Axl nie rozmawiał z fanami
Kilkanaście tysięcy widzów bawiło się na rybnickim koncercie Guns N’Roses.
Impreza się udała, miasto zyskało promocyjnie a jedyne na co można narzekać to, że artyści kazali bardzo długo na siebie czekać przed występem.
Od strony muzycznej 11 lipca nie wyglądał zachywacjąco. Supporty – częściowo wybierane przez magistrat, częściowo przez firmę Prestige MJM – wypadły, nie przebierając w słowach, nijako. Najjaśniejszym punktem w programie rozgrzewającym publikę przed wielką gwiazdą był zdecydowanie zespół Złe Psy. Najsłabiej wypadły zespoły swą na co dzień prezentowaną stylistką znacznie odbiegające od klimatów ciężkiego rocka i zachodnich ballad w stylu Guns N’ Roses. Najsłabszy koncert dał rybnicki zespół Bloo.
Na koncert głównej gwiazdy wieczoru kilkunastu tysiącom fanów przyszło poczekać – Axl Rose spóźnił się o grubo ponad 2 godziny. Koncert – mający zacząć się o 21.00 – rozpoczął się po 23.00. Publika co rusz dawała upust swemu niezadowoleniu, gwiżdżąc i nawołując zespół do wyjścia na scenę. Gdy w końcu zgasły światła i rozpoczęło się intro, pojawiła się także magia – na oprawę wizualną i efekty pirotechniczne chyba nikt nie będzie narzekał. Ogromna scena ustawiona tego dnia na stadionie i feeria barw i świateł sprawiły, że fani szybko zapomnieli o spóźnieniu. Pierwsze dźwięki gitar i wokal u Axla Rose’a sprowadziły jednak część z nich na ziemię. Coś było naprawdę nie tak, jak powinno. Głos wokalisty ledwo przebijał się przez rzężące brzmienie trzech gitar, momentami w ogóle nie dało się wyłuskać słów piosenek. Problem został po kilku piosenkach nieco zniwelowany, jednak z miejsc przeznaczonych dla prasy (kilka krzesełek nad sektorem VIP) zespół wciąż nie brzmiał tak selektywnie, jak w zeszłym roku Bryan Adams. Dla zagorzałych fanów GnR to jednak nie problem, w końcu liczy się, że obcują na żywo z ulubionym zespołem, z legendą rockowej muzyki. No właśnie – z tym obcowaniem też nie było dobrze – Axl Rose nie zamienił praktycznie słowa z rybnicką publicznością. Swój kontakt ograniczył do kilku „Thank you” po sporych owacjach oraz do zapowiadania solowych występów członków zespołu.
Podsumowując – Guns N’ Roses zostawili na rybnickiej scenie sporo zdrowia, widać było, że wciąż chcą poruszać. I nawet jeśli stare dobre hity – jak „Welcome to the jungle” czy „Paradise City” nie brzmiały już tak dobrze, nawet jeśli Axl Rose to już nie TEN Axl Rose, a trzech utalentowanych gitarzystów nie zastąpi jednego geniusza w kapeluszu – „Gunsi” udowodnili 11 lipca, że w gwieździe świecącej bladym już światłem wciąż tkwi sporo ognia. Wystarczy go tylko rozpalić.
Marek Grecicha