli nas nie zapraszają, to się nie pchamy. Szkoda, że nikt w tej sprawie się do mnie nie odezwał pomimo, że kontakt ze mną jest bardzo prosty. Zawsze staram się otwarcie odpowiadać na pytania, chętnie rozmawiam z ludźmi, sam jestem gościnny i cnotę tę wysoko cenię.
– Choć nie osobiście, ale starł się pan choćby na łamach naszego portalu z pana konkurentem Adamem Hajdukiem. Dlaczego raciborzanie powinni wybrać akurat pana na senatora?
– Wiele mówi się obecnie o lokalnych kandydatach prężących muskuły i obiecujących, że zdobędą złote góry dla okręgów, z których pochodzą. Jest to przykład szkodliwego politycznego bajania, bajdurzenia, które ja osobiście nazywam „godaniem gupot”. Praca w parlamencie opiera się na złotej zasadzie większości. Będąc członkiem silnych ugrupowań, mających stabilną pozycję, można wpływać na prace obu izb parlamentu. Będąc samotnym strzelcem, nie mając wsparcia większej grupy jest się skazanym na rolę gwizdka, osoby, która dużo mówi, u której para idzie w gwizdek, ale nic z tego nie wynika, nie ma z tego żadnego pożytku. Chciałbym, jako parlamentarzysta, skupić się na sprawach funduszy europejskich, bo to jeden z kluczy do dostatku Śląska. Czas na podjęcie kolejnych wyzwań, jestem gotów się z nimi zmierzyć. Dlaczego akurat ja? Jestem przekonany, że moje doświadczenie przyda się w trakcie zbliżających się negocjacji z Unią w sprawie nowego budżetu, w którym mamy szansę na 300 miliardów złotych wsparcia. Jako prawnik zasiadając w ławach senackich jestem gwarancją, że nie będę statystą, a kimś, kto swoją wiedzą i doświadczeniem wesprze proces stanowienia dobrego prawa. To mój cel, ale również moja obietnica.
– Na terenie powiatu wodzisławskiego i raciborskiego ma powstać Zbiornik Racibórz. W ostatnich tygodniach zapewniano nas, że pieniędzy na jego budowę nie zabraknie. Czy mieszkańcy mogą się obawiać jakiegoś czarnego scenariusza?
– Czarny scenariusz jest już na szczęście właściwie niemożliwy. Z nowym sezonem budowlanym ruszają prace na Zbiorniku. Dla tego projektu zapewniliśmy kilka pewnych źródeł finansowania. Są to pieniądze m.in. budżetu państwa, Banku Światowego czy fundusze europejskie. Pamiętajmy, że nasz Zbiornik jest częścią większego projektu sięgającego aż po Wrocław i musi zostać zrealizowany dla wspólnego bezpieczeństwa. Tylko w ten sposób możemy mówić o kompleksowej ochronie dla mieszkańców trzech województw.
– Spotyka się pan jako wiceminister z wieloma samorządowcami. Jak pan sądzi, dlaczego ci tak lgną do parlamentu?
– Przesłanki są różne. Czasem to chęć ucieczki od kłopotów, od długów, które za sobą zostawili. Inni uważają, że to będzie ukoronowanie ich kariery, okazją do pochwalenia się u cioci na urodzinach. Mało który mówi co chce robić gdy zostanie parlamentarzystą. Szkoda. Trzeba zdawać sobie sprawę, że gramy w Europejskiej Lidze Mistrzów i tu nie ma miejsca dla amatorów.
– Jak wygląda pana dzień w ostatnich tygodniach?
– Największy problem jest z codziennym przemieszczaniem się pomiędzy Warszawą a domem. W ministerstwie kończymy pracę o 16.15 i przynajmniej do tej pory muszę tam być. Później podróż do domu. Jest co robić. W środę towarzyszyłem premierowi w spotkaniu z wytwórcami produktów regionalnych. W związku z prezydencją Polski w Unii Europejskiej mam dodatkowe obowiązki. W ostatnich dniach udało mi się zakończyć ważne negocjacje z Norwegią, która wesprze nasz kraj niebagatelną sumą 578 milionów euro. Każdą wolną chwilę spędzam w Żorach, a wieczorami zajmuję się kampanią wyborczą.
– Co będzie jeśli Adam Zdziebło nie wejdzie do senatu? Ma pan jakiś „plan B”?
– Osobiście chciałbym działać w taki sposób by wykorzystywać moje talenty, doświadczenie i wiedzę.
Adam Zdziebło
Ukończył wydział prawa i administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz studia podyplomowe z integracji europejskiej w Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu Śląskiego. Jego służba publiczna trwa już kilkanaście lat. W tym czasie był radnym Sejmiku Wojewódzkiego, kierował Subregionem Zachodnim, a w ostatnich latach piastował stanowisko wiceministra rozwoju regionalnego. Jako minister odpowiadał za zarządzanie największym funduszem w dziejach Unii Europejskiej.