W Pietrowicach nie będzie kanalizacji
Gmina Pietrowice Wielkie jako pierwsza w regionie rezygnuje z budowy tradycyjnej kanalizacji. Na posesjach mieszkańców urzędnicy wkopią nowoczesne oczyszczalnie, których miesięczny koszt utrzymania będzie wynosił zaledwie kilkanaście złotych. Dodatkowo będzie można odzyskać większość wody skierowanej do ścieków i wykorzystać ją ponownie w gospodarstwie. Brzmi jak sen, ale czy realny?
2 stycznia, godzina 7.00. Przed siedzibą Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie kolejka samorządowców z całej Polski. Każdy z nich z opasłymi torbami pełnymi segregatorów z dokumentacją. Wójt Pietrowic Wielkich Andrzej Wawrzynek i sekretarz gminy Adam Wajda. – Udało nam się złożyć nasz projekt jako trzeci. Mamy nadzieję, że wszystko się uda – mówi wójt. Projekt, z którym urzędnicy pojechali do Warszawy to budowa ponad tysiąca przydomowych czyszczalni. Ekologiczne instalacje mają być alternatywą dla gigantycznych kosztów budowy tradycyjnej sieci kanalizacji.
Zaryzykujemy
W Pietrowicach już lata temu zastanawiano się jak rozwiązać problem kanalizacji dla rozległej gminy, gdzie odległość choćby pomiędzy sołectwami Samborowice i Krowiaki wynosi 25 kilometrów. – Braliśmy pod uwagę najróżniejsze warianty, między innymi budowę własnej oczyszczalni, przyłączenie do oczyszczalni w Krzanowicach a nawet w Kietrzu. Jeździliśmy po całej Polsce, podpatrywaliśmy i wyciągaliśmy wnioski. Wybudowanie tradycyjnej sieci kanalizacyjnej jest dla naszej gminy po prostu nieopłacalne a wręcz niemożliwe. Problem leży w położeniu naszej gminy. Sołectwa są bardzo rozproszone a teren pagórkowaty. Musielibyśmy wybudować wiele przepompowni, które pomagałyby transportować ścieki i pokonywać spadki terenu – wylicza wójt.
40 lat biedy
Ile kosztowałaby tradycyjna kanalizacja? – W naszej gminie długość wodociągów wynosi 90 kilometrów. Logicznie rzecz biorąc, kanalizacja musiałaby mieć podobną długość aby odbierać doprowadzoną wodę. Średni koszt budowy jednego wodociągu to około 500 złotych. Łatwo policzyć, że na typową sieć kanalizacyjną musielibyśmy wydać 45 milionów złotych. To potężne pieniądze, których nie mamy. Przy budżecie liczącym kilkanaście milionów złotych, około milion złotych przeznaczany jest na inwestycje. Na wsparcie w programach unijnych również trzeba mieć potężny własny wkład. Taki wydatek uziemiłby gminę na kilkadziesiąt lat, dodatkowo przy założeniu, że przez ten czas nie inwestujemy i nic nie naprawiamy. A to wszystko dla 6800 mieszkańców naszej gminy – mówi Adam Wajda.
Kto za to zapłaci?
Ta sama liczba mieszkańców musiałaby przyjąć na siebie podzielone koszty zrzutu ścieków do wybranej oczyszczalni. – Obserwujemy wskaźniki demograficzne i cały czas maleje liczba mieszkańców naszej gminy. Za kilkanaście lat, te wyższe niż dziś koszty trzeba by podzielić pomiędzy jeszcze mniejszą liczbę mieszkańców. Byłoby coraz drożej – mówi Wawrzynek. W głowach urzędników już kilka lat temu zaczął kiełkować pomysł, aby zamiast obarczać mieszkańców kosztami odprowadzania ścieków do oczyszczalni przez rekordowo długie rurociągi postawić każdemu małą oczyszczalnię przy domu.
Cztery razy droższe
– Urządzenia jakie mamy na myśli to oczyszczalnie w niczym nie przypominające tych w markecie, nasze są o wiele bardziej zaawansowane technologicznie, oferują prawdziwie ekologiczne oczyszczanie ścieków przy użyciu bakterii. Wszystko odbywa się przy napowietrzaniu ścieków, co niweluje procesy gnilne i przykry zapach – wylicza Wajda. Koszt jednej oczyszczalni z montażem obliczono na około 20 tysięcy złotych. Cały koszt zakupu, montażu i obsługi bierze na siebie gmina. Urządzenia, które chcą zakupić urzędnicy z Pietrowic są zupełnie bezobsługowe. Raz na rok wymagają wywozu ok 3 metrów sześciennych odpadu. Koszt jego wywiezienia oraz prądu potrzebnego do zasilania pompki napowietrzającej w skali miesiecznej wyniesie 15–20 zł. To koniec kosztów. Urządzenie dzięki modułowi z kartą sim, samo wezwie obsługę, która usunie awarię.
Nie będzie podtopień
Na biurku wójta Wawrzynka leżą stosy dokumentów. To analizy geologiczne poszczególnych gospodarstw. Każdego z 1200 gospodarzy, którzy wyrazili chęć skorzystania z takiej oczyszczalni odwiedził specjalista i wskazał najlepsze miejsce do wkopania urządzenia. Gospodarz musi jedynie podpisać umowę użyczenia gminie kilku metrów kwadratowych bo gmina nie może inwestować na prywatnym terenie. Dodatkowo 90 proc. będzie można odzyskać i ponownie wykorzystać w gospodarstwie. Można ją gromadzić w zdezynfekowanym dotychczasowym szambie lub poprosić o wybudowanie specjalnej studni chłonnej. W każdym gospodarstwie specjaliści indywidualnie ułożą drenaż, dzięki czemu nie będzie dochodziło do podtapiania gruntu.
Mieszkańcy zaoszczędzą
– Mamy już 1200 zgód od mieszkańców, więc potrzebujemy na ten cel około 24 miliony złotych. Na 45 procent tej sumy chcemy otrzymać dotację z NFOŚiGW a na drugie 45 procent pożyczkę z tego samego źródła. Na pozostałe 10 procent będziemy szukać jeszcze dodatkowych źródeł finansowania. Wiemy jak wielka odpowiedzialność na nas spoczywa ale odwiedzamy miejscowości gdzie takie rozwiązanie już funkcjonuje po osiem lat i się sprawdza. To przyszłość dla innych gmin, które nie mogą doprowadzić kanalizacji do oddalonych sołectw no i duża oszczędność dla mieszkańców – przekonuje Wawrzynek.
Adrian Czarnota