Na pasję nigdy nie jest za późno
Krzyżanowice. Georg Latton od urodzenia mieszka w Krzanowicach. Znany jest głównie z rzeźb (jest autorem m.in. pomnika Josefa von Eichendorffa, stojącego w Raciborzu przy ul. Mickiewicza).
O jego osobie i twórczości wiele razy pisano na łamach różnych pism. Ja spotkałem się z nim, z zamiarem opisania jego twórczości. Okazało się jednak, że droga jaką w swoim życiu przebył nasz bohater, jest równie ciekawa co jego dzieła. Wszystko zaczęło się przez II wojnę światową. – Miałem wtedy dziesięć lat. 1 kwietnia przez Krzyżanowice przechodził front. Byłem w domu z mamą, ojciec był w pracy. Bomby wybuchały tuż przy naszym domu. Ukryci w piwnicy postanowiliśmy uciec z domu. Z chlebem w ręku nocowaliśmy w lasku nieopodal. Na drugi dzień z obawy przed Rosjanami uciekliśmy w stronę Niemiec – wspomina Georg Latton. W Niemczech trafili na rugi front, tym razem niemiecko-amerykański. Ta strona wojny nie była aż tak przerażająca. – Pamiętam jak uśmiechnięty, amerykański, czarnoskóry żołnierz dawał mi i innym dzieciom słodycze – wyjaśnia. Po roku za granicą odnalazł ich ojciec. Wrócili do kraju. Tu, aby otrzymać obywatelstwo polskie młody Georg musiał odmówić po polsku „Ojcze nasz”.
Pierwsze kroki
Był to okres kiedy w rodzinie się nie przelewało. – Nie było zabawek, więc trzeba było zrobić sobie coś samemu. Tak samo nie miałem torby do szkoły i ojciec postanowił, że zrobimy ją wspólnie z koziej skóry. Ojciec nauczył mnie wielu rzeczy, m.in. szycia. Później sam uszyłem pierwszą w wiosce piłkę nożną – uśmiecha się i dodaje, że z rysunku też nigdy nie miał problemu, a ręka sama go prowadziła. Potem była szkoła handlowa w Raciborzu i matura. Po szkole dwa lata nakazu pracy w Kluczborku. Stamtąd trafił prosto do wojska. W wojsku miał pierwszy kontakt ze sztuką. – Jeden żołnierz malował i pożyczałem od niego farby. Później zwolniono mnie z warty żebym malował obrazy oficerom. Miałem też zezwolenie na fotografowanie żołnierzy – wspomina mieszkaniec Krzyżanowic. Wówczas w wojsku tylko nieliczni potrafili pisać, więc młody Georg został pisarzem swojej baterii i opiekunem świetlicy.
Pogoń za pasją
Po wojsku powrócił w rodzinne strony i zaczął pracę zawodową w resorcie spółdzielczości w Raciborzu. – Ta praca mi jednak nie pasowała. Zrezygnowałem w 1977 r. i znalazłem zatrudnienie w pracowni reklamy, która mieściła się obok dzisiejszego OSiR-u – wspomina. Tam robiono m.in. napisy reklamowe. Wszystko ręcznie. Od 1983 r. Georg Latton pracował u Wilhelma Słowika w jego pracowni ceramicznej. – U niego nabyłem doświadczenia pracy w glinie i opalaniu. Wkrótce stwierdził, że dobrze mi wychodzi modelowanie płaskorzeźb i plakietek. To mnie zmotywowało do otworzenia własnego warsztatu – przypomina. Ze starych cegieł szamotowych zbudował swój piec. Po pierwszych próbach wypalanie szło coraz lepiej. To była ciężka praca. Trzeba było pilnować pieca całą noc aby nabrał temperatury 900 st. C. Panu Georgowi pomagała żona Irena, która wyciskała formy plakietek gliną. A na plakietki było zainteresowanie. Jedni je chcieli z okazji I Komunii Świętej, inni na święto zakładu pracy. Dużo prac zamawiała Cepelia, dzięki czemu plakietki były dostępne w sklepach. Jak mówi nasz bohater, „kokosów z tego nie było”. – Ten, co pracował z gliną nigdy nie by bogaty. To zajęcie dawało mi jednak wiele satysfakcji. Moja twórczość przerodziła się w sposób na życie – mówi. W międzyczasie realizował swoje liczne inne pasje.
Profesjonalista
w 1995 r. Georg Latton został zaproszony do Niemiec, gdzie na zamku księcia Albrechta von Oettingena pracował jako samodzielny konserwator zabytków. Wcześniej zasłynął pracami konserwatorskimi m.in. w krzyżanowickim kościele, holu Urzędu Skarbowego w Raciborzu a także rzeźbą Eichendorffa, którą wykonał patrząc na fotografię pierwowzoru dzieła prof. Johanna Boesego. – Większość swoich umiejętności gdzieś podpatrzyłem. Gdyby był taki przedmiot w szkole jak podpatrywanie, miałbym chyba najlepsze oceny – uśmiecha się rzeźbiarz. Nie da się ukryć, że jego talenty są dziedziczone. Na ścianach domu wiszą liczne dzieła autorstwa rodziny pana Georga. On sam nie ukrywa, że nadal lubi malować, fotografować, zajmować się ogrodem i robić wszystko co związane z rękodziełem. – Przyznaję, że nie potrafię śpiewać – zaznacza. Podkreśla, że swoje pasje realizuje dzięki wyrozumiałości swojej żony, która toleruje kiedy warsztat artysty zajmuje cały dom.
Marzenia
Moim marzeniem jest wykonać pomnik ku pamięci zasłużonego dla naszej gminy i szczególnie Tworkowa ks. Augustyna Weltzla. On na to zasłużył, a ja chciałbym tego dożyć – mówi Georg Latton. – Chciałbym również aby w Krzyżanowicach powstało muzeum czarnych dębów, które leżą kilkanaście metrów pod ziemią w naszych okolicach i pochodzą z okresu przedlodowcowego. Część z nich przepadła bo ludzie spalili je w piecach – martwi się. Georg Latton apeluje na koniec, aby wszyscy, którzy mają swoją pasję robili to, do czego zostali stworzeni. Swoim życiem daje przykład, że nigdy nie jest za późno aby coś zmienić. Byle tylko iść w kierunku tego co się lubi robić.
Marcin Wojnarowski