Marzy nam się pasaż od rynku do zamku
O planach Raciborskiego Stowarzyszenia Samorządowego „Nasze Miasto” rozmawiamy z jego prezesem Dawidem Wacławczykiem.
– Czy nowy lider NaM-u już okrzepł w swej roli?
– Tak. Co prawda prezesem NaM-u jestem od 2 miesięcy, ale od 11 lat kieruję Grupą Rosynant. W NaM-ie byłem od samego początku, wcześniej działałem w PO, a jeszcze prędzej tworzyłem Inicjatywę Samorządową „Aktywne Miasto”. Samorząd nie jest dla mnie obcą materią. Choć dalej czuję, że to duże wyzwanie, to szybko wchodzę w rolę całym sobą.
– Czym zajmował się pan w ciągu tych kilku tygodni odkąd objął przewodnictwo?
– W tym okresie zorganizowaliśmy wyjazdową sesję strategiczną dla liderów i złożyliśmy wniosek na projekt rewitalizacji centrum miasta. Przystąpiliśmy do remontu własnego biura. Planujemy na maj dosyć ambitne obchody 5-lecia stowarzyszenia. Zainicjowaliśmy też akcję obywatelską, wydając wojnę straszydłom zaśmiecającym estetykę miasta. Intensywnie działamy jako radni. Tematów jest sporo, jak choćby próba zamknięcia Zespołu Szkół Zawodowych. Mamy spotkania z mieszkańcami. Płyniemy na pełnych żaglach.
– Gdzie konkretnie powstanie biuro stowarzyszenia?
– Przy ul. Ogrodowej 22/17. Półtora roku poszukiwań w substancji miejskiej i powiatowej spełzło na niczym. Spotkania mojego poprzednika Zygmunta Kandory z prezydentem Lenkiem i ze starostą Hajdukiem nie przyniosły efektu. Postanowiłem, że nie będziemy dłużej chodzić i prosić. Stworzymy biuro NaM-u w moim dawnym mieszkaniu. Tam będą odbywać się nasze zarządy i dyżury dla mieszkańców. Dotąd spotykaliśmy się w lokalach, a to nie jest dobre miejsce do robienia polityki.
– Tak w ogóle po co miastu takie stowarzyszenie?
– Racibórz potrzebuje alternatywy dla obecnych władz samorządowych. To układ zabetonowany, statyczny i zgnuśniały, który zdołał utrzymać władzę, ale sam nie wie po co. Ta ekipa nie ma żadnego celu, poza utrzymaniem sieci lukratywnych stanowisk. Prezydent Lenk jest sprawnym urzędnikiem i gospodarzem, ale nie ma żadnej wizji rozwoju miasta. Nie wygeneruje już pomysłu, który skieruje Racibórz na nowy, rozwojowy tor. NaM jest potrzebny, gdyż gromadzi ludzi wykształconych, energicznych i przedsiębiorczych, z których znaczna część ukończyła studia po roku 1989. To pokolenie, które ekonomię ćwiczy w praktyce. Jednocześnie są wśród nas eksperci ze sporym doświadczeniem zarówno życiowym, jak i samorządowym oraz zawodowym, zdobywanym w wielkich firmach. To m.in. Piotr Ćwik, Leon Fiołka czy Zygmunt Kandora. Gwarantujemy świeże spojrzenie, znamy Europę i świat. Bez inspiracji z zewnątrz Racibórz nie będzie w stanie się rozwinąć. Będzie w nim może równa kostka brukowa, ale my oczekujemy czegoś więcej. Chcemy miasta bez kompleksów, za to z wizją. I mamy zespół gotowy przechwycić stery miasta w silne i kompetentne ręce.
– Macie w składzie mieszankę młodości i doświadczenia, ale nie wszyscy wasi radni są aktywni. W radzie miasta wciąż o was słychać, inaczej jest w radzie powiatu.
– Teresa Frencel i Leon Fiołka udzielają się na posiedzeniach i są wśród mieszkańców. Rafał Lazar jest radnym krócej, gdyż wszedł w skład rady dopiero po tragicznej śmierci Leszka Wyki. Nie oczekujemy od niego uprawiania polityki w głośnym stylu. Działa spokojnie i zakulisowo. Dzięki jego interwencji, za którą poszła moja interpelacja do prezydenta, w tym roku w przedszkolu obok straży powstanie nowy plac zabaw.
– Mam wrażenie, że obecnie NaM jest mniej widoczne. Poza tym, że aktywnie wasi radni występują na sesji.
– Nie wszystko co robimy przedostaje się do mediów. Odkąd jesteśmy w radzie miasta, w znacznym stopniu tam koncentrujemy swoją uwagę. Dlatego przed rokiem do zarządu zaproszono osoby nie będące radnymi. Społecznicy skupili się na ciekawych projektach, które są mniej medialne, jak np. Otwarty Uniwersytet NaM-owski, gdzie żadne media się nie pojawiają. Jednak zgadzam się, że okres jesienno-zimowy był dla nas trochę mniej aktywny.
– Jakie działania ma zamiar podjąć NaM w najbliższym czasie?
– W kwietniu wraca Akademia Społeczno-Gospodarcza. Mamy też w planie otwarte akcje zwiedzania Raciborza: zamku, browaru, Odry na kajakach. W Fundacji Batorego złożyliśmy projekt społecznej rewitalizacji śródmieścia. Ma to być cykl spotkań, dyskusji, warsztatów i wykładów nt. ożywienia tej części miasta. Ostatnio dotarł do nas odważny i spektakularny pomysł młodego raciborskiego architekta. Zakłada on połączenie wielkim pasażem przestrzeni pomiędzy rynkiem a zamkiem. To byłaby żyjąca przestrzeń handlowa i usługowa. Powstałaby możliwość spaceru z serca zamku w serce starówki – tak jak w Cieszynie czy Krakowie. Nowa kładka dla pieszych biegłaby spod pomnika Matki Polki na dziedziniec Zamku Piastowskiego. Pośrodku ławki, kawiarnie, zieleń. Wiąże się to ze zmniejszeniem ronda i częściowym wrzuceniem ruchu samochodowego pod ziemię. Jestem pewien, że pomysł ten poddany pod rozwagę obecnym władzom potraktowany zostałby niczym wieści z Marsa. Ale bez tego rodzaju wizji miasto nie będzie w stanie się rozwijać. Odwrotnie, będzie się degradować. Liczymy na więcej takich pomysłów, np. dla ulicy Długiej.
– Stowarzyszenie straciło niedawno kilka znaczących dlań postaci jak Robert Myśliwy, Marek Rapnicki i Zbigniew Wieczorek. Jak wygląda krajobraz po tych ubytkach?
– W okresie poprzedzającym wybory do władz stowarzyszenia wkradło się za dużo emocji. Robert Myśliwy, choć był jedynym kandydatem na stanowisko prezesa, poinformował nas, że postanowił zupełnie wycofać się z polityki. Szanuję jego decyzję, choć nie ukrywam, że zrobiło mi się przykro. Przez kilka lat tworzyliśmy zespół i jeśli nie chciał nam przewodzić, to mógł z nami pracować i wspomagać drużynę. Decyzje Marka i Zbyszka są pochodnymi zachowania Roberta. Marek Rapnicki działał w NaM-ie, by pomóc Robertowi zostać prezydentem. Jako człowiek honoru – odszedł wraz z nim. Jednak wciąż pozostaje naszym sympatykiem. Wiem, że można na niego liczyć. Tak samo jak na Zbyszka Wieczorka, który zapowiedział, że jako sympatyk NaM-u będzie się udzielał w naszym „uniwerku”.
– Czyli groźba rozsypania się stowarzyszenie została oddalona?
– Takiej groźby nie było. To, że trwamy i trwać będziemy jest w znacznej mierze zasługą Roberta Myśliwego. Zebrał wokół siebie ekipę silnych osobowości, liderów. Był sprawnym prezesem, zostawił grupę następców, tworzących dziś mocny zarząd.
– A gdyby zmienił zdanie i postanowił wrócić macie dla niego miejsce? To najważniejsze?
– Współpraca z nim w jakiejkolwiek formule jest oczywiście możliwa. Jeśli taka wola pojawiłaby się, będziemy rozmawiać. Kontakt nam się zupełnie nie urwał, bo Robert pozostał członkiem klubu radnych NaM – PiS – Oblicza. Spotykamy się i mamy wspólne plany.
– Niedawno Mirosław Lenk zwrócił się do pana słowami „pan nie chce mnie słuchać”. Czy rzeczywiście zamykacie się na uwagi dochodzące ze strony władz?
– NaM nie jest opozycją totalną. Uważam, że obowiązkiem radnego, także radnego opozycji jest praca dla dobra miasta, w tym współpraca z władzą. Ale nie pozwolimy sobie na traktowanie w sposób lekceważący i arogancki. Zdanie prezydenta, w którym oferuje radnemu opozycji posadę woźnego urzędu miasta, odpowiedź na moją interpelację w sprawie aquaparku słowami: „nie rozumiem pytania”, czy zapowiedź blokady finansów publicznych na imprezy kulturalne organizowane przez opozycję – to świadectwo arogancji. Nie będziemy rozmawiali tym językiem.
– Widzi się pan w fotelu prezydenta miasta po zakończeniu obecnej kadencji samorządu?
– Uważam, że na tego rodzaju rozważania jest zdecydowanie za wcześnie. W NaM-ie nie było i jeszcze przez jakiś czas nie będzie dyskusji na ten temat. Chciałbym jednak, by taka dyskusja odbyła się w szeregach szerokiej opozycji, która wystawi jednego kandydata mającego realną szansę na zwycięstwo.
Rozmawiał Mariusz Weidner