Nikt nie chce z nami rozmawiać
Zarząd związku zawodowego pielęgniarek i położnych, działający przy szpitalu w Raciborzu, od kilku miesięcy walczy o podniesienie płac pielęgniarek i położnych. O sytuacji tej grupy zawodowej oraz o dotychczasowych działaniach związanych z zabiegami o podwyżki mówi przewodnicząca tej organizacji Małgorzata Lenart.
– Uważa pani, że jako pracownicy szpitala jesteście niedoceniani i pomijani w kwestiach finansowych?
– Jako pielęgniarki i położne wypełniamy zawód szczególnego zaufania publicznego. Spoczywa na nas odpowiedzialność za całokształt opieki medycznej sprawowanej nad pacjentem. Często odpowiadamy nie tylko za jedno życie. Jestem położną więc sprawując opiekę nad ciężarną kobietą otaczam nią również jej nienarodzone lub rodzące się dziecko. W takich kwestiach jak zdrowie czy życie nie można się targować. Musimy czuć, że nasza praca jest doceniana. A tak się stanie, gdy będziemy również przyzwoicie nagradzane finansowo. Dlatego zwróciłyśmy się do dyrekcji o niezasłanianie się innymi sprawami, które dotyczą funkcjonowania szpitala, czy też odwoływanie się do słabego kontraktowania usług medycznych z NFZ. Nasza sytuacja od lat jest niekorzystna i odbija się na całej grupie zawodowej. Ciągle jesteśmy na szarym końcu, a przepaść między nami a np. lekarzami wciąż pogłębia się.
– Jak przedstawia się obecna sytuacja finansowa raciborskich pielęgniarek i położnych?
– Od kilku lat nasze wynagrodzenia nie ulegają zmianie. Z roku na rok w planie finansowym szpitala jedynym trwałym i pewnym punktem jest niezmienność kwoty przewidzianej na nasze pensje. Ostatni wzrost wynagrodzeń miał miejsce w 2009 r., jednak nigdy podwyżki dla pielęgniarek i położnych nie wynikały z dobrej woli dyrekcji. Zawsze były poprzedzane akcjami protestacyjnymi i innymi działaniami związkowymi. Przez długie lata stawiano nas na pozycji wyczekiwania i powściągliwości w kwestiach dotyczących wynagrodzeń za wykonywaną pracę. Odwoływano się do naszych sumień, cierpliwości. W rezultacie zostałyśmy zepchnięte na pracowniczy margines. Dziś w szpitalu nie kojarzymy się ze świetnie wyszkoloną kadrą zawodową a wyłącznie ze służbą, która robi to, co jej się każe.
– Czy może pani zdradzić ile zarabia dziś pielęgniarka?
– Pensje pielęgniarek i położnych w naszym szpitalu kształtują się na poziomie 1600 – 1900 zł, plus dodatki za dyżury świąteczne i nocne. Moja podstawowa pensja położnej z 23-letnim stażem, po studiach wyższych z tytułem magistra wynosi 1900 zł. Bywa jednak, że płace moich koleżanek są niższe, a w przypadku kiedy pielęgniarki nie mają studiów wyższych – nawet dużo niższe. Co więcej, zdarza się, że niektórym pielęgniarkom nie wyrównano wynagrodzeń do tych obowiązujących w ich grupie zawodowej.
– Czy o podwyżkach płac związki rozmawiały już wcześniej z dyrekcją szpitala?
– Nasze żądania opieramy na zarządzeniu pana dyrektora z 20 lutego 2009 r. sprecyzowanym w punkcie regulaminu, który mówi o wynagrodzeniach w naszej grupie zawodowej. Napisano tam wyraźnie, że podwyżki dla pielęgniarek i położnych będą realizowane od trzech do pięciu lat. Ponieważ właśnie mija ten okres czasu, zwróciliśmy się w tej sprawie do dyrekcji szpitala, starosty i Rady Społecznej Szpitala. Swoje problemy przedstawiłyśmy też podczas obrad komisji budżetowej. Niestety, dotychczasowe nasze starania nie przyniosły żadnego rezultatu.
– Związki swe roszczenia finansowe określiły na poziomie 500 zł. Dyrektor twierdzi, że są za duże jak na możliwości szpitala.
– Podwyżka, którą zaproponowałyśmy na forum jest kwotą wyjściową i to cały czas podkreślałyśmy. Na jednym z etapów wymieniania pism dostałyśmy odpowiedź od pana dyrektora, że koszt podwyżek dla naszej grupy zawodowej, przy założeniu, że będzie wynosiła 500 zł, sięga 4 mln zł rocznie. Nie upieramy się jednak twardo przy zaproponowanej kwocie. Rozumiemy, że prowadzenie szpitala wiąże się z dużymi kosztami, dlatego jesteśmy otwarte i gotowe na negocjacje. Chcemy jednak być wysłuchane, chcemy, aby z nami rozmawiano.
Poza tym nie rozumiem, dlaczego broniąc swoich pielęgniarskich praw „wrzucane” jesteśmy do jednego worka z wszystkimi pracownikami szpitala. Nie wiem jakie działania podejmować będą inne związki pracownicze. Nasze walczą wyłącznie o grupę pielęgniarek i położnych.
– Co przemawia za tym, że – pomimo trudnych czasów – pielęgniarki powinny otrzymać wyższe wynagrodzenia?
– Kadra pielęgniarska i położnych jest świetnie rozwijającą się i ambitną grupą zawodową. Zaangażowane jesteśmy w pracę w szpitalu. Staramy się spełniać odpowiednie normy jakości, czego dowodem jest np. wprowadzana aktualnie akredytacja. Intensywnie dokształcamy się, uczestnicząc w różnego rodzaju kursach zawodowych, specjalizacjach, sympozjach naukowych. Wiele z nas podejmuje wyższe studia, przy zaangażowaniu wyłącznie własnych środków i w ramach swojego wolnego czasu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że jesteśmy dobrze wykształcone i przygotowane do pełnienia swoich obowiązków. Nasze kwalifikacje docenia się na terenie całej Unii i Skandynawii.
Poza tym, nie możemy po prostu udawać, że nie zauważamy wzrastających kosztów mediów, paliwa i utrzymania przeciętnej rodziny. Przecież z naszego skromnego wynagrodzenia utrzymujemy naszych bliskich, siebie i kształcimy dzieci.
– Jakie działania dotychczas podjął związek w staraniach o podwyżkę płac?
– Przedstawiłyśmy nasze oczekiwania podczas posiedzenia Rady Społecznej Szpitala. W odpowiedzi spotkałyśmy się z lekceważeniem, niechęcią i zastraszaniem 300-osobowej kadry pielęgniarskiej. Nie miałyśmy nawet możliwości pełnego przedstawienia naszych problemów, a moja wypowiedź jako przewodniczącej związku zawodowego była nagminnie przerywana przez prowadzącego zebranie. Na spotkaniu zabrakło też szefa Rady Społecznej Szpitala, starosty Adama Hajduka. Dowiedziałyśmy się, że nasze ubruttowione i uśrednione płace nie są wcale najgorsze w naszym regionie. Pojawia się jednak pytanie, do kogo mamy się przyrównywać, czy do osób niewykształconych, pracujących na czarno, czy osób zatrudnionych w wielkich supermarketach za bardzo słabe wynagrodzenie? Czy wykonując tak odpowiedzialny zawód mamy zaniżać swoje potrzeby?
– Jaka będzie odpowiedź związku?
– Obecnie odwołałyśmy się pismem do komisji zdrowia, która miała obradować 11 grudnia. Ponieważ została odwołana, nie mogłyśmy przedstawić naszego problemu. Napisałyśmy jednak pismo do szefa tej komisji i do przewodniczącego rady powiatu prosząc o udzielenie nam głosu podczas wspólnych obrad wszystkich komisji powiatowych, w poniedziałek 17 grudnia.
Chcę przypomnieć, że wielokrotnie podczas spotkań z dyrekcją szpitala i podczas obrad komisji budżetowej w starostwie podkreślałyśmy gotowość do spokojnej i merytorycznej dyskusji bez potrzeby nagłaśniania problemu w mediach.
– Co sprawiło, że zmieniłyście zdanie?
– Nie jesteśmy w stanie z nikim rozmawiać, bo nikt nas nie słucha ani dyrekcja, ani starosta, jako szef organu założycielskiego naszej placówki, ani Rada Społeczna Szpitala. Jesteśmy rozgoryczone, bezradne, bo nie ma jakiegokolwiek dialogu i chęci do jego prowadzenia.
Narzuca się pytanie czy naprawdę musi dojść do eskalacji problemu, do zaostrzenia sytuacji, wyjścia i zamanifestowania naszego stanowiska na zewnątrz?
– Jeśli rozmowy nie przyniosą rezultatu, czy związki mocniej zaakcentują swoje żądania?
– Decyzje w tej kwestii zostaną podjęte przez całe środowisko i o tym dowiedzą się media w stosownym czasie. Nie chcę wyprzedzać faktów. Jednak chciałabym zaapelować do pana dyrektora, starosty i Rady Społecznej Szpitala, a więc do osób, które mają wpływ na politykę finansową usług medycznych w szpitalu, aby zastanowili się nad naszymi żądaniami. Może dojdziemy do jakiegoś porozumienia satysfakcjonującego wszystkie strony tego problemu? Nie chcemy w jakiś drastyczny sposób zamanifestować swego niezadowolenia, ale jeśli będzie taka konieczność, to z taką sytuacją należy się liczyć.
Ewa Osiecka