Starosta wybrał najlepszego, ale nie pozwolił mu działać
Samorząd urządza konkursy, by znaleźć fachowca do roboty, najlepszego na rynku. Wybrał Adama Sebzdę, by kierował Powiatowym Zarządem Dróg. Ten zaproponował reformy, ale starosta je zablokował. Dyrektor złożył rezygnację, w starostwie się cieszą. Wolą figuranta zamiast menadżera.
Zwykle sesje rady powiatu są przewidywalnie nudne. Opozycja jest tu mniej odważna niż w magistracie, posiedzenia potafią kończyć się w ciągu godziny lekcyjnej. Hitem wrześniowych obrad było krótkie stwierdzenie starosty Adama Hajduka: „Z końcem miesiąca rozstaniemy się z nowym dyrektorem Powiatowego Zarządu Dróg”. Zaledwie miesiąc od ogłoszenia wyników konkursu na to stanowisko! Co się stało, że powiat tak miesza w kadrach? Wersje odpowiedzi różnią się w zależności od zapytanego – starosta mówi co innego niż Adam Sebzda, który w sierpniu pokonał 4 kandydatów w staraniach o fotel dyrektora PZD.
Po sesji włodarz powiatu nie był wylewny w wyjaśnieniach przyczyn rozstania z Sebzdą. Stwierdził, że rozwiązanie umowy poprzedziła rozmowa z załogą.
Zgłosiła się cała, czy ktoś ją reprezentował? Trzy osoby, ale urzędnik nie chciał podać ich nazwisk. Hajduk sprawiał wrażenie zadowolonego z takiego obrotu spraw. Teraz dyrektorem może zostać ktoś z pokonanych, m.in. Andrzej Szulc, obecny pracownik PZD. Jego nazwisko starosta zapamiętał najbardziej z zestawu startujących w konkursie. Informacje medialne o rozstaniu z dyrektorem Sebzdą sam zainteresowany uznał za mijające się z prawdą. – W Raciborzu przepracowałem 20 lat, między innymi w tutejszej Cukrowni. Przyszedłem tu po studiach, pracowałem wpierw na niższych a następnie najwyższych szczeblach zarządzania. Negocjowałem sprzedaż Cukrowni niemieckiemu koncernowi Sudzucker. Z Niemcami pracowałem później 9 lat, zasiadałem w wielu radach nadzorczych, ukończyłem kilka studiów podyplomowych, także w Niemczech. Mam kwalifikacje do zarządzania. Pracodawcy to doceniają, wygrywam wszystkie konkursy, w których startuję – nasz rozmówca zna swoją wartość na rynku pracy. Zależy mu na dobrym imieniu i postanowił go bronić. – Przede wszystkim to ja podjąłem decyzję o rezygnacji z dalszej pracy w PZD. Zaproponowałem, niezbędne moim zdaniem reformy w strukturze zatrudnienia, a ponieważ nie zostały przyjęte, ja nie widziałem możliwości kontynuacji pracy – stwierdził. Informację o wizycie załogi w starostwie próbował zweryfikować w zakładzie. Nikt mu jej nie potwierdził, ale nie było w pracy dwóch osób, nieobecnych z przyczyn losowych. Może to z nimi spotkał się włodarz.
Sebzdzie nie było po drodze ze starostą w wizji przyszłości PZD. Doświadczony w biznesie nowy dyrektor postanowił ciąć zbędne, jego zdaniem, koszty działalności jednostki, by ograniczyć zbędne koszty. Wypowiadał umowy, planował zwolnienia. Zmiany w kadrach zaczął od likwidacji stanowiska kadrowej, bo uznał, że zakład jest mały (raptem 22 osoby) i jej obowiązkami może zająć się sam na poły z sekretarką. Jego dalsze propozycje były jeszcze śmielsze – uznał, że PZD można włączyć w strukturę starostwa a etat dyrektora jest zbędny. Z propozycji jakie przedstawił powiat mógłby wygospodarować 300 tys. zł oszczędności rocznie (za tyle można np. wyremontować jedną drogę). Sebzda gościł na posiedzeniu zarządu powiatu i wydawało mu się, że zyskał akceptację dla swych zamierzeń. Ostatecznie Adam Hajduk nakazał mu trzymiesięczny okres obserwacji kondycji jednostki i wstrzymanie jakichkolwiek ruchów personalnych. Dyrektor nie chciał w taki sposób pracować, wskazał zadania statutowe swego stanowiska, którym przeczyłoby nakazane postępowanie i złożył wypowiedzenie. Zostało z marszu przyjęte, jakby urzędnicy czekali na ruch Sebzdy. Umowę rozwiązano za porozumieniem stron. O dobrej woli byłego już dyrektora świadczyło jego późniejsze zachowanie. Mimo przymusowego urlopu, który wypisano mu aby dopełnić warunki umowy o pracę, wypełniał swe obowiązki do końca, bo bez podpisu szefa pracownicy nie dostaliby wypłat za wrzesień.
– Tłumaczono mi, że samorząd to nie biznes, że nie można traktować jego finansów jak pieniędzy firmy. Nie zgadzam się. W czasie kryzysu należy zaciskać pasa, a grosz szanować tym bardziej, że jest publiczny – zaznaczył Adam Sebzda. Swego imiennika Hajduka znał wcześniej, gdy w latach 90-tych współpracował przy polsko-włoskim projekcie finansowania budowy oczyszczalni ścieków. – Szanowałem go wtedy i nie zmieniam zdania jako o człowieku – podkreśla. Jest przekonany, że zmian w PZD nie da się uniknąć, bo wymusi je ekonomia. – Jeśli nie chce się włączać go w strukturę starostwa, to pozostaje pomysł połączenia go z raciborskim, miejskim PRD. Chciałem poddać go pod rozwagę, zleciłem nawet analizę prawną takiej fuzji – opowiada. Czy zniechęcił się do samorządu? – Nie. W raciborskim potrzebny jest ktoś taki jak ja. Z zupełnie innym niż dotychczasowe spojrzeniem na wiele spraw. Nie zależy mi na pieniądzach i stanowisku. Na etapie konkursu mówiłem, że zarobki jakich oczekuję mają być niższe niż poprzednika. Po latach pracy spędzonych we Wrocławiu wróciłem do swego miasta, by tu się zestarzeć i podzielić wiedzą jaką zdobyłem w świecie wielkiego biznesu. Szkoda, że nie znalazłem zrozumienia. Boję się, że z niewłaściwym podejściem miasto będzie się degradować zamiast rozwijać – podsumowuje Adam Sebzda.
maw