Kapelan więzienny urządza się w Mikołaju
Ksiądz Adrian Bombelek najmłodszym proboszczem w diecezji.
– Jaka była Księdza kapłańska droga aż do dziś? Wiadomo, że pochodzi ksiądz stąd.
– Po święceniach w 2002 roku dostałem dekret do parafii w Kluczborku, dużej parafii, siedemnastotysięcznej, w której było ponad 30 różnych grup. Byłem przez ten czas kapelanem więziennym. Odprawiałem Mszę św., służyłem przy innych sakramentach, w różnych trudnych sytuacjach. Bardzo dobrze także toczyła się współpraca na linii szkoła – więzienie. Organizowaliśmy dla starszych klas wyjścia do więzienia na spotkania z wychowawcami, niektórymi więźniami, a dla młodzieży to było bardzo mocne przeżycie, kiedy musieli przejść przez wiele więziennych krat. Poza tym dawało to do myślenia tym, którzy chodzili niepewnymi może drogami. Czasami zdarzało się, że pod wpływem tych spotkań zmieniali swoje postępowanie.
– Potem był Kędzierzyn?
– Tak, Blachownia. To był trudny czas, ponieważ tu w Raciborzu przeżywano śmierć ks. Pawła Bembenka, mojego dobrego przyjaciela. Byliśmy razem wikarymi w Kluczborku, czasem razem wyjeżdżaliśmy. Wspomnienia o nim są wciąż żywe. Znaliśmy się od dziecka, wspólne czuwania, razem w seminarium, razem na parafii… Potem był kolejny pogrzeb mojego proboszcza ks. Stryczka w Kędzierzynie. Była to parafia mała, ok. 3 tyś.
– A ostatni rok?
– W katedrze w Opolu. Zupełnie inna specyfika pracy. Praca duszpasterska i katechetyczna jak na każdej innej parafii, ale dodatkowo dochodziły wszystkie uroczystości diecezjalne, inne sprawy, które trzeba było ogarnąć. Na przykład dyżury w konfesjonale.
– Jaka była księdza reakcja na dekret?
– Byłem pozytywnie zaskoczony. Kiedyś sobie obiecałem, że zawsze każdorazowego biskupa będę słuchał, będę posłuszny. Nie ukrywam, że jest to mój powrót do korzeni, stąd jestem. Rodzina także się ucieszyła. Jednak jest to dla mnie wyzwanie, właśnie dlatego, że jestem z tego miasta, z sąsiedniej parafii. Rodzina jest potrzebna i bardzo ważna, ale na pierwszym miejscu dla kapłana jest parafia.
– Jakie ksiądz ma plany na tę nową drogę, bo ksiądz zna to miejsce?
– Właśnie dlatego, że znam to miejsce, to czuję szczególną odpowiedzialność. Dodatkowo w zastępstwie za ks. Mariusza zajmujemy się kaplicą w Miedoni i życiem tego domu rekolekcyjnego. Pracujemy w szkole, każdy ma po kilka godzin. Jestem tutaj z ks. Grzegorzem i ks. Łukaszem. Lubię uczyć w szkole, miałem dobry kontakt z młodzieżą. Tutaj trafiłem do najstarszej części Raciborza, do parafii, która ma swoje tradycje, więc nie zamierzam przeprowadzać rewolucji. Jedynie chodziłoby o zmiany, które dyktuje duch czasu. Przez pierwszy rok trzeba się przypatrzeć jak żyją ludzie, jak funkcjonuje parafia, jakie są tradycje, jakie nabożeństwa, bo każda parafia ma swoją specyfikę. Na pewno na kolędzie będę słuchał o czym ludzie będą mówić, czy jakieś sugestie zmian można będzie wcielić w życie. Mam nadzieję, że ludzie dobrze mnie przyjmą, otwartość jest tu podstawą sukcesu. Nie ukrywam, że cieszę się, że wróciłem tutaj… Myślę o tym, by ludzi przyciągnąć do kościoła na wieczory uwielbienia. Mam dobre doświadczenia z Opola, kiedy tego rodzaju nabożeństwa gromadziły sporo ludzi. Chciałbym też tu na probostwie stworzyć rodzinną atmosferę, kapłańskie czwartki, wspólna modlitwa z moimi wikarymi, omawianie spraw bieżących. Żeby każdy tu wracał jak do domu. Kiedy my, księża żyjemy w zgodzie, w przyjaźni ze sobą, to też to widać i w kościele.
– Co fajnego jest w Raciborzu?
– Racibórz ma ciekawą historię, zamek jest odnowiony i cieszę się, że to nie niszczeje. Wybieram się tam. Historia mnie zawsze interesowała i nawet w Kędzierzynie stworzone zostało muzeum z okresu wojennego i powojennego. Zbieraliśmy pamiątki, mieliśmy kontakty z ludźmi, którzy mieli kogoś bliskiego na wojnie, robiliśmy ekshumacje żołnierzy i też znajdowaliśmy cenne przedmioty.
– Co szczególnego ksiądz przywiózł ze sobą?
– Przywiozłem ze sobą wyjątkowy krzyż, który został mi po śp. ks. Pawle, który kiedyś przywiózł z Irlandii. Przywiozłem też wspomnienia. Miedzy innymi wyjazdu z młodzieżą do Rygi na koncert ewangelizacyjny. Było to przedsięwzięcie na miarę koncertu Madonny, stworzone przez protestantów. Ludzie wielbili Boga śpiewem, a mogli to zrobić, bo teksty pieśni były na bieżąco wyświetlane na telebimach. Mam również wspomnienia związane z pielgrzymkami do Rzymu i do Ziemi Świętej, z wyjazdem z młodzieżą na Światowe Dni do Madrytu. Moją ulubioną formą wypoczynku jest aktywne zwiedzanie, chodzenie po górach, poznawanie nowych miejsc. Może z tej parafii Mikołaja uda się kiedyś taka pielgrzymka. Wyprawa śladami Jezusa to swoiste rekolekcje, na pewno potrzebne i pomocne kapłanowi w życiu. Czeka mnie jeszcze pielgrzymka do Rzymu z młodzieżą gimnazjalną z Opola, obiecałem i chcę się z tego wywiązać. Pielgrzymowanie z uczniami to też ciekawe doświadczenie, to są takie trzydniowe samolotowe dość tanie wyjazdy, w których każdy musi się mocno mobilizować. Dla niektórych była to wyprawa życia.
Rozmawiała A. Zimoń-Wielocha
Co ksiądz Bombelek robił przez ostatni rok?
Spędziłem go w katedrze w Opolu. Zupełnie inna specyfika pracy. Praca duszpasterska i katechetyczna jak na każdej innej parafii, ale dodatkowo dochodziły wszystkie uroczystości diecezjalne, inne sprawy, które trzeba było ogarnąć. Na przykład dyżury w konfesjonale.
Mieliśmy dyżury od 6 do 9 rano i wieczorem od 18. Pozostałe godziny wypełniali inni kapłani, wykładowcy z Wydziału Teologicznego i inni chętni. Tych spowiedzi jest bardzo dużo i nie są to tylko ludzie z Opola, ale przede wszystkim z okolicznych wiosek. Bardzo dużo młodych ludzi też się tam spowiada. Powiem, że nigdzie nie przeżyłem tak głębokich spowiedzi jak w Opolu właśnie. Ludzie mają możliwość większego otwarcia się i sam też to bardzo przeżywałem.