Zbyt daleko od szosy
W Turzu, na końcu ul. Kościuszki znajduje się jeden dom. Jednak nie można do niego dojechać tą drogą samochodem, gdyż oficjalnie ul. Kościuszki (będąca drogą gminną) kończy się około 150 metrów wcześniej, a dalej prowadzi wąska ścieżka wzdłuż pól i skarpy.
Nadrabiając drogi i jadąc dookoła, z drugiej strony pod dom wiedzie polna nieutwardzona i prowizoryczna droga, będąca prywatną własnością. Po opadach i gdy nadchodzi odwilż ten trakt staje się bardzo grząski.
Turze. W domu mieszka samotna starsza kobieta, matka pana Henryka Staniendy, który ma dom w centrum wioski. – Moja matka jest po dwóch wylewach. Codziennie dojeżdża do niej pielęgniarka. Musi parkować samochód na końcu utwardzonej drogi i idzie 200 metrów przez to błoto do matki – mówi Henryk Stanienda. Syn chorej mieszkanki, aby utwardzić grząską drogę, wysypuje na nią popiół z pieca. To jednak niewiele daje. – W sprawie tej prywatnej drogi mam wiele wątpliwości. Do tej pory nikt nie robił przeszkód z jej korzystania. Ale kto wie co będzie w przyszłości? – zastanawia się mężczyzna. Pan Henryk od dwóch lat stara się o poszerzenie wąskiego odcinka ul. Kościuszki. – O wiele szybciej można by dojechać tędy do domu i nie musielibyśmy się martwić czy w przyszłości ktoś na przykład nam tej drogi nie zamknie – wyjaśnia.
Henryk Stanienda martwi się co by było gdyby do chorej matki musiało nagle dojechać pogotowie. – Gdy zmarł mój ojciec musieli go pieszo nieść na noszach do zaparkowanej w oddali karetki – wspomina.
Wąska dróżka to ul. Kościuszki
Syn i matka widzą rozwiązanie swoich problemów w poszerzeniu odcinka ul. Kościuszki. – Wystarczyłoby nam żeby poszerzyć tę ścieżkę. Nie liczymy na asfalt czy chodnik. Sam bym tę drogę mógł utwardzić – wyjaśnia mieszkaniec Turza.
Według zastępcy burmistrza Kuźni Raciborskiej, Bogusława Wojtanowicza, ścieżka nie nadaje się do poszerzenia. – Badaliśmy tę sprawę kilkakrotnie. Ewentualne poszerzenie byłoby gigantyczną inwestycją gdyż technicznie nie ma tam takiej możliwości – wyjaśnia. Urzędnik wskazuje, że ścieżka widnieje w dokumentacji jako droga, lecz nigdy nie była to szeroka droga. Gdyby nawet spróbować ją dostosować do ruchu samochodów na przeszkodzie stoi skarpa, grunty rolników i inna prywatna posesja. – Nie wyobrażam sobie jaki byłby odbiór społeczny gdybyśmy dla jednego domu podjęli się takiej inwestycji – dodaje.
Dojazd konieczny
Każda działka budowlana musi mieć dostęp do drogi publicznej – mówi prawo. Gdy taki dostęp jest utrudniony, sąd może wyznaczyć tak zwaną drogę konieczną. – Mieszkańcy domu nie muszą się więc martwić, że nie będą mieli dojazdu do swojej posesji – wyjaśnia burmistrz Wojtanowicz. Dodaje jednocześnie, że gmina nie może zainwestować w utwardzenie prywatnej drogi. Inaczej gdyby ten odcinek został przekazany gminie. – Radzę tą sprawę na spokojnie załatwić z sąsiadem – radzi.
Te rady już wielokrotnie słyszał Henryk Stanienda. – Zwala się wszystko na nas, po najmniejszej linii oporu. Czy ja mam cały czas tę drogę utwardzać? Do utwardzenia polnej drogi potrzeba dwóch przyczep aszy, za które trzeba słono zapłacić. Gmina ma to gdzieś – mówi oburzony. – Nie oczekuję jakiś „kokosów”. Gdyby urząd mi chociaż pomógł w zdobyciu materiału do utwardzenia to byłby jakiś gest – dodaje. Uważa ponadto, że to gmina powinna dogadywać się z właścicielami.
Na szczęście nikt dotychczas nie robił z dojazdu do ostatniego domu na ul. Kościuszki problemu. Według rodziny jazda tą drogą jest jednak niemożliwa. W sezonie zdarza się nawet, że droga jest przeorana.
Burmistrz Wojtanowicz zapewnił, że gmina może pomóc w zakresie pozyskania materiału do utwardzenia polnej drogi. Urzędnicy oczekują teraz wizyty pana Staniendy w urzędzie. O finale sprawy będziemy informować.
Marcin Wojnarowski