Felieton Janusza Locha
Przewodniczący Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów Racibórz Koło Centrum.
Babcia to instytucja
Od kiedy sięgam pamięcią, babcia zawsze była przy mnie. A były to lata 50. ubiegłego stulecia. Pochodzę z rodziny niepełnej. Matka zajmowała się pracą zawodową, a babcia prowadzeniem domu i wychowywaniem mnie. Babcia wtedy to mała kobieta, ponad 50-letnia (dziś jestem starszy), dla mnie w tym okresie była to starsza, dobrotliwa kobieta o gołębim sercu.
Nie będę wspominał, bo to wszyscy, którzy mieli babcie wiedzą, że opowiadała mi bajki, śpiewała kołysanki do snu. Pamiętam, gdy złapała mnie grypa, to babci lekarstwem było mleko z masłem i miodem, czego bardzo nie lubiłem. A gdy i to nie pomagało babcia stawiała mi bańki, co wcale nie było przyjemne. Metody babci były jednak jak zwykle skuteczne.
Moja babcia nie wpisywała się w stereotyp kobiety siedzącej w fotelu w okularach na końcu nosa, robiącej szaliki, swetry i rękawiczki na drutach, ale wszyć łatę na spodnie czy pocerować skarpety trzeba już było. Nigdy nie zapomnę niekończących się rozmów z babcią. Do niej mogłem zwrócić się z każdym problemem bez obawy, że nie będę wysłuchany czy wyśmiany. Dziś te sprawy są małostkowe i śmieszne, ale wtedy babcia miała wspaniały dar słuchania. Wysłuchała zawsze, przyznała mi rację, mówiąc przy tym: „zastanów się czy nie lepiej by było zrobić to tak, przemyśl to”. Przemyślałem i zawsze robiłem tak, jak radziła babcia.
Nie muszę mówić, że babcia była wspaniałą kucharką. Pamiętam, że na Boże Narodzenie zawsze piekła makowiec, mówiąc, że najlepszy jest on z herbatą z cytryną. Herbatę to ja piję bardzo rzadko, a z cytryną w ogóle. Za namową babci spróbowałem i było wspaniale. Do dziś herbatę z cytryną piję wyłącznie na Boże Narodzenie, tylko makowiec nie jest już babci.
Mając 14 lat wyjechałem do szkoły z internatem. Dom rodzinny mogłem więc odwiedzać co tydzień lub dwa tygodnie (wolnych sobót wówczas nie było). Jakże mi wtedy brakowało tych rozmów, tych mądrych uwag. Zdaję sobie sprawę, że jako rozpieszczone dziecko, trudno było mi się poddać rygorom życia w dużej społeczności internatu. Ile ja się nawyżalałem jaki to jestem nieszczęśliwy, jak mi jest źle, to tylko wiedziała babcia. I tylko dzięki jej perswazjom wracałem do szkoły i internatu. Dorastałem i zaczęły się problemy na linii chłopak – dziewczyna. No i któż był moim powiernikiem? – oczywiście babcia. Pamiętam, jak na moje zaproszenie przyjechała do nas dziewczyna. Babcia z marsowa miną zmierzyła ją wzrokiem i nic nie rzekła. Chyba ocena wypadła dobrze, bo ta dziewczyna od 40 lat jest moją żoną. Muszę powiedzieć, że w tym czasie nie było ustanowionego Dnia Babci. Babcię się kochało i szanowało, nie trzeba jej było tego mówić, ona to wiedziała.
Dziś sam jestem dziadkiem, a moja żona babcią. Świętujemy Dzień Babci i Dzień Dziadka, a wnuki o nas pamiętają. Dzisiejsze babcie to instytucja, bez której wiele rodzin nie mogłoby normalnie funkcjonować. Babcia ugotuje obiadek, posprząta, zaprowadzi wnuki do przedszkola lub szkoły. Wysłucha co nowego się zdarzyło, pomoże odrobić lekcje, pójdzie na spacer, zrobi wszystko na co rodzice nie mają czasu w tym skomercjonalizowanym świecie. Dzisiejsza babcia to kobieta doskonale znająca komputer, serfująca w internecie. Należy do organizacji, które skupiają seniorów, chodzi na spotkania, jeździ na wycieczki, korzysta z wczasów. Zabawy taneczne organizowane dla seniorów też nie są jej obce. Nie stroni również od fryzjera, kosmetyczni czy manicurzystki. To kobieta nowoczesna, jakże inna od babci z mojej epoki. Jedno co jest niezmienne, mimo upływu lat, babcie tak samo kochają swoje wnuki, tak samo o nie dbają i je rozpieszczają.
Szanujmy i kochajmy instytucję pod nazwą babcia, ale rada nadzorcza tej instytucji w postaci dziadka też jest wskazana. Bez babci i dziadka ten świat byłby o wiele uboższy.