Pacjenci wyrwani śmierci
Znieczulenia i walka z bólem, to główne zadania, którym dziś sprostać musi lekarz anestezjolog. To on proszony jest o pomoc i wsparcie we wszystkich stanach zagrożenia życia. W szpitalu wzywany jest więc do najcięższych przypadków, interweniuje zarówno na izbie przyjęć, jak i na wszystkich oddziałach.
Znieczulenia do zabiegów operacyjnych są coraz trudniejsze, ponieważ kwalifikowani do operacji są obecnie pacjenci znacznie bardziej obciążeni niż kiedyś. Dziś nie rezygnuje się bowiem z zabiegu, dlatego że ktoś ma ponad 90 lat, jest po trzech zawałach serca czy zmaga się z inną ciężką chorobą.
Aktualnie stanowiący jedną całość i jeden zespół Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii raciborskiego szpitala poza znieczuleniami, reanimacjami leczy także najciężej chorych. W Ministerstwie Zdrowia rozważa się rozdzielenie tych dwóch specjalności, ponieważ niewiele mają ze sobą wspólnego.
– Intensywna terapia to oddział zajmujący się leczeniem stanów zagrożenia życia. Mamy ośmiostanowiskowy Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, który – bez żadnej przesady mogę powiedzieć – jest jednym najlepiej wyposażonych oddziałów intensywnej terapii w województwie śląskim. Mamy znakomity sprzęt i mimo mizerii finansowej w polskiej ochronie zdrowia, nie ma takiej sytuacji, żeby trzeba było rezygnować z terapii lub diagnostyki – mówi kierownik oddziału Małgorzata Składanowska, specjalista anestezjologii, intensywnej terapii.
Procedury, badania, diagnostyka i zaawansowane leki, sprawiają, że leczenie na oddziale jest bardzo kosztowne, pomimo tego pacjenci są traktowani zgodnie ze standardami przyjętymi w Europie.
– Staramy się za tymi zaleceniami nadążać, szkolimy się i wdrażamy nowości. W ostatnim czasie przybyło nam nowych możliwości. Korzystamy np. z oznaczania poziomu prokalcytoniny. Badanie to pozwala stwierdzić czy występuje bakteryjne zakażenie. Dotychczasowe badania, jak OB czy leukocytoza potwierdzały tylko istnienie stanu zapalnego. Nie każdy jednak stan zapalny jest pochodzenia bakteryjnego, dlatego nie zawsze należy leczyć go antybiotykiem. To ważne, gdyż nadużywając antybiotyków produkujemy oporne bakterie, które potem trudno zwalczyć. Ma to ogromne znaczenie, gdyż lekarz nie musi działać na ślepo w ciężkim stanie pacjenta – wyjaśnia kierownik Małgorzata Składanowska.
Prokalcytonina jest badaniem nietanim, bo kosztuje 70 zł, antybiotyk jednak często jest droższy. Tym bardziej, że w intensywnej terapii stosuje się leki z tzw. górnej półki cenowej, gdzie fiolka może kosztować nawet 300 zł. Poza tym z tego badania, wykonywanego w szpitalnym laboratorium, mogą korzystać lekarze pozostałych specjalności, także spoza szpitala, którzy dotychczas „w ciemno” decydowali o podaniu antybiotyku.
Nowym i jednocześnie ważnym jest też badanie, które na podstawie analizy próbki krwi pozwala określić skalę niewydolności mięśnia serca (BNP). Choć nie jest w pełni precyzyjne składa się jednak w całość z innymi badaniami, jak USG serca, EKG czy badaniem klinicznym, uzupełniając ocenę kardiologiczną pacjenta.
– Nasz oddział intensywnej terapii jest oddziałem pełnoprofilowym. Trafia do nas pacjent z zagrożeniem życia, a więc ktoś utopiony, zatruty, zaczadzony, umierający podczas porodu, ktoś w sepsie. Posiadamy na oddziale sztuczną nerkę, za pomocą której mamy możliwość dializowania ciągłego, niezależnie od stacji dializ prowadzącej dializy przerywane. Mamy bardzo nowoczesne monitorowanie hemodynamiczne (PICCO), dzięki któremu uzyskujemy bezpośredni ciągły odczyt parametrów układu krążenia. Pozwala nam to właściwie leczyć pacjentów we wstrząsie, a więc pacjentów, u których krążenie krwi jest zbyt słabe żeby zaopatrywać w tlen pozostałe narządy. Dysponujemy nowoczesnymi respiratorami, którymi wspieramy niewydolny oddech, w niedalekiej przyszłości będziemy mieli możliwość ciągłego obserwowania wysokości ciśnienia śródczaszkowego, co jest istotne szczególnie w ciężkich urazach czaszkowo-mózgowych– wylicza Małgorzata Składanowska.
Pomimo jednak, że istnieją duże możliwości pomagania pacjentom, należy pamiętać, że na oddział intensywnej pomocy medycznej trafiają osoby z zagrożeniem życia, często po zatrzymaniu akcji serca lub osoby w ostatnim okresie nieuleczalnej choroby, stąd śmiertelność przekracza 60%.
– Wskaźnik ten jest bardzo dobry. W Polsce są oddziały intensywnej terapii, gdzie przekracza on 80% i tak ma być, gdyż wskaźnik pomiędzy 60 a 80% świadczy o właściwej kwalifikacji. Gdyby był niższy, to statystyka wskazywałaby, że przyjmujemy pacjentów, którzy nie są w stanie zagrożenia życia. Natomiast uratowanych 30 – 40% pacjentów, daje nam satysfakcję – tłumaczy kierująca oddziałem Małgorzata Składanowska.
Praca na oddziale intensywnej terapii stanowi duże obciążenie również psychiczne dla całego personelu. Przyjmowani pacjenci w ciężkim stanie zdrowia, to zwykle pacjenci nieprzytomni, u których trzeba walczyć z odleżynami, myć a także obracać, przekładać, odsysać, karmić. To często pacjenci ciężko zakażeni bakteriami odpornymi lub drobnoustrojami rzadkimi, które są niebezpieczne także dla personelu.
– Bywa, że mamy pacjentów wyrwanych ze środka życia, którzy ulegli wypadkowi, walczą o życie i nie mają szans. Rodzina dowiaduje się o tym od nas i na nas spada jej rozpacz. Na naszym oddziale kontakt z bliskimi chorych jest szczególnie bliski – mówi pani kierownik.
– Urazy są dość częste, chociaż jeszcze częstsze są przyczyny kardiologiczne, a więc zatrzymania krążenia, zawał mięśnia serca lub ciężka, przewlekła niewydolność serca i za tym idąca niewydolność płuc i pozostałych narządów, a także zatrucia w celach samobójczych – wymienia kierownik Małgorzata Składanowska najczęstsze przypadki trafiające na oddział.
Oprócz chorób serca, na terenie Raciborszczyzny występuje bardzo dużo chorób płuc.
– Zwraca uwagę bardzo duża liczba przypadków tzw. przewlekłej obturacyjnej choroby płuc, będącej rezultatem palenia papierosów, mylonej z astmą (czasem z nią współistniejącej), a więc ciężkiej duszności, wynikającej z uszkodzenia płuc, związanej z wieloletnim nikotynizmem. Pacjentowi z zaawansowaną chorobą bardzo trudno pomóc, bo on po prostu ma płuca całkowicie zniszczone przez papierosy. Oddycha za niego respirator, którego tygodniami nie można odłączyć. Dramatyzm sytuacji polega na tym, że pacjenci przez lata „pracują” na swój los, gdy jednak przyjdzie zapłacić za lata beztroski, to zgody na uduszenie nie ma – ostrzega Małgorzata Składanowska.
Do pracy na oddziale intensywnej terapii nie można się przyzwyczaić.
– Wśród psychologów pracy przeważa pogląd, że do takiej profesji trzeba mieć predyspozycje. Ten kto ich ma nie doznaje wypalenia zawodowego, bo zdaje sobie sprawę z celu swojej pracy. Jeżeli przyjmuję pacjentów praktycznie umierających, to nie mogę zakładać, że wszystkich wyleczę, a potem rozpaczać, że to się nie udało. Choć zespół lekarzy i pielęgniarek OAIT to silni psychicznie ludzie, czasem jesteśmy po prostu skrajnie zmęczeni tą pracą. Cieszę się natomiast, że ponad 30% pacjentów od nas wychodzi, że spotykamy ich w dobrej formie. Następuje duży postęp, który dzieje się na moich oczach. Jestem zachwycona tym, co dziś możemy zrobić. Trzeba jednak pogodzić się z faktem, że nie każdego można uratować. Działamy szybko, gwałtownie, staramy się wyrywać pacjenta śmierci i to nam się często udaje – przyznaje Małgorzata Składanowska.
Ewa Osiecka